[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nas narada. Wiem doskonale, że będziemy
ROMANS Z PISARZEM
111
się kłócić, ale to dobrze. W końcu jednak dojdziemy do porozumienia - dodał. - Nie ma innego
wyjścia.
Candida spojrzała na niego ostro. Wcale nie powiedziała, że pomoże mu w ocenianiu tych opowiadań
- ale nie musiała. Ponieważ wiedziała, że to zrobi. I on też to wiedział!
ROZDZIAA DZIEWITY
Candida wzięła do ręki telefon i gdy wystukiwała numer Maksa, lekko drżała jej dłoń. Wiedziała, że
nie będzie zadowolony - ale ona w końcu podjęła decyzję.
Minęło dziewięć dni, odkąd się z nim widziała
- dziewięć dni, odkąd Faith i Emily pojawiły się w jego mieszkaniu - i częściowo to właśnie pomogło
jej w podjęciu decyzji. Musiała to przerwać! Nie mogła sobie pozwolić na dalsze zacieśnianie
kontaktów z jego rodziną. To było niemądre i czuła, że może się dla niej bardzo zle skończyć.
Max dzwonił kilka razy, chcąc wiedzieć, kiedy będzie się mogła zabrać za czytanie opowiadań, ona
jednak za każdym razem mu odpowiadała
- zgodnie zresztą z prawdą - że najpierw musi wywiązać się z własnych zobowiązań.
Teraz odebrał niemal natychmiast i kolana Can-didy zadrżały, gdy usłyszała ten męski, głęboki głos.
- Max? Cześć - zaczęła.
- Ach, nareszcie - przerwał jej natychmiast.
- Zostało nam już tylko kilka dni, kiedy więc przyjedziesz do mnie, aby przeczytać te opowiada-
ROMANS Z PISARZEM
113
nia, Candido? Spędziłem nad nimi wiele godzin i po prostu nie potrafię wybrać najlepszego. Na-
prawdę potrzebna mi opinia drugiej osoby.
Candida wzięła głęboki oddech.
- Cóż... przepraszam, Max... ale będziesz musiał poprosić kogoś innego - powiedziała, starając się,
żeby zabrzmiało to zdecydowanie. - Ja naprawdę nie jestem teraz w stanie znalezć na to czasu.
Przez chwilę Max nie odzywał się, po czym Candida, ku swemu totalnemu zdziwieniu, usłyszała ciche
kliknięcie i na drugim końcu linii zapanowała cisza! Rozłączył się, naprawdę się rozłączył! Siedziała
znieruchomiała, nie chcąc w to uwierzyć. Choć miał sporp wad, niegrzecz-ność i małostkowość do
nich nie należały! A przynajmniej tak jej się do tej pory wydawało. A więc jednak nie jest
dżentelmenem, pomyślała ponuro, odkładając słuchawkę na miejsce. Po czym wzruszyła ramionami.
Cóż, no i dobrze. Swoją postawą tylko jej wszystko ułatwił.
Uznała, że dobrze jej zrobi kubek mocnej herbaty. Poszła do kuchni i zaczęła napełniać czajnik wodą,
kiedy nagle i bez ostrzeżenia wybuchła płaczem. Zachowanie Maksa zraniło ją bardziej niż była to
skłonna przyznać sama przed sobą...
Zaparzenie herbaty i jednoczesne ocieranie łez, które nie chciały przestać płynąć nie było sprawą
prostą, i zanim w końcu udało jej się zanieść tacę
114
SUSANNE JAMES
do sypialni, zdążyła zużyć prawie całe pudełko chusteczek. Cholerny Max Seymour, pomyślała z
goryczą. Dlaczego tyle dla niej znaczył? Dlaczego tak się przejęła tym, że w tak bezceremonialny
sposób przerwał ich rozmowę?
Siedziała na skraju łóżka i piła powoli gorącą herbatę, patrząc przed siebie pustym wzrokiem.
Podejrzewała, że to oznacza koniec ich współpracy, jeśli chodzi o aranżację jego mieszkania. Z całą
pewnością wszystko teraz odwoła. I to będzie także koniec jej znajomości z Faith, Rickiem i ich
córeczką. Ale czyż nie tego właśnie pragnęła? Nie to było dla niej najlepsze? Po jej policzkach
spłynęły kolejne łzy i Candida zgromiła się w duchu. Na litość boską, wielka mi sprawa! Znała Faith
dopiero od jakichś sześciu miesięcy, a Maksa znacznie krócej. Bez nich jej życie wcale się nie
skończy!
Dopiła herbatę i poczuła tak wielkie przygnębienie, że położyła się na łóżku. Pomyślała, że może
dobrze jej zrobi mała drzemka... chociaż kilka minut...
Nagle rozległ się dzwonek, tak natarczywie, że Candida natychmiast zerwała się z łóżka. Kto to mógł,
do diaska, być? Zerknęła na zegarek i zobaczyła, że jest już wpół do szóstej. Jej mała drzemka trwała
aż półtorej godziny!
Wstała z łóżka i jęknęła, przejrzawszy się w lustrze. Jak ona wygląda? Twarz miała bladą, oczy
zaczerwienione od płaczu, a jej włosy to jedna
ROMANS Z PISARZEM
115
wielka plątanina. Cóż, niech sobie ten ktoś dzwoni. Ona nie miała zamiaru przyjmować dzisiaj żad-
nych gości.
Ponownie rozbrzmiał dzwonek, jeszcze bardziej natarczywie, i Candida udała się do salonu, by
wyjrzeć przez okno i sprawdzić, kto to taki.
Z cichym okrzykiem rozpoznała mercedesa Maksa, zaparkowanego po drugiej stronie ulicy!
0 nie! Zakryła z przerażeniem usta dłonią, uświadomiwszy sobie, że on dostrzeże jej stary samochód
1 będzie wiedział, że jest w domu.
Kiedy dzwonek odezwał się po raz trzeci, wiedziała, że nie ma wyjścia i musi otworzyć drzwi. A on
wejdzie i zobaczy ją w takim stanie! Uniosła wyzywająco brodę. I co z tego? ,Czy na dłuższą metę
miało to jakieś znaczenie?
Zeszła po schodach, otworzyła drzwi wejściowe i spojrzała na niego. Przez chwilę żadne z nich się nie
odzywało. Następnie odsunęła się na bok.
- Zechcesz wejść? - zapytała z wystudiowaną uprzejmością, jakby podkreślając fakt, że ona zawsze
traktuje grzecznie innych ludzi.
- Już myślałem, że będę musiał staranować te drzwi - odparł pogodnie Max. - Zobaczyłem twój
samochód, uznałem więc, że jesteś w domu.
- Urwał, nie odrywając wzroku od jej twarzy.
- Coś się stało... wszystko w porządku, Candido?
- Wszystko w j ak naj lepszym porządku, dziękuję bardzo. - Odwróciła się, by wejść po schodach.
116
SUSANNE JAMES
- Małe przeziębienie, to wszystko - skłamała.
- Nie powinieneś się zbytnio do mnie zbliżać.
- Och, ja się nigdy nie przeziębiam - odpowiedział, idąc za nią. - Nic się więc tym nie przejmuj.
Weszli do salonu i Max położył na ławie wypchaną teczkę.
- Opowiadania - oświadczył. - Jako że zdaję sobie sprawę z faktu, iż jesteś zbyt zajęta, by przyjechać
do mnie, postanowiłem, że to ja przyjadę do ciebie. Nic nie stoi przecież na przeszkodzie, abyśmy
naradzili się tutaj.
Usiadł i poklepał oparcie fotela.
- Całkiem wygodny - rzekł uprzejmie. Candida wpatrywała się w niego, nie mogąc
uwierzyć, że ten mężczyzna miał czelność puścić mimo uszu to, co powiedziała mu o braku czasu na
czytanie. Postanowił zjawić się u niej bez zaproszenia i praktycznie ją do tego zmusić.
Westchnęła i przysiadła na oparciu drugiego fotela.
- Chyba nie zrozumiałeś tego, co ci powiedziałam przez telefon, Max. Choć trzeba przyznać, że nasza
rozmowa okazała się nieco krótka - dodała znacząco.
- Ach, tak, przepraszam cię za to. Upuściłem tę cholerną słuchawkę i uznałem, że nie będę tracił czasu
i po raz drugi do ciebie dzwonił - odparł.
- Ponieważ nie zostało nam go już dużo. Uśmiechnął się do niej i Candida na chwilę
ROMANS Z PISARZEM 117 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl