[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wykonał śmieszny ukłon. - Miło mi, panie Piętro Anglik... Pani Newton,
zno-
śM&r 246
~ «lyiMil
«»mmx
iw
L
wu się spotykamy... - Z oliwną latarnią w ręce hrabia Cenere wkroczył
nagle do pokoju, popychajÄ…c bezceremonialnie przed sobÄ… Jasona.
(...)
Manfred ze złością pokonywał wzniesienie na Salton Cliff.
Dogorywający silnikdune buggy przerywał i szarpał, co z pewnością nie
poprawiało mu humoru. Nie chciał mieć już dłużej do czynienia z tym
gruchotem. Chciał wrócić do Willi Argo i zabrać czarną limuzynę
Obliwii, którą zostawił tam, zaparkowaną przed domem.
Manfred doskonale pamiętał, że zostawił kluczyki w stacyjce. Ale eo się
stało z samym wozem, piękną, czarną limuzyną, gdy on spadł z urwiska,
tego zupełnie nie wiedział. I miał zamiar się dowiedzieć.
Potem, gdy dune buggy wspinał się z mozołem, a on sam przechylał się
na zakrętach, wrócił myślami do swych ostatnich odkryć - przede
wszystkim pomyślał o dziwnym powrocie Ulyssesa Moore'a. Dlaczego
wyjechał z miasteczka, udając zmarłego? I - co ważniejsze - dlaczego
powrócił? I gdzie był teraz? Manfred przypuszczał, że może właśnie w
Willi Argo.
Także dlatego postanowił wspiąć się na urwisko po raz drugi, mimo
surowego zakazu Obliwii.
4 « « I
rmmr " " »II " " " »1
O
A
r
i i
(coarT 'ot' isfti "oi' lcśr (.i; - o v- " v-
© © © © o © e © © o © o ©
1234567891011 1? I 3 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29
30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40
r- obd d o o o oo obo nng gg g g o o o o o g o o o d o o oobo gro o o d o
gpg o ob
b i 1 i » ) 1 1 1 b b 1 1 1 ? 1 m 1 b m u 1 1 b 1 b 1 1 1 b i i i 1
? ? nB B ? j % ? 3 rr P 3 P P P 3 3 P JM 3 3 3 3 3 3 *> 3 3 3 1 mm
Odprowadził wcześniej milutką fryzjerkę do zakładu i poprosił ją o
wizytówkę, żeby potem, gdy już załatwi wszystkie sprawy, do niej
zadzwonić. Potem wrócił do Domu Luster, by sprawdzić, czy Obliwia
nie nadeszła, ale nie znalazł jej. Postanowił więc podjechać szybko do
Willi Argo.
Kiedy pokonywał kolejne zakręty, zdał sobie sprawę, że właściwie
jedzie środkiem drogi. Stromizna urwiska męczyła go. Za wysoko. I za
stromo.
Gdy dune buggy wspinał się tak w tempie ślimaka, niespodziewane
uderzenie wiatru z boku uniosło przednie koła auta do góry. Manfred na
próżno kręcił kierownicą; w końcu po kilku metrach udało mu się
ściągnąć samochód na ziemię i znów jechać po asfalcie.
Droga za następnym zakrętem biegła wzdłuż grani urwiska. Szofer
Obliwii Newton wrócił na środek drogi i z nienawiścią popatrzył na
morze. W oddali rozległo się rżenie.
Manfred z niedowierzaniem spojrzał na drogę. Nagle zza zakrętu na
końcu odcinka prostej drogi wyjechała kolasa ciągnięta przez pędzącego
konia.
- Jasna cholera! - zaklął Manfred, ściskając kierownicę. Próbując
uniknąć zderzenia, dodał gazu i skręcił w bok,
na krawędz drogi. Dokładnie w tym samym momencie kolejny silny
podmuch wiatru uniósł samochód w górę.
- O nie! NIEEE! - wrzasnął, widząc, że droga się kończy.
Puścił kierownicę, żeby wyskoczyć z pojazdu, ale przytrzymał go pas
bezpieczeństwa. Odpiął go w chwili, gdy koła dune buggy kręciły się już
w powietrzu, a samochód zaczął przechylać się w stronę urwiska.
W przepaść.
Manfred w końcu odpiął pas i wyskoczył. Po raz drugi w ciągu trzech
dni runÄ…Å‚ z urwiska w Salton Cliff.
drewnianym domu Petera Dedalusa wypadki potoczyły się
błyskawicznie. Ani Rick, ani Julia, siedzący na najwyższym stopniu
schodów prowadzących w dół, nie rozumieli dobrze następstwa zdarzeń.
- TERAZ MI WSZYSTKO DOKAADNIE WYJAZNICIE!
- krzyknął groznie hrabia Cenere, postępując kilka kroków w głąb
pokoju. - Co to za calle deli' Amor degli Amici i co to takiego te wrota?
Kiedy mijał Jasona, chłopiec uniósł nagle nogę i wsunął ją między stopy
tajniaka.
Hrabia Cenere - w masce na twarzy, spowity w pelerynÄ™
- runÄ…Å‚ do przodu, rozbijajÄ…c swÄ… lampÄ™ oliwnÄ….
- Uciekamy! - krzyknęła Obliwia, szarpiąc Petera, który zaszył się w
kÄ…cie. - Wychodzimy!
Peter nie zareagował. Obliwia zostawiła więc Petera i sama spróbowała
wyminąć tajniaka. Mężczyzna jednak, ciągle jeszcze leżąc na ziemi,
obrócił się gwałtownie i złapał ją za nogę.
- Puść mnie! Puszczaj! - krzyczała Obliwia, kopiąc go tak wściekle,
że zerwała maskę z twarzy hrabiego Cenere.
I w tym momencie jej peleryna zajęła się ogniem od najbliższej świecy.
Zaczęła histerycznie wyć, zrzuciła z siebie płonącą pelerynę i cisnęła nią
w hrabiego Cenere. W jednej chwili również jego peleryna stanęła w
ogniu, a po chwili płomienie rozpełzły się po całej podłodze, sycąc się
rozlanÄ… oliwÄ… z lampy.
- Julio! Rick! Uciekajcie! - krzyknÄ…Å‚ Jason.
Julia, widząc ogień i słysząc krzyki Obliwii i hrabiego Cenere, zawołała:
- JAAASON! Masz na sobie smołę! Uciekaj! Uciekaj jak
najprędzej!
. Zbiegła pędem po schodach najprędzej, jak mogła, ale w połowie
schodów zatrzymały ją jęzory ognia. Cofała się, kaszląc od gęstego
dymu.
- JAAAASON! - znów zaczęła wołać brata.
Osłoniła sobie twarz rękami i rzuciła się między płomienie, schodząc
jeszcze kilka schodów.
Potem drewniane schody załamały się i Julia spadła gdzieś w pustkę.
Widząc ..ogień, Jason potoczył się po podłodze jak beczka i dotarł do
kąta, w którym zaszył się Peter Dedalus. Słyszał krzyki Obliwii i
hrabiego Cenere, a na plecach czuł żar ognia.
Ale smoła, zamiast się zapalić, jakoś dziwnie izolowała go od ognia.
- Peter, uciekajmy! - krzyknÄ…Å‚ do zegarmistrza. - Rusz siÄ™! Musimy
się stąd wydostać!
Malutki człowieczek trwał jednak nieruchomo i jak zahipnotyzowany
wpatrywał się w płomienie, które niczym żywy stwór pożerały jego
dom.
- Obliwia... - wyszeptał tylko. - Muszę ocalić Obliwię...
Abmu... . ,_. "
- Nie! - ryknął Jason. - Musimy wyjść przez okno! Jest za tobą!
Rusz siÄ™!
Jason złapał Petera za rękę, a ten spojrzał na niego niewi-dzącym
wzrokiem.
- A tyÅ› coÅ› za jeden?
- Jestem z Willi Argo - odpowiedział szybko chłopiec.
Peter położył obie ręce na ramionach Jasona i powiedział:
- Pierwszy Klucz jest tam, chłopcze. I zawsze tam był!
- Gdzie?
- W Willi Argo... - szepnął człowieczek, zanim'się obrócił. -
OBLIWIO! - zawołał, robiąc krok w kierunku ognia.
- Nie, Peter! Wracaj!
Ale zegarmistrz nawet go nie słuchał. Rzucił się w ogień i zniknął w
płomieniach. Przerażony Jason zobaczył, jak jego cień znika w dymie.
Potem przymknął łzawiące od dymu oczy. Kilka piór na grzbiecie
zaczęło mu się palić. Płomienie sięgnęły już stołu i podpaliły album,
marszcząc jedną fotografię po drugiej. Kiedy Jason go chwycił, album
zamienił się już w tysiąc zwęglonych płatków, tak że zostało mu w ręku
zaledwie kilka nadpalonych kart.
Krzyki ucichły. Słychać było tylko syk ognia.
Jason cofnął się do okna, spróbował je otworzyć, ale wydawało mu się,
że jest zamknięte hermetycznie.
- Otwórz się, przeklęte! Otwórz się!
Doleciał go krzyk Ricka, wołającego go po imieniu. Usłyszał kobiecy
krzyk, po którym nastąpił głuchy łoskot. Poczuł dym w nosie i zobaczył,
że ogień liże mu już spodnie.
Ale okno nie dawało się otworzyć.
Obrócił się w stronę pokoju, złapał aparat fotograficzny leżący dotąd na
stole i rzucił nim w szybę. Szkło się rozbiło. Do pokoju wtargnął
podmuch zimnego powietrza, podsycając ogień, ale i rozjaśniając
Jasonowi umysł.
Jason znów chwycił aparat i walnął nim w szybę jeszcze raz, i jeszcze...
Po czym rzucił się z okna głową w dół, w ciemność.
Rick dotarł do Julii, wziął ją w ramiona i pędem powrócił na schody.
- WyniosÄ™ ciÄ™, Julio. WyniosÄ™ ciÄ™ stÄ…d.
Przeszedł szybko przez pracownię Petera, całkowicie wypełnioną
dymem, i skierował się w stronę okna, przez które weszli. Zaczęły go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]