[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pojąć. Postanowiła zatem dać im lekcję poglądową.
Jeżeli zaćmi inne panny elegancją i urodą, sztucz-
nością zachowania prześcignie najwytrawniejszych
pozerów i wespnie się na szczyty tak zwanej
towarzyskiej swobody, może wtedy zrozumieją, że
86 Maggie Shayne
ich córka i siostra ma to wszystko w małym palcu,
zaś jej styl życia nie jest skutkiem jakiegoś kalectwa,
lecz świadomym wyborem.
Zgodnie w tym planem, Rosie od pierwszej
chwili prowadziła lekkie towarzyskie rozmowy,
śmiała się, żartowała i sączyła szampana. Trzymała
się prosto, siadała jak trzeba i kiedy trzeba, przybie-
rała pozy księżniczki, wdzięczyła się i trzepotała
rzęsami. Skutek był taki, że stała się ośrodkiem
zainteresowania, a mężczyzni ciągnęli do niej jak
muchy do miodu. Czysta komedia!
Aż nagle pojawił się on. Mitch Conrad. Stojąc
w drugim końcu pokoju, patrzył na nią ze zdziwio-
ną miną. Rosie zdołała zapanować nad swoją twa-
rzą i, nie okazując zaskoczenia, posłała mu ten sam
dobrze wyćwiczony uśmiech, jakim raczyła pozo-
stałych gości. Utrzymanie tego wyrazu twarzy stało
się nieco trudniejsze, kiedy Mitch skierował się w jej
stronę.
Witam panią doktor. Nie przypuszczałem, że
wieczorem znowu się spotkamy powiedział, poda-
jąc jej rękę i kłaniając się obu siostrom. Dobry
wieczór paniom. Wyglądacie zachwycająco, jak za-
wsze.
Cześć, Mitch odrzekła Tara. Co słychać
u twojej rodziny? Phoebe zadowoliła się krótkim
skinieniem głowy, po czym szybko się wycofała
w poszukiwaniu jakiegoś bardziej atrakcyjnego to-
warzystwa.
Dziękuję, wszyscy zdrowi. Jestem tu z babką
Idą. Odwrócił się w kierunku starszej pani, Tara
zaś poszła za jego spojrzeniem i przesłała jej ukłon.
Księżycowa orchidea 87
Nie wiedziałam, że się znacie zauważyła,
zwracając się ku Mitchowi i Rosie. Była chyba lekko
zirytowana.
Tak, a nawet byłam dziś u Mitcha na ranczu.
Bardzo możliwe, że spędzę tam kilka najbliższych
dni.
Niemożliwe zdziwiła się Tara, marszcząc
brwi.
Jego krowy zapadły na nieznaną chorobę.
Prawdopodobnie zatruły się na pastwisku jakimś
szkodliwym chwastem. Nie wiadomo jakim i właś-
nie dlatego... Rosie urwała, widząc, że jej opowieść
śmiertelnie siostrę nudzi.
Na razie, Mitch. Przekaż rodzicom ukłony ode
mnie. Bardzo cię przepraszam, ale Jake ma ważną
sprawę do Rosie rzekła Tara, biorąc siostrę pod
rękę i prowadząc ją w inną część pokoju.
Byłaś wobec niego bardzo nieuprzejma obu-
rzyła się Rosie, gdy oddaliły się na tyle, że Mitch nie
mógł ich słyszeć.
Trzymaj się od niego z daleka odparła Tara
z troską w głosie.
Dlaczego?
Nie słyszałaś, co to za jeden? Jest utrapieniem
dla całej rodziny. Nie chce mieć nic wspólnego
z koncernem naftowym i zamiast zarabiać miliony
prowadzi nędzne ranczo, prawie nie przynoszące
dochodu.
Tara była przekonana, że człowiek, którego do-
chody nie sięgają przynajmniej pięciuset tysięcy
dolarów rocznie, żyje na skraju nędzy. Rosie uznała
więc, iż ranczo ,,prawie nie przynoszące dochodów
88 Maggie Shayne
zapewne przynosi całkiem przyzwoity zysk. Naj-
lepszy dowód, że Mitch był gotów za jej pomoc
zapłacić sporą sumę.
%7ładna przyzwoita kobieta nie może z nim
wytrzymać. Nigdzie nie bywa. Sam prowadzi swoją
hodowlę, pracuje przy krowach, czyści obory, budu-
je zagrody. Przynosi wstyd rodzinie. Nie zadawaj się
z nim, Rosemary.
Dziękuję, Taro, za ostrzeżenie. Strach pomyś-
leć, co by było, gdyby doszło do zbliżenia dwóch
czarnych owiec, jednej z naszej, a drugiej z ich
rodziny. Tylko patrzeć, jak mielibyśmy całe stadko
zbuntowanych owieczek, które zamiast chodzić na
przyjęcia, wolałby pracować na życie. Aadnie byśmy
wyglądali!
Po tym przemówieniu Rosie pokazała siostrze
plecy i skierowała się ku miejscu, gdzie stał Mitch.
Rozmawiał z paroma osobami, lecz musiał ją obser-
wować, gdyż ich oczy natychmiast się spotkały.
Ten facet to kompletne zero usłyszała za sobą
ostry szept Tary. Na balu znowu zrobił z siebie
idiotę.
Bo co?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]