[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Musisz iść  powiedziała Tory, jakby wyczuwała jego wahanie. I było
bardzo prawdopodobne, że wyczuwała. Jak by nie było, byli ze sobą związani.
Sięgnął w górę, obejmując dłonią jej policzek.
- Tylko jeśli obiecasz mi, że pozostaniesz wewnątrz kręgu na piętrze.
Na jej energiczne kiwnięcie głową, Michael chwycił tył jej szyi, przyciągając
jej wargi do swoich, i biorąc je łagodnie w posiadanie. Jeśli istniała jedna rzecz, za
którą mógł być wdzięczny, to było dzielenie się z nią swoją nieśmiertelnością. A
odkąd byli związani, gdyby Asmodeus pojawił się, kiedy jego nie będzie,
wiedziałby to prawie natychmiast. Tory byłaby teraz praktycznie niemożliwa do
zabicia.
Odsunął się i łagodnie popchnął ją w kierunku schodów. Delikatnie klepnął
ją w pupę, kiedy spojrzała na niego przez ramię marszcząc brwi. Michael patrzył za
Translate_Team
Ford Madelyn  Anioły i Demony  Mój anioł zemsty
nią, aż zniknęło mu z widoku, po czym odwrócił się, znajdując Zadkiela
obserwującego go.
Michael ironicznie wygiął w łuk brew, a Zadkiel uśmiechnął się.
- Widzę, że czyn został wykonany.
Michael warknął.
- Jaki czyn? Ten zapewniający mi wieczny ogień piekielny? Czy ten, który
przyniesie nam męczarnie i drwiny od każdego kogo znamy?
Gdyby uśmiech Zadkiela poszerzył się choć trochę, Michael by go uderzył.
- Jeden? Oba? Wybierz, co chcesz.
- Jesteś takim dupkiem  wymamrotał Michael.
Jedyną odpowiedzią Zadkiela był śmiech. Nałóż na niego te dwa wieki
obowiązków gońca.
Kiwając ręką, zachęcił go, aby prowadził. Kiedy drugi mężczyzna
teleportował się z pokoju, Michael zamknął oczy. Pozwolił jego cząsteczkom się
podzielić, aż nie był niczym więcej niż powietrzem i podążył za nim.
Translate_Team
Ford Madelyn  Anioły i Demony  Mój anioł zemsty
ROZDZIAA VII
Tory przystanęła na szczycie schodów. Wojowniczy ton Michaela
przyciągnął jej uwagę. Nie podsłuchiwała, ale nie mogła nic poradzić na to, że ich
głosy rozbrzmiewały na schodach. Ogień piekielny? Kpi? O czym on mówił? Jaki
czyn był wykonany?
Boże, jeśli dyskutowali o tym, o czym myślała, że dyskutowali byłaby
wiecznie zawstydzona.
Poczekała jeszcze kilka sekund, ale nie usłyszała już nic interesującego,
jedynie ciszę. Tory rozważała podkradnięcie się na dół. Wtedy uderzyło ją dziwie
uczucie, prosto w klatkę piersiową, wysysając powietrze z jej płuc. W panice
potknęła się, wpadając na ścianę, paznokciami drapała jej powierzchnię, kiedy
starała się złapać równowagę.
Chwila minęła tak szybko jak nadeszła, pozostawiając ją bez tchu,
zdezorientowaną. Schodząc po schodach niepewnym krokiem, z jedynym
zamiarem, aby dotrzeć do Michaela, Tory znalazła salon pusty. Wszystkie ślady
Michaela zniknęły.
Słodki Jezu, co się właśnie stało?
Wtedy poczuła go, jak urojoną pieszczotę, Michaela otaczającego ją,
uspokajającego jej strach. Słaby szept upewnił ją, że wszystko było dobrze, że była
kochana, chroniona. To było najdziwniejsze uczucie, wyczuwać go w najgłębszych
zakamarkach jej psychiki, podczas gdy tak naprawdę go tam nie było. Ale też
stłumiło uczucie niepewności i przerażenia.
Tory brała po dwa schody naraz. Szmery w jej głowie ponaglały ją,
przypominając jej o obietnicy. Zanim dotarła na strych trzęsła się od
przepływającej przez nią adrenaliny.
