[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- On cię kocha. Jest w tobie nieprzytomnie
zakochany.
Melanie zamknęła zmywarkę i włączyła ją drżącymi rę-
kami. Kiedy wyjrzała przez okno, aby popatrzeć na Jacka,
Laura wyszła z kuchni. Jack kocha ją? Przecież
powiedział, że tego nie może jej dać. Laura pragnęła, by byli
szczęśliwi i zakochani, więc widziała to, co chciała widzieć.
Ale same pragnienia nie wystarczą. Małżeństwo nie oznacza
automatycznie wiecznego szczęścia. Szczególnie, jeśli zostaje
zawarte z innych przyczyn niż miłość.
109
RS
A gdyby Laura jednak miała rację i Jack ją naprawdę
kocha? Czy można mu zaufać? Przecież i Craig, i Andy
wyznawali jej miłość. No i jak to się skończyło? Ale Jack
nigdy nie powiedział, że ją kocha. Musiała jednak przy-
znać, że z Jackiem wszystko było inaczej. Całkiem ina-
czej. Zanim go spotkała, nigdy się nie zdarzyło, by męż-
czyzna jednym spojrzeniem potrafił doprowadzić ją na
skraj rozkoszy. I z żadnym nie pragnęła być dwadzieścia
cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
Na podwórku mężczyzni popijali piwo i dyskutowali
- bez wątpienia - o ciesielce. Melanie zapatrzyła się na
Jacka. Boże, ależ on jest przystojny! W tej czarnej ko-
szulce polo, z czarnymi włosami, wydał jej się wprost
niebezpiecznie pociągający.
Jack chciał ją mieć w łóżku, chciał być blisko córki
i pragnął, aby na świadectwie urodzenia dziecka widniało
jego nazwisko. Już następnego dnia po powrocie z po-
dróży poślubnej załatwił Julianie nową metrykę. No
i osiągnął wszystko, co sobie zaplanował. Czy teraz ode-
jdzie? Melanie nie zamierzała żyć w świecie marzeń, bez-
rozumnie wierząc, że on ją kocha. Ale jeśli będzie o tym
bez przerwy rozmyślać, w końcu zwariuje.
Tylko właściwie dlaczego? Bo pragnie jego miłości?
A czy ona sama naprawdę go kocha? Jest miły, tro-
skliwy. Trudno by jej było znalezć w nim coś, czego by
nie lubiła.
Ty go uwielbiasz! wykrzyknął jakiś głos w jej głowie.
Tak. Jest w nim zakochana. Nawet się nie spostrzegła,
kiedy zaczęła go kochać. Ale jakaś mała cząstka jej umy-
słu nie chciała się z tym pogodzić. Melanie bała się, że
znów zostanie złapana w pułapkę i okłamana.
110
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Jack ze zdumieniem patrzył na pudełko zapakowane
w ozdobny papier i przewiązane wstążką. Bez wątpienia
było dla niego: na karteczce widniało jego imię. Rzucając
klucze na stół zawołał Melanie.
Weszła do holu.
- Cii. Juliana śpi.
- Co to jest?
- A jak myślisz?
- Prezent dla mnie. Ale dlaczego?
- Otwórz i sprawdz, głuptasie.
Spojrzał na nią, a jego usta wygięły się w niepewnym
uśmiechu. Zerwał papier i wyjął ciężką skrzynkę.
- Aadna.
- Zajrzyj do środka.
Postawił skrzynkę na stole i odpiął mocne zatrzaski.
W skrzyneczce były narzędzia: taśma miernicza, pozio-
mica, młotek, śrubokręty, nawet elektryczna wiertarka
i piła ręczna.
- Mówiłeś, że twoje narzędzia są w magazynie. Po-
myślałam więc, że chciałbyś mieć tutaj drugi komplet.
Podniósł wiertarkę i obejrzał ją w sposób, na jaki stać
tylko mężczyznę, pomyślała. Chłopięce zabawki.
- Dziękuję.
Zmarszczyła brwi.
- Nie podobają ci się?
- Bardzo mi się podobają i to miło z twojej strony,
że mi je kupiłaś, ale... - Zawahał się i jej serce na mo-
ment niemal się zatrzymało.
- Ale?
111
RS
- Odzyskam swoje rzeczy, gdy pojedziemy do Wir-
ginii. Tutaj nie mogę stacjonować. Nie ma tutaj oddziałów
SEAL.
- Wiem.
- Nie wyglądasz na specjalnie zachwyconą.
- Starałam się jeszcze o tym nie myśleć. - Melanie
bała się chwili, gdy Jack będzie musiał wyjechać.
- Chyba nie sądziłaś, że po powrocie do pracy będę
was odwiedzał tylko wtedy, gdy dostanę urlop?
Uśmiechnęła się.
- Tego, poruczniku Singer, nigdy nie brałam pod
uwagę.
Odłożył narzędzia.
- Jesteś gotowa na przeprowadzkę?
- Psychicznie? Nie. - Przechyliła głowę wytrzymując
jego spojrzenie. - Czy to konieczne już teraz?
- Już masz mnie dosyć? - zażartował.
- Nie. - Powiedziała bez namysłu. - Oczywiście, że
nie, ale poradzę sobie sama.
- Och, co do tego nie mam wątpliwości. Przecież mu-
siałem się wpakować na siłę do twojego domu.
Uśmiechnęła się nieśmiało i z lekkim zażenowaniem.
- Ale teraz już tak nie jest, prawda marynarzu?
Podszedł bliżej i objął ją w pasie.
- Stacjonuję tam, gdzie mi każą. Teraz mam bazę
w Wirginii. To ładna okolica. No i mieszkają tam żony
innych oficerów.
- Bardzo chciałabym poznać żony twoich przyjaciół.
- Ale poza tym nie jesteś gotowa aż tak dalece się
zaangażować, prawda? - spytał i przesunął dłonie niżej.
- Nie, nie o to chodzi. Jesteśmy małżeństwem i ra-
zem przejdziemy przez wszystko - powiedziała, przy-
112
RS
ciągając go do siebie. Ale gdy spojrzała mu w oczy,
zorientowała się, że uraziła go brakiem entuzjazmu. -
A co do przeprowadzki, to chętnie pojadę. Szczerze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]