[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze, milordzie.
Rządca już wcześniej widział u barona ten szatański
uśmieszek. Jego pan coś knuł, to nie ulegało wątpliwości.
Rozdział siódmy
- Dlaczego on chce rozmawiać tylko z tobą? - spytał
Stephen. Zirytowało go to żądanie. Chciał mieć poczucie,
że los Danewolda od niego zależy. - Nie pozwól mu wy­
błagać litości, ojcze. Jeśli ją skrzywdził, nie ujdzie mu to
płazem. Przysięgam, że jeśli tknął ją choćby palcem, to
marnie zginie.
- Intrygujesz mnie, Stephenie. - Ralph zmarszczyÅ‚ czo­
Å‚o. - Nie jestem gÅ‚upcem ani narwanym mÅ‚okosem. Cze­
go siÄ™ obawiasz? Kim dla ciebie jest ta panna?
- Powierzono ją mojej opiece - odparł Stephen,
wpatrując się w jakiś punkt nad głową ojca. Nie mógł
opowiedzieć mu o uczuciu do Elony, najpierw powin­
ni rozmówić się we dwoje. - To jest plama na moim
honorze.
Ralphowi nie wydaÅ‚o siÄ™ to przekonujÄ…ce, rozumiaÅ‚ jed­
nak, że starszy syn znalazł się w trudnej sytuacji. Alayne
zamierzaÅ‚a wyswatać tÄ™ pannÄ™ z Alainem, ale nic nie zo­
stało postanowione. Jeśli Stephena coś łączyło z Eloną,
167
tym bardziej nie należało upierać się przy początkowym
planie. Zresztą nie miał pewności, czy Alain dojrzał do
żeniaczki. Ostatnio wyczuwał u syna wyrazny niepokój
i nawet się zastanawiał, czy syn nie obawia się zawrzeć
małżeństwa w tak młodym wieku.
- Niech ci bÄ™dzie, że to jedyny powód. - Nie miaÅ‚o sen­
su wypytywać Stephena. Najpierw musieli uwolnić Elonę
i zakończyć sprawę z Danewoldem. - Przywiozę Elonę,
zanim jednak mu darujÄ™, uzyskam pewność, że jest nie­
tknięta.
Stephen skłonił głowę. Nie podobało mu się, że został
wyÅ‚Ä…czony z rokowaÅ„. Do diabÅ‚a! Powinien tam być, po­
cieszyć ElonÄ™ i dać temu draniowi takÄ… nauczkÄ™, żeby za­
pamiętał ją na całe życie. Wszystko w nim burzyło się na
myÅ›l o bezczynnym czekaniu, chciaÅ‚ być jak najbliżej wy­
darzeń i zadać cios przeciwnikowi.
Rozumiał jednak sytuację Elony. Dopóki nie udałoby
się zrobić wyłomu w murach, byłaby zdana na łaskę ludzi
Danewolda. Lepiej było więc zawrzeć pokój i nie narażać
jej bez potrzeby.
Jeśli jednak Danewold... Stephen odsunął od siebie
myśl, która raz po raz wracała nieproszona. Nie miało to
znaczenia. Był zdecydowany poślubić Elonę.
- Rób wiÄ™c, co uważasz za konieczne - powiedziaÅ‚ oj­
cu z udaną beztroską. - Byłeś przywiózł ją z sobą całą
i zdrowÄ….
Nieważne, jaka bÄ™dzie umowa. JeÅ›li baron jÄ… skrzyw­
dził i tak za to odpowie.
168
- CieszÄ™ siÄ™, panie, że przystaÅ‚eÅ› na moje warunki. - Ba­
ron Danewold przyjrzał się sir Ralphowi. Jego syn cieszył
siÄ™ sÅ‚awÄ… nieustraszonego wojownika, ale o ojcu byÅ‚o wia­
domo niewiele. Od lat żył spokojnie w swoich włościach.
- Jestem pewien, że dojdziemy do porozumienia.
- %7łądamy, abyś niezwłocznie wydał nam tę pannę, i to
nietkniÄ™tÄ… - powiedziaÅ‚ sir Ralph, mierzÄ…c barona wÅ‚ad­
czym spojrzeniem. WolaÅ‚by, aby ten draÅ„ zostaÅ‚ wy­
chÅ‚ostany i oddany w rÄ™ce królewskiego wymiaru spra­
wiedliwości, lepiej jednak było uniknąć długotrwałego
oblężenia i wielu ofiar. Zresztą im dłużej ciągnąłby się
spór, tym bardziej ucierpiaÅ‚aby lady de Barre. - Tymcza­
sem panujÄ™ nad gniewem mojego syna, ale gdybyÅ› spró­
bował odmówić, milordzie, nie ręczę za następstwa. On
jest gotów zmusić was do uległości bez względu na to, jak
długo będzie musiał oblegać zamek, i w końcu wszyscy
zapłacicie za to życiem.
Danewold poczuł się nieswojo. Wyglądało na to, że
pertraktacje z sir Ralphem również nie bÄ™dÄ… Å‚atwe. Praw­
dę mówiąc, nie spodziewał się aż takich trudności.
- Nie tknąłem tej damy i nie tknął jej również nikt
z moich ludzi, na to mogę przysiąc - powiedział. - Moim
ludziom zabroniłem zbliżać się do niej pod karą śmierci,
a ja rzadko ją widuję. Zaraz po przyjezdzie zaniemogła
i najczęściej przebywa w swojej komnacie.
- Zaniemogła? - Sir Ralph spojrzał groznie na barona.
- Co masz na myśli, panie? Domagam się wyjaśnień.
- Znalazła się w tarapatach nie z mojej winy - odrzekł
Danewold. - Ma taki kłopot, jak kobieta, która spędza
169
czas w Å‚ożu z kochankiem. Ostatniego wieczoru zwymio­
towała przy stole i wyjawiła mi, że nosi bękarta twojego
syna, panie. Twierdzi, że jest z nim zaręczona, ale moim
zdaniem, kÅ‚amie. Przypuszczam, że jest zwykÅ‚Ä… ladaczni­
cą, a dziecko może być kogokolwiek i...
- Zważaj na swoje słowa, panie - ostrzegł barona sir
Ralph, ledwie powściągając gniew. - Godzisz w dobre
imiÄ™ mojego syna Alaina, który jeszcze nawet jej nie wi­
dział.
- Miałem na myśli starszego, tego, który przywiózł ją
do Anglii. PrzysiÄ™gÅ‚a, że to on jest ojcem bÄ™karta i że za­
rÄ™czyli siÄ™, przebywajÄ…c na królewskim dworze. Rzeczy­
wiście, wymiotuje tak jak kobiety, które od niedawna są
przy nadziei.
Ralph uznaÅ‚, że to musi być kÅ‚amstwo. Stephen nie za­
pomniaÅ‚by siÄ™ do tego stopnia, żeby pozbawić pannÄ™ dzie­
wictwa, a w dodatku pannÄ™ przyrzeczonÄ… bratu, choć jesz­
cze nie związaną z nim zaręczynami.
- Chcę z nią porozmawiać w cztery oczy - oświadczył
sir Ralph.
- Możesz sobie zabrać tę ladacznicę - odparł Danewold,
ukazujÄ…c poczerniaÅ‚e zÄ™by w uÅ›miechu peÅ‚nym obrzy­
dzenia. - W każdym razie złota ode mnie nie dostaniecie.
Możecie spalić cały zamek, a ja będę przyglądał się, jak
pÅ‚onie, ale nie dam wam ani marki. - UniósÅ‚ rÄ™kÄ™ w umó­
wionym znaku i z zamku wyprowadzono kobietę na białej
klaczy. Towarzyszyła jej służąca na mule. - Oto ona, bierz
tę wszetecznicę, jeśli chcesz.
Ralph z najwyższym trudem panował nad gniewem.
170
WiedziaÅ‚, że Danewold może jeszcze siÄ™ rozmyÅ›lić i ka­
zać Elonie zawrócić, dlatego jego impertynencje starał się
znosić ze spokojem. BezpieczeÅ„stwo Elony byÅ‚o najważ­
niejsze.
ZauważyÅ‚, że pewnie trzyma siÄ™ w siodle, jedzie wy­
prostowana, z dumnie uniesioną głową. Twarz miała dość
bladą, ale z jej oczu biła determinacja. Niewątpliwie była
bardzo urodziwa, wielu mężczyzn mogÅ‚oby dla niej stra­
cić głowę.
Gdy znalazÅ‚a siÄ™ przy nim, zsiadÅ‚ z konia i ujÄ…wszy wo­
dze jej klaczy, przyjrzał się Elonie z uwagą. Rzeczywiście,
mogÅ‚a ostatnio niedomagać. Oczy miaÅ‚a podkrążone i za­
czerwienione, jakby wypłakała wiele łez.
- Czy stała ci się krzywda, pani? - spytał cicho, tak
że tylko ona mogÅ‚a go usÅ‚yszeć. - Czy oni coÅ› ci zro­
bili?
-Jedyną krzywdą było to, że mnie tutaj przywiezli.
Uczynili to wbrew mojej woli. Poza tym tylko mi grożo­
no. Pozostawiono mnie w spokoju zapewne dlatego, że
nie czułam się dobrze.
-Według słów barona spodziewasz się dziecka,
i to dziecka sir Stephena. Czy rzeczywiÅ›cie tak jest, pa­
ni? - SpostrzegÅ‚, że panna siÄ™ waha, nerwowo spoglÄ…da­
jÄ…c w stronÄ™ barona. - JesteÅ› już bezpieczna, możesz po­
wiedzieć prawdę. Chcę ci pomóc. Czy nosisz pod sercem
dziecko mojego syna? Czy on obiecał cię poślubić?
- On... - Elona już miaÅ‚a wyznać prawdÄ™, ale siÄ™ za­
wahała.
Jeśli powie, że skłamała, aby powstrzymać barona,
171 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl