[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczały. Ludzie odwracali głowy, kiedy ruszyła przed siebie.
Nie widziała tego wyraznie, ale chyba zmusiła inne samochody
do gwałtownego hamowania.
Skręciła w innym niż zwykle kierunku, by go zmylić. Wie
działa jednak, że nie na wiele się to zda. Rodzina Fortune'ów
jest tu wszystkim znana. Doyal znajdzie ją w kilka minut, jeśli
tylko zada odpowiednie pytania odpowiednim osobom. Zostało
jej co najwyżej kilka godzin. Chłopcy. Musi chronić chłopców.
Gdzie może ich zawiezć? Dom nie jest już bezpiecznym schro
nieniem.
Ogarnęła ją panika. Jechała sennymi uliczkami o wiele za
szybko, ale wcale tego nie zauważała. Myślała wyłącznie
o ucieczce, o tym, żeby się znalezć jak najdalej od Doyala.
Kiedy dostrzegła radiowóz, jej pierwszą myślą było zatrzymać
go i wyznać wszystko. Ale co z Adamem i dziećmi? Jeśli Do
yal się o nich dowie, zechce ich skrzywdzić, by ją w ten sposób
ukarać. Mimo to policja oznacza teraz dla niej bezpieczeństwo.
Zahamowała gwałtownie, radiowóz zatrzymał się obok. Do
strzegła w nim Raymonda Coopera i z oczu popłynęły jej łzy
ulgi. Nagle poczuła mdłości i już wiedziała, co zrobi. Wysko
czyła z samochodu i zgięta wpół zwymiotowała na chodnik.
Policjant jednym skokiem znalazł się przy niej.
- Lauro! JesteÅ› chora?
- Okropnie chora! - wyrzuciła z siebie szybko. - Bałam
211
się, że nie dojadę do domu. To zaczęło się tak nagle. Boli
mnie żołądek i głowa. - Jęknęła boleśnie.
- SprowadzÄ™ pogotowie.
- Nie! To znaczy... Muszę się położyć, a chłopcy... Może
mógłbyś nas odwiezć do domu? Zadzwonię zaraz do matki
Adama. Ona będzie wiedziała, co robić. No i zabierze do siebie
chłopców.
Cooper potrząsnął głową.
- Sam nie wiem - odrzekł niepewnie.
- Bardzo proszę! - Nie wahała się go błagać. - Proszę!
Chcę jak najszybciej znalezć się w domu.
Widząc jej łzy, zmiękł i poklepał ją po ramieniu.
- Dobrze, tylko siÄ™ zameldujÄ™.
- Dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję.
Odprowadził ją do samochodu.
- Dasz radę zaparkować na poboczu?
- Tak, ale pośpiesz się.
- To potrwa tylko chwilę - zapewnił ją.
Skinęła głową, a potem oparła ją na kierownicy, podczas
gdy on wrócił do radiowozu. Sytuacja jednak wcale nie była
lepsza. Doyal mógł się pojawić w każdej chwili i zauważyć
jej samochód. Zjechała na bok i zaparkowała. Chłopcy zasypali
ją pytaniami, ale je zignorowała. Powiedziała tylko, że prze
jadą się radiowozem, co wywołało ich entuzjazm. Wrócił
Cooper i pomógł jej przeprowadzić chłopców wraz z ich fo
telikami do policyjnego wozu. Laura cały czas trzymała się za
brzuch. Po chwili jechali do domu tą samą drogą, którą tu
przyjechała.
- Masz dreszcze - zauważył Cooper. Sięgnął pod siedzenie
i wyjÄ…Å‚ zielony koc. - Okryj siÄ™.
212
Wzięła koc z wdzięcznością i narzuciła go sobie jak szal
na głowę i ramiona. Gdy znów natkną się na Doyala, nie roz
pozna jej. Spokojnie dotarli do domu, który jeszcze nigdy nie
wydawał się Laurze taki drogi. Policjant pomógł im wejść do
środka, a potem zadzwonił do matki Adama. Laura wylewnie
mu podziękowała i poszła do łazienki udawać, że znów wy
miotuje. Po jakimś czasie, który wydawał jej się wiecznością,
do drzwi zapukała Erica Fortune.
- Lauro, kochanie? Wyjdz stamtÄ…d, niech ci siÄ™ przyjrzÄ™.
Laura nie wątpiła, że z poszarzałą twarzą rzeczywiście wy
glądała jak ciężko chora osoba. Trzymając się za brzuch,
chwiejnie oparła się o ścianę korytarza.
- Dzięki Bogu - powiedziała, nie zbliżając się do Eriki,
jakby się bała, że ją zarazi. - Czy sierżant Cooper tu jest?
- Nie, podziękowałam mu.
Z ulgą skinęła głową. Trochę żałowała, że wykorzystała
go tak bezwstydnie.
- Czy mogłabyś zabrać chłopców?
- Oczywiście, ale...
- I odebrać Wendy ze szkoły?
Erica jęknęła zniecierpliwiona.
- Kochanie, nie martw się o dzieci. Co będzie z tobą? Nie
możesz w takim stanie zostać tu sama.
- Och, Eriko, proszę - nalegała Laura. - Po prostu muszę
się położyć. Najgorsze już minęło i teraz potrzebuję tylko snu.
Poza tym, boję się, że zarażę kogoś tym paskudnym wirusem.
- ZadzwoniÄ™ do Adama.
- Nie! On jest dzisiaj bardzo zajęty. Ma wiele ważnych
spraw. No i jak mógłby mi pomóc?
Erica chwilę się zastanawiała.
213
- Cóż, kucharka wkrótce tu będzie. Jeśli zajrzy do ciebie
od czasu do czasu...
- Jestem pewna, że Beverly się mną zajmie - zapewniła
Laura. - Pewnie ugotuje rosół, a właśnie tego mi najbardziej
potrzeba. Jedz już i zabierz chłopców. Bardzo proszę.
Erica skinęła głową i poprawiła futro z norek.
- Tak mi przykro, że jesteś chora.
- Dziękuję. Proszę tylko, zajmij się moimi... zajmij się
chłopcami. - Nagle przyszło jej do głowy, że może ich już
nigdy nie zobaczyć i łzy napłynęły jej do oczu.
- Idz prosto do łóżka - rozkazała Erica, a Laura tylko ski
nęła głową.
Dzieci wesoło pobiegły za babcią, uszczęśliwione niespo
dziewanym urozmaiceniem powszedniego dnia. Laura patrzyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]