[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Bywało.
Wiatr wzmagał się. Przelatywał od szczytu wzgórza falami, wstrząsając koroną drzewa
brzoskwiniowego. Winnice pochylały swe krzewy poddając się jego niegroznym jeszcze podmuchom.
Drobne listki łopotały jak małe żagielki. Stare drzewo skrzypiało i trzeszczało.
 Wejdzmy do środka  zerwał się Janosz biorąc poduszki pod pachę  tu zaraz będzie eros vihar...
gwałtowna burza.
Ostre światło błyskawicy przecięło na pół granatową chmurę. Za chwilę gdzieś daleko przetoczył się
grzmot. Woda w jeziorze stała się szara z płatami białej piany wieńczącymi grzywy narastających fal.
Stąd, z góry, wyglądało to jak wnętrze krateru, w którym przelewa się i gotuje płynna lawa.
Ostrzegawcze race raz po raz przecinały niebo.
Weszli do izby. Pachniało strużynami świeżego drzewa i gotowaną rybą. Na półkach z prostych desek
lśniły miedziane kubki, połyskiwały glazurą talerze. Wszystkie ozdobione kolorowymi rysunkami
kwiatów.
 Jak tu ładnie!  westchnęła Natka, której bardziej podobały się ludowe haftowane kilimki i
serwety niż najpiękniejsze koronkowe robótki zalegające wszystkie meble w domu Kovacsów w Ba-
latonboglar.
Na zewnątrz rozpętało się istne piekło. Korony drzew targane porywistymi atakami wichury gięły się i
trzeszczały. Przez zielone winnice szły fale deszczu bijąc i smagając bezlitośnie bezbronne listki
wściekłym rozpryskiem kropel. Zwiat zasnuła
102
mgła wirujących wodnych strug. Zniknęły wzgórza, schowało się jezioro, nie było żadnej dali. Tylko
drzewa w sadzie wiły się i płakały łzami strącanych liści.
Natka nie bacząc na grzmoty i błyskawice stała z nosem przylepionym do szyby. Wujek Szandor znikł
w kuchni, skąd dochodziło bulgotanie wody i szczęk nakryć. Chłopcy grali w warcaby kłócąc się
zawzięcie.
Dziewczynka przycisnęła czoło do zimnej szyby. Nagle zatęskniła gwałtownie do warszawskiego
mieszkania, do wieczorów spędzanych wspólnie w żółtym kręgu lampy. Do pochylonego nad książką
ojca, jego rozczulających, bezradnych spojrzeń.  Dlaczego bardziej kocham tatusia?  zadawala
sobie po raz setny to samo pytanie.  Przecież mama jest taka fajna! I młoda. O wiele lat młodsza od
tatusia. Z mamą można mówić o wszystkich sprawach szkolnych i domowych, i tych... innych, czasem
przecież najważniejszych. Można mówić o Jurku, piegach Andrzeja i żalu, że właśnie teraz jest tak
daleko, o tym wszystkim można z nią mówić jak z koleżanką, przyjaciółką. Mama wszystko zrozumie,
uśmiechnie się i pogładzi po włosach. A jednak bardziej kocham tatę, który nie rozumie nic.
Absolutnie nic. Dlaczego?"
Wiatr zupełnie oszalał. Targał gałęziami brzoskwini, jakby chciał pozabierać wszystkie tulące się do
siebie liście, zniszczyć, stratować życie starego drzewa.
 Zysiek  odezwała się nagle Natka podchodząc do stołu.  Czy wiesz, co moglibyśmy zrobić?
 Nie. Nie przeszkadzaj, widzisz, że gram!
 Co ? Co chciałabyś zrobicz ?  zainteresował
103
się Janosz przypatrując się dziewczynce wzrokiem, który Zysiek określał dość jednoznacznie:
 patrzenie jak sroka w gnat".
 Moglibyśmy kupić tacie...
 Książkę  Zasady dobrego kierowcy"  zażartował myśląc o ostatnim parkowaniu połączonym z
rozwaleniem szopy.
 Głupiś!  syknęła oburzona.  Chcę kupić tacie... salceson!
 Co takiego ?  trzy pary chłopięcych oczu o mało nie wylazły z orbit.
 Nie zrozumiałem  martwił się Janosz.  Co to: salceson?
 Wędlina  odparł niechętnie Zysiek,  Ukochana wędlina taty. Coś zupełnie obrzydliwego!
 Jeśli to niedobre, to po co mu chcecie kupić ten... ten, no, jak mu tam...
 Ponieważ on to lubi!  warknęła Natka zaciskając pięści.
Feri spojrzał na nią ze zrozumieniem.
 Nasza mama, Juliszka, lubi faszerowaną kapustę po kolożwarsku.
Otworzyły się drzwi do kuchni. Na progu stanął wujek Szandor z parującym kociołkiem w obu
dłoniach. Powiedział coś szybko po węgiersku.
Obaj chłopcy zerwali się jak na komendę i zaczęli sprawnie nakrywać do stołu. Pojawiły się gliniane,
ciemnozielone, malowane w kwiaty miseczki.
Zysiek pociągnął nosem. Po izbie rozchodził się wspaniały zapach.
 Co to?
 Halaszle!  wuj Szandor zrobił tajemniczą minę. Widać cieszył się ze swoich umiejętności
kulinarnych.
104
Zysiek spojrzał bezradnie na Feriego.
 To jest słynna węgierska zupa rybna! Ostra jak... żyletka!
Istotnie. Po pierwszym łyku Natka poczuła, że ma w gardle ognistą kulę. Wybałuszyła oczy i byłaby się
zakrztusiła, gdyby Janosz nie podał jej szybko szklanki wody. Wypiła łyk i oprzytomniała.
 Ależ ostre! To papryka? Szandor bacsi skinął głową.
 Kilka gatunków papryki  wyjaśnił Janosz jedząc piekielną zupę absolutnie bez wrażenia.  Jest
tu papryka słodka, segedyńska i ostra, czyli czereszniowa.
Zysiek bohatersko grzebał łyżką w misce. Wyławiał tłuste kawałki ryby i łykał je, zagryzając na wszelki
wypadek dużymi kawałkami świeżego chleba.
Burza powoli mijała. Deszcz lał jeszcze, ale okoliczne wzgórza wyłaniały się kolejno z mglistej waty.
ydzbła trawy w ogrodzie kładły się płasko, poddając się podmuchom wiatru. Grzmoty ustały zupełnie,
a błyskawice z rzadka tylko przecinały niebo. Pierwsze promienie zachodzącego słońca przebiły