[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie dwadzieścia tysięcy dolców, ale mam już przynajmniej własną cebulę i sałatę.
 Bardzo kosztowną cebulę i sałatę  zauważyłem.
 Tak. Ale co tam, do diabła.
Powinienem zaznaczyć, że akcent Bellarosy zdecydowanie nie wywodził się z
Locust Valley, nie był jednak również czysto brooklyński. Ponieważ to, jaki kto ma
akcent, jest w tej okolicy rzeczą ważną, mam w tej kwestii wyczulone ucho, podobnie
zresztą jak wszyscy moi znajomi. Zwykle jestem w stanie powiedzieć, z którego z
pięciu przedmieść Nowego Jorku albo z którego z graniczących z nimi hrabstw
pochodzi dana osoba. Czasem potrafię nawet określić, do jakiej szkoły średniej
chodziła albo czy studiowała w Yale jak ja. Frank Bellarosa nie studiował w Yale, ale
było chwilami coś szczególnego w jego akcencie, a być może w doborze słów, coś,
co przypominało niemal
99
szkołę przygotowawczą. Przede wszystkim jednak słychać było w jego mowie
brooklyńską ulicę.
 Skąd sprowadził się pan do Lattingtown?  spytałem wbrew temu, co podpowiadał
mi rozsądek.  %7łe jak? A, z Williamsburga.  Spojrzał na mnie.  To w Brooklynie. Zna
pan Brooklyn?
 Niezbyt dobrze.
 Wspaniała dzielnica. To znaczy kiedyś była wspaniała. Teraz za dużo tam&
cudzoziemców. Dorastałem w Williamsburgu. Pochodzi stamtąd cała moja rodzina.
Mój dziadek zamieszkał przy Havemeyer Street zaraz po przyjezdzie.
Domyśliłem się, że dziadek pana Bellarosy przyjechał tam z innego państwa,
najprawdopodobniej z Włoch. Mieszkający wówczas w Williamsburgu Niemcy i
Irlandczycy z pewnością nie wzięli go w objęcia i nie poczęstowali sznyclami na
powitanie. %7łeby zdobyć dla siebie trochę przestrzeni, pierwsi przybysze z Europy
musieli jedynie wytłuc zamieszkujących ten kontynent Indian. Następne fale
imigrantów nie miały już tak łatwego zadania; musieli kupować albo wynajmować.
Nie wydawało mi się jednak, by pana Bellarosę interesowały tego rodzaju ironiczne
uwagi, zachowałem je więc dla siebie.
 Cóż, mam nadzieję, że spodoba się panu tutaj, na Long Island  powiedziałem.
 Jasne. Znam Long Island. Chodziłem tutaj do szkoły z internatem.
Nie powiedział nic więcej, nie naciskałem więc, mimo że zaciekawiło mnie, do jakiej
to mianowicie szkoły z internatem mógł uczęszczać Frank Bellarosa. Być może miał
na myśli poprawczak.
 Jeszcze raz dziękuję za sałatę  powiedziałem.
 Nie może długo leżeć. Najlepsza jest na ostro. Z kropelką oliwy i octu.
Zastanawiałem się,,czy naszym koniom będzie smakować bez oliwy i octu.
 Na pewno nie będzie długo leżeć. Cóż&
 To pana córka?
Bellarosa spoglądał mi przez ramię, odwróciłem się więc i zobaczyłem idącą ku nam
ścieżką Susan. Obróciłem się z powrotem do Bellarosy.
100
 Moja żona.
 Naprawdę?  Przypatrywał się zbliżającej Susan.  Widziałem, jak któregoś dnia
jezdziła konno po mojej posiadłości.
 Jezdzi czasami konno.
Spojrzał na mnie.
 Jeśli chce jezdzić po moich gruntach, nie mam nic przeciwko.
Robiła to pewnie, zanim je wykupiłem. Nie chcę żadnych zadrażnień.
Mam w końcu kilkaset akrów, a końskie gówno to świetny nawóz.
 Bardzo lubią go róże.
Susan podeszła wprost do Franka Bellarosy i podała mu rękę.
 Jestem Susan Sutter. A pan musi być naszym nowym sąsiadem.
Bellarosa wahał się chwilę, zanim wyciągnął dłoń, i domyśliłem się, że w jego
świecie nie wymienia się uścisku ręki z kobietą.
 Frank Bellarosa  przedstawił się.
 Miło mi pana poznać, panie Bellarosa. John powiedział mi, że przed kilku
tygodniami spotkał pana w szkółce.
 Zgadza się.
Bellarosa patrzył jej prosto w oczy, chociaż nie umknęło mojej uwagi, że na pół
sekundy jego wzrok powędrował ku jej nogom. Nie byłem całkiem zadowolony, że
Susan nie włożyła dresu i pokazywała się zupełnie nieznajomemu mężczyznie w
tenisowej spódniczce, która ledwie zakrywała jej krocze.
 Musi pan wybaczyć  odezwała się Susan  że dotąd pana nie odwiedziliśmy, ale
nie byliśmy pewni, czy zamieszkał pan na stałe i czy przyjmuje pan gości.
Bellarosa przez chwilę najwyrazniej to analizował. Cała ta historia z przyjmowaniem
gości musiała stanowić dla niego nie lada problem.
Susan, muszę tu zaznaczyć, zaczyna grać rolę Lady Stanhope, kiedy pragnie
wprawić pewnych ludzi w zakłopotanie. Nie wiem, czy jest to z jej strony gest
obronny czy może raczej zaczepny.
Bellarosa nie wpadł bynajmniej w zakłopotanie, wydawało mi się jednak, że zaczął
odnosić się do Susan z większą niż do mnie atencją.
Może rozpraszały go jej nogi.
 Właśnie opowiadałem pani mężowi  zwrócił się do niej  że raz czy dwa widziałem
panią jeżdżącą konno po mojej posiadłości.
Wcale mi to nie przeszkadza.
Pomyślałem, że zechce wspomnieć o wiążących się z tym skatolo101 gicznych
korzyściach, ale on tylko się do mnie uśmiechnął. Nie odwzajemniłem uśmiechu. To
naprawdę gówniany dzień, pomyślałem.
 To bardzo miło z pana strony  odparła Susan.  Powinnam jednak zaznaczyć, że
honorowanie jezdzieckiego prawa przejazdu należy do tutejszych odwiecznych
zwyczajów. Jeśli pan sobie życzy, może pan oznaczyć specjalne ścieżki. Gdyby
jednak zostało tu jeszcze kiedykolwiek urządzone polowanie, konie będą szły śladem
psów, a psy śladem zwierzyny. Proszę się nie obawiać, zostanie pan uprzednio
powiadomiony.
Frank Bellarosa przyglądał się Susan przez dłuższą chwilę, podczas której żadne z
nich ani razu nie mrugnęło okiem. Jego odpowiedz zaskoczyła mnie.
 Widzę, że jest jeszcze mnóstwo spraw, których tutaj nie rozumiem, pani Sutter 
odparł chłodnym tonem.
Pomyślałem, że powinienem zmienić temat na bardziej dla niego zrozumiały i
podniosłem do góry plastikową torbę.
 Spójrz, Susan, pan Bellarosa sam wyhodował tę sałatę& nazywa się radicchio,.. w
oranżerii Alhambry.
Susan rzuciła okiem na torbę i obróciła się do Bellarosy.
 Och, wyremontował pan oranżerię. To wspaniale.
 No. Dom jest już prawie gotów.
 A te sadzonki&  dodałem pokazując stojącą na ziemi tacę  to warzywa do
naszego ogrodu.
 Miło, że pan o nas pomyślał  powiedziała Susan.
Bellarosa uśmiechnął się do niej.
 Pani mąż powiedział, że je pani kwiaty.
 Nie, proszę pana, zjadam tylko kolce. Dzięki, że pan wstąpił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl