[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czułość, by przeprosić albo wyznać, \e ją kacha. Prawdą jednak było, \e to ona
zatrzasnęła drzwi, nie chcąc przyjąć \adnych przeprosin, a jemu całkiem z głowy
wyleciał wyjazd do Edynburga, który nastąpił ju\ następnego dnia rano. Mial
zresztą nadzieję, \e kilka dni rozłąki da im więcej czasu do namysłu, do
ostudzenia emocji. W ciągu tych paru dni miłość zdobyła nad nim pełną władzę.
Zorientował się teraz, \e w jej wypadku wcale tak nie jest. Mimo wszystko miała
prawo się na niego gniewać. - A więc dobrze - powiedział niezręcznie. Chciał
przeprosić, wytłumaczyć się, wyznać miłość, ale nie potrafił wydobyć
odpowiednich słów. Chciał porwać ją w ramiona i pocałować, znów zanieść na dół
do podziemnej komory i tam pokazać, jak głębokie są jego uczucia. Wiedział
jednak, \e nic takiego nie zrobi. Podziemna komora zakryta była brezentem,
obło\ona kamieniami, poza tym w pobli\u stali Gowanowic, oparci o szpadle,
obserwując spotkanie lorda i antykwariuszki z nieposkromioną góralską
ciekawością Przypomniał sobie te\, \e przecie\klątw Dundrennan cały czas
istnieje. Nie wiadomo skąd przybiegł biało-brązowy spanie1 AnguSa, zaczął
obwąchiwać nogę Aedana, dopominając się o pieszczoty. Aedan nachylił się, by
pogłaskać sukę po łbie i po grzbiecie, a potem kazał jej odejść. Christina
zignorowała psa, tak jak ignorowała Aedana. Gorliwie skrobała ołówkiem, po
papierze, a jej rozmyślna obojętność doprowadzała Aedana wprost do szaleństwa.
Nie chciał jednak jeszcze odchodzić, chocia\ Christina najwyrazniej tego właśnie
sobie \yczyła. - Jak pani praca? - spytał. - Dobrze - odparła, nie przerywając
pisania. - Poczyniła pani jakieś znaczące postępy? - Nieznaczne. Przewróciła
stronę. - Po deszczu błoto zaczęło sprawiać kłopoty, a wiem, \e \yczyłby pan
sobie, by prace zostały jak najprędzej ukończone i abym wyjechała. - Wcale nie
chcę, by pani wyje\d\ała. - Pragnął, \eby na niego popatrzyła, zareagowała jakoś
na jego słowa, lecz Christina dalej pozostawała milcząca. Notowała coś jak
obłąkana, jakby się obawiała, \e Aedan zechce odebrać jej ołówek. - Nad czym
pani pracuje? - Nad notatkami. - To widzę. No có\ a więc zrobiła pani jakieś
postępy, otworzyła pani ju\ te gliniane dzbany? - Nie, czekam na Edgara. Na
drogiego Edgara. Aedan musiał wręcz ugryzć się w język, \eby nie powiedzieć tego
nagłos. - Byłem pewien, \e otworzy pani przynajmniej jeden. Sądziłem, \e bardzo
pani pragnie przekonać się, co jest w środku. -Ju\ teraz nie. - Christina
przewróciła kolejną stronę. - Zaczekam. - Myślałem, \e mo\e w środku jest coś,
Strona 90
Susan King - Zaklęte ró\e
co ma naprawdę du\ą wartość. - Zbyt. pózno zdał sobie sprawę, \e nie powinien
tak się wyrazić, Christina bowiem zgromiła go spojrzeniem. No, ale przynajmniej
na niego popatrzyła. - A czy w tych glinianych dzbanach musi być coś, co
błyszczy, \eby miało jakąś wartość? To nie jest królewski skarbiec, to zwykła
spi\arnia, niewielka piwniczka! Zresztą nawet gdybym ju\ nigdy nie zeszła na
dół, to chyba nie powinien pan mieć do mnie o toprerensji. Aedan natychmiast
zrozumiał, o czym Christina tak naprawdę mówi. - Christino... Wstała, gwałtownym
ruchem zamknęła notatnik. - Przypuszczam, \e nawet gdyby ten schowek był
spi\arnią króla Artura, pełnym warzonego specjalnie dla niego skwaśniałego piwa,
nawet to by pana nie zainteresowało. Musiałabym tam znalezć złcito i klejnoty,
\eby zaczęło się to dla pana liczyć! Aedan wpatrywał się w nią ze zdumieniem. -
O co, u licha, chodzi? - Sądzę, \e dbałby pan o to miejsce jedynie wtedy, gdyby
znaleziono tu fortunę, którą mo\na by było uznać za własność Dundrennan! - To
śmieszne - oświadczył, przybli\ając się do niej. - Powinnam była słuchać Edgara,
kiedy mówił mi, \e wartość historyczna znaleziska nie będzie miała dla pana
\adnego znaczenia, poniewa\ pana interesuje wyłącznie ta droga! Ostrzegł mnie,
\e będzie się pan starał mnie przekonać, \e to znalezisko nie ma \adnej
Wartości. W swoim ostatnim liście napisał, \e jeśli znajdę cokolwiek wa\nego,
muszę tego pilno. wać a\ do jego przyjazdu. - Có\za czarujący człowiek! -
warknął Aedan. - Szkoda, \e mi nie powiedział, \e powinnam pilnować Samej
siebie! - Z oczu skrytych za woalką i okularami sypały się błyskawice. - To -
oświadczył - było nie fair, madame. - Wyciągnął do niej rękę, nie bacząc na to,
\e Gowanowie jawnie im ju\ się przyglądają. Christina odsunęła się od niego. -
Musi pan wiedzieć, \e Edgar wkrótce tu będzie, za dzień lub dwa. Podczaś
pańskiego pobytu w Edynburgu przyszła od niego wiadomość. Pani Gunn ju\
przyszykowała mu pokój. Aedan popatrzył na nią z gniewem. - Nie chcę go widzieć
w Dundrennan! Sądziłem, \e to dostatecznie jasne. - Nie ma innego miejsca, gdzie
mógłby się zatrzymać. - W Milngayie jest niezła gospoda. Niech pani mu przeka\e,
\eby tam pojechał. - Dlaczego jego osoba wywołuje u pana taki gniew? - Ju\ to
pani tłumaczyłem. Między innymi dlatego, \e on się wprost ślini do kolekcji
Dundrennan. - Wyjaśniał jej przecie\, \e uporczywe prośby Neayesa osłabiły jej
ojca i wywołały u nie- go napięcie, będce najprawdopodobniej bezposrednią
przyczy ną smierci Aedan nie mial ochoty wracac do tych szczegołow
Zainteresowanie Edgara Dundrennan jest ze wszech miar zrozumiałe. To dyrektor
muzeum. - On po\ąda równie\ pani, madame! - wybuchnął. Christina popatrzyła na
niego ze złością. - Fakt, i\ wią\e ze mną pewne nadzieje, a nawet stara się o
moją rękę, nie jest ani trochę pańską sprawą. - Właśnie, \e jest! - odparował.
Christina prychnęła w odpowiedzi, wstała ze skały i ruszyła przed siebie.
Spódnica powiewała za nią na wzmagającym się wietrze. Minęło zaledwie kilka
chwil, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu, grube, zimne, coraz gęściejsze.
Aedan gestem ręki dał znac Gowanom, ze mają ze)sc do piwnicy, poniewaz tam
najszybciej znajdą schronienie Na tychmiast zaczęli się chować, gwizdnięciami
przywoływali jeszcze tylko psa. Aedan złapał Christinę za rękę. - Ty te\ zejdz
do piwnicy! - rozkazał. - Tam jest najbli\ej. Ja zostawiłem Pog u stóp wzgórza,
muszę do niej wrócić. Christina wyrwała mu się i z irytacją podniosła swój
wędrowny kostur. - Mnie nie przeszkadza deszcz, przynajmniej nie ma piorunów.
Wracam do Dundrennan. Ty, jeśli chcesz, mo\esz iść do domu Effie, bez wątpienia
ciepło cię tam przyjmą - dodała cierpkim tonem i ruszyła w dół zbocza. Aedan
poszedł za nią, z trudem dotrzymując jej kroku. - O co chodzi? - za\ądał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]