[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ze mną, Jesso. Oczekuję tego.
- Oczekujesz? - spytała, nie wierząc własnym uszom.
Na jej pobladłą twarz powróciły rumieńce, a oczy zalśniły.
Tarik wiedział z niezachwianą pewnością, że już nigdy nie pozwoli jej odejść.
- Jestem królem - podkreślił i ponownie przyciągnął ją do siebie.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Nie będę się domagała spełnienia twojej wczorajszej obietnicy - powiedziała
Jessa następnego ranka, nie patrząc Tarikowi w oczy, gdy siedzieli przy stoliku śniada-
niowym. - Chodzi mi o wyjazd z tobą do Nur.
Poranek był słoneczny i niezwykle ciepły jak na paryską jesień, co zdaniem Jessy
tworzyło dziwny kontrast z wnętrzem sypialni, w której przez całą noc uprawiali seks.
Tarik zażyczył sobie, by śniadanie podano im na prywatnym balkonie przy sypial-
ni, bardziej odosobnionym niż taras, na którym jedli pierwszej nocy. Miał na sobie zapi-
naną koszulę i ciemne spodnie, a Jessa pomyślała, że nareszcie nie wyglądał jak biznes-
men. Poranne słońce oświetlało wierzchołki drzew i okna po drugiej stronie zabytkowej
uliczki, a ona zaczęła się zastanawiać, co teraz powinna zrobić. Szczelnie otuliła się szla-
frokiem i dotknęła mokrych, spiętych na czubku głowy włosów. Postanowiła zachowy-
wać się spokojnie i poważnie. Chciała udowodnić, przede wszystkim samej sobie, że nie
jest już tą zakochaną, załamaną dziewczyną, którą kiedyś zostawił.
- Nie? - Nawet nie oderwał wzroku od gazety.
- Oczywiście, że nie - podkreśliła ze złością. - Mam własne życie i powinnam do
niego wrócić.
Tarik położył gazetę obok talerza i z uwagą przyjrzał się Jessie.
- Jeśli nie chcesz udać się ze mną do mojego kraju, po prostu mi to powiedz - za-
proponował spokojnie. - Nie udawaj, że usiłujesz uwolnić mnie od obowiązku. Gdybym
nie chciał cię zabrać, w ogóle nie poruszyłbym tego tematu. Wylatujemy jutro rano - za-
powiedział i wstał. - Musisz podjąć decyzję.
- Jaką decyzję? - Jej serce waliło jak młotem.
- Albo będziesz mi towarzyszyła z własnej woli, albo po prostu cię ze sobą zabiorę.
- Jego oczy zalśniły niebezpiecznie.
- Nie masz prawa mnie do niczego zmuszać! - zaprotestowała.
- Skoro tak uważasz... - Położył dużą dłoń na jej policzku i nagle Jessa poczuła, że
należy do niego, całkowicie i bezapelacyjnie.
Kochała go i pragnęła być przy nim wszędzie, nawet jeśli on nie odwzajemniał jej
uczucia.
Wstała i popatrzyła na jego dumną, surową twarz. Nie musiał jej kochać, była go-
towa kochać go za nich oboje. Nie była jej obca trudna miłość. Kochała Jeremy'ego bar-
dziej niż kogokolwiek na świecie, a jednak postanowiła go oddać, przekonana, że to
słuszna decyzja, choć potwornie bolesna.
Także dla Tarika mogła być silna i odporna na ból.
Jej siostra była innego zdania.
- Czyś ty oszalała? - zapytała Sharon przez telefon.
W jej nienaturalnie wysokim głosie słychać było oburzenie.
- Nie wiem, co ci na to odpowiedzieć - odparła Jessa zgodnie z prawdą.
Na miejsce tej rozmowy wybrała salon głównego apartamentu i usadowiła się ty-
łem do okien, za którymi rozciągał się przepiękny widok. Nie chciała się rozpraszać.
- Myślałam, że już sama ta ucieczka na wakacje, bez żadnego uprzedzenia, jest
dziwna - ciągnęła Sharon. - Ciągle zadajesz się z tym człowiekiem? Jesso, jak mogłaś!
- Nie znasz go - oznajmiła Jessa spokojnie.
Czuła, że musi bronić Tarika, nawet przed swoją siostrą, która przecież nie była w
stanie go skrzywdzić.
- Znam go wystarczająco dobrze - prychnęła Sharon z oburzeniem. - Wiem, że cię
okłamał i zostawił. I wiem, że mężczyźni tacy jak on potrafią wpadać w cudze życie i z
niego wypadać, kiedy tylko im się podoba. Nigdy nie myślą o konsekwencjach.
- Tarik nie jest już takim samym człowiekiem jak dawniej - powiedziała Jessa i
westchnęła. - I nic nie jest takie proste, jak mogło się wtedy wydawać.
- Ze swoim życiem możesz robić, co ci się tylko podoba, nawet najgorsze głupoty.
Ale nie chodzi tylko o ciebie, prawda? - Głos Sharon drżał. - Egoistka - dodała bardzo
cicho, ale Jessa doskonale to usłyszała.
Nawet była w stanie wyobrazić sobie, co jej siostra teraz robi. Spaceruje nerwowo
po kuchni, z ręką oplecioną wokół talii i ze zmarszczonymi brwiami. W myślach przy-
kazała sobie nie kłócić się z Sharon.
Oczywiście, że jej siostra była przerażona perspektywą ponownego zejścia się
Jessy i Tarika. I co w tym dziwnego? Jessa przymknęła oczy i położyła dłoń na sercu.
Kochała Sharon i była świadoma, że w gruncie rzeczy siostra również bardzo ją kocha.
- Wiesz dobrze, że nigdy nie zrobiłabym niczego, żeby cię skrzywdzić - powie-
działa cicho Jessa i uszczypnęła nasadę nosa, jakby chciała w ten sposób zapobiec nad-
chodzącemu bólowi głowy. - Żadnego z was. Powinnaś to wiedzieć. Ale i tak wyjadę.
Muszę.
- Nie mogę w to uwierzyć - syknęła Sharon. - Dlaczego ten człowiek robi z ciebie
idiotkę, Jesso? Ludzie się nie zmieniają. Znowu cię zrani, mogę ci to obiecać.
- Zadzwoniłam tylko po to, żeby ci powiedzieć o moim wyjeździe - odparła Jessa
po dłuższej chwili, starając się mówić jak najspokojniej i nie wrzasnąć na siostrę. - Nie
proszę cię o pozwolenie.
Jej wzrok padł na wspaniały obraz Cezanne'a po przeciwnej stronie salonu.
- Nie mogę uwierzyć, że tak wiele ryzykujesz. I po co? Dlaczego? Bo masz na-
dzieję, że wszystko się zmieniło? - Sharon zaśmiała się z goryczą. - Obyś się nie sparzy-
ła.
- Też na to liczę - wymamrotała Jessa, bo nie przychodziło jej do głowy nic, dzięki
czemu jej siostra poczułaby się lepiej.
Sharon bez słowa pożegnania odłożyła słuchawkę, a Jessa zmusiła się do tego, że-
by spokojnie oddychać. Kochała Tarika wtedy, kiedy nic, co jej mówił, nie było prawdą,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]