[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby potem... potem zostać z niczym... Och, Elizo!
Czy to taka zbrodnia, że chcę, aby mój przyszły mąż
chciał mieć mnie, a nie moją fortunę? Czasami, jak
mi smutno, to myślę, że mnie tak naprawdę nikt
nigdy nie chciał. Moja matka... Cassie zamilkła
i smętnie zwiesiła głowę.
Pani Ward zawsze chciała dla panienki jak
najlepiej powiedziała szybko Eliza. Kuzyni też
bardzo panienkę kochają i chcą, żeby panienka była
szczęśliwa. Może czasami dążą do tego niewłaściwą
72 Nicola Cornick
drogą, ale... Eliza pociągnęła cicho nosem ... ale
serca mają złote, panienko. Wyjąwszy, naturalnie,
pana Williama. On jest niewiele więcej wart niż
cena jego żakietu, tak samo jak ten chłystek, jego
kamerdyner.
Cassie roześmiała się i lekko ścisnęła rękę Elizy.
Dziękuję, moja droga.
Eliza uśmiechnęła się z zadowoleniem.
Wszystko się ułoży. Musi tylko panienka się
przekonać, co naprawdę czuje panienki serduszko
i co czuje lord Quinlan.
Masz rację. A przede wszystkim mam też
nadzieję, że lord Quinlan nadal będzie powściąg-
liwy. Cassie westchnęła i sięgnęła po peniuar.
Wcale mi się nie chce spać. Pójdę sobie na dach
i posiedzę trochę pod kopułą. To najlepsze miejsce
do rozmyślań.
A broń Boże! Panienko! Jeśli lord Quinlan
zobaczy panienkę w takim stroju, od razu zabierze
się do całowania. Niech panienka nigdzie nie idzie,
tylko posiedzi sobie tu przy oknie. Stąd taki sam
widok jak z dachu, a i siedzieć tu wygodniej!
Po wyjściu pokojówki Cassie rozsiadła się na
miękkiej, wyściełanej ławie pod parapetem i, uchyli-
wszy jedno skrzydło okna, z przyjemnością wciąg-
nęła w płuca chłodne powietrze. Cały świat spowity
był w mrok, rozjaśniony srebrzystą poświatą księży-
ca. Drzewa rzucały na ziemię dziwne, jakby poszar-
pane cienie, dookoła cisza jak...
Nie, wcale nie. Wyglądało na to, że nie tylko
Cassie tej nocy cierpi na bezsenność. Najpierw przez
Aowca posagów 73
dziedziniec przebiegła Dent, jedna z pokojówek
Sary. Zaraz potem, nie wiadomo skąd, dobiegł do
uszu Cassie radosny i dzwięczny głos Elizy. Od-
powiedział mu niski, przyciszony głos Timmsa,
osobistego kamerdynera majora Lyndhursta. Po
chwili ciszy znów szmer. Zza węgła wyszedł wyso-
ki, rosły mężczyzn i jak duch zaczął przemykać się
w stronę wysokiego żywopłotu z cisów. Cassie aż
wyprostowała się, żeby lepiej dojrzeć. W ułożeniu
ramion i sposobie poruszania się było coś znajome-
go. Ależ naturalnie, to wicehrabia! Wyszedł sobie na
wieczorną przechadzkę, dziwne tylko, że porusza
się tak ostrożnie. Nagle z drugiej strony z ciemności
wyłoniła się inna postać, kobieca, i podążyła za...
żywopłot! Cassie usłyszała cichy chrzęst żwiru,
potem śmiech, bardzo krótki. I cisza.
Jak on śmiał, ten Peter Quinlan! Przyjeżdża do
Lyndhurst Chase, żeby starać się o względy panny
Ward, a jednocześnie romansuje za żywopłotem
z jakąś pokojówką! Dla rozpustnych dżentelmenów
takie zachowanie to może chleb powszedni, dla
panny Ward było to jednak nie do przyjęcia.
Jak furia wypadła ze swego pokoju. Drewniane
obcasiki zastukały energicznie o dębowe stopnie
schodów. Zbiegła na pierwsze piętro, przebiegła
przez korytarz i nie zastanawiając się ani chwili,
zapukała do drzwi pokoju zajmowanego przez
Petera Quinlana. Była przekonana, że nie usłyszy
nikogo. Jakże była zaskoczona, kiedy niski męski
głos zza drzwi zaprosił ją do środka.
Zaniemówiła. Męski głos, trochę zniecierpliwio-
74 Nicola Cornick
ny, ponowił zaproszenie, prawie jednocześnie drzwi
otwarły się i Cassie stanęła twarzą w twarz z Pete-
rem Quinlanem. Był ubrany raczej po części już
rozebrany, miał bowiem na sobie tylko pantalony
i koszulę. Krawat zdjęty, koszula pod szyją rozpięta.
Na stoliku przy łóżku zapalona świeca, narzuta na
łóżku pognieciona, na kapie leżała otwarta książka.
Peter był sam. Czytał sobie. Wcale nie wychodził
do ogrodu, żeby pobaraszkować z pokojówką. Te
spostrzeżenia szybko utrwaliły się w umyśle Cassie
i teraz, paląc się ze wstydu, gorączkowo szukała
w głowie słów, które w sposób wiarygodny wy-
tłumaczyłyby jej niespodziewane wtargnięcie. Nie-
stety, zdołała tylko wykrztusić.
To... to pan!
Tak, to ja potwierdził uprzejmym tonem
Peter, jego zaciekawione spojrzenie badało każdy
szczegół swobodnego stroju Cassie. Czy mógłbym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]