Cholerny Michael. Trzymał ją w stanie umiarkowanej paniki, podczas gdy
wcale nie było takiej potrzeby. Ostatnio widziano Asmodeusa w Chicago. Wciąż
był daleko od Bostonu. I w każdym razie, nie było żadnego powodu, aby
przypuszczać, że był bliżej znalezienia jej, niż był dwadzieścia cztery godziny
temu.
Po wejściu w środek pentagramu, Tory przeszła przez rytuał połączenia na
nowo białej linii, którą złamała, żeby wypuścić Michaela. Wyrecytowała zaklęcie,
zamykając się wewnątrz ochronnego kręgu.
Kiedy minuty mijały, Tory zaczęła żałować, że nie przyniosła żadnej książki,
czegokolwiek, żeby zabić czas. Jedzenie też byłoby dobre, odkąd zaczynała być
głodna. I musiała siusiu.
Szybki rzut okiem na zegarek pokazał, że minęło dopiero piętnaście minut.
Niech to szlag. Nie da rady. Jeśli Michael nie wróci szybko, postrada rozum.
Translate_Team
Ford Madelyn  Anioły i Demony  Mój anioł zemsty
Minęło kolejne dziesięć minut i Tory nie mogła już dłużej czekać. To była jej
wina, że myślała o tym. Teraz nie mogła się skoncentrować na niczym innym. Jeśli
szybko nie pójdzie do łazienki, posika się w majtki.
I nadal była głodna.
Dobrze by zrobiło Michaelowi, gdyby umarła. Jak długo zajmowało zadanie
kilku pytań jakiejś lasce? To nie było tak, że musiała brać po uwagę czas podróży,
czy coś.
Wciągając głęboko powietrze, Tory wiedziała, że nie była fair. Odwołując
zaklęcie, upomniała się, że biedna kobieta została zaatakowana, mogła nadal stać
przed drzwiami śmierci i z pewnością zasługiwała na trochę czasu Michaela.
Mimo to naprawdę wolałaby, żeby czarownica znalazła swojego własnego
anioła.
To rozważanie zatrzymało Tory w drodze. Myśli wirujące w jej umyśle były
naprawdę wyjątkowo okropne, szczególnie te obejmujące Michaela znajdującego
się w pobliżu czarownicy w Chicago. Zwykle nie była typem zazdrośnicy, albo co
najmniej nie sądziła, że była. Zgodnie z prawdą, przed Michaelem nigdy nie miała
niczego, o co mogłaby być zazdrosna, ale jednak&
Schodząc po schodach Tory wzruszyła ramionami, kierując się w stronę
łazienki. Może była typem zazdrośnicy. Więc zastrzelcie ją.
Po załatwieniu łazienki, Tory złapała łyżkę i miskę, pudełko Captain Crunch
i trochę mleka, zanim poszła wolno z powrotem w górę schodów. Nie chciała
wracać do koła, ale wiedziała, że jeśli nie będzie jej tam, gdy wróci Michael,
będzie bardzo zły. Nie omieszkałby zrobić wszystkiego balistycznego, a Tory
stałaby się wirtualnym więzniem w jej własnym domu.
To by było do dupy.
Z pełnymi rękoma Tory próbowała manewrować drzwiami i swoimi
smakołykami, aż wreszcie odkryła, że musi utorować sobie drogę z powrotem na
strych plecami, aby otworzyć drzwi. Kiedy odwróciła głowę, znalazła mężczyznę
stojącego między nią a kręgiem. Zło emanowało od niego falami, całkowicie
kontrastując z jego pięknym obliczem. Potrzeba, by zwymiotować, omal nie rzuciła
jej na kolana, a pudełko Captain Crunch wylądowało na podłodze, pierwsza ofiara
wieczoru.
Ponad sześć i pół stopy blond męskości ruszającej na nią mogło nie wywołać
w niej paniki, ale mrożące krew w żyłach warczenie i długie stalowe ostrze
skierowane dokładnie w nią, zdecydowanie mogły tego dokonać. Tory rzuciła się
na prawo, używając jedynych broni do jej dyspozycji, mleka i ceramicznej miski,
aby odciągnąć od siebie intruza. Ledwie skuteczny, żaden nie zrobił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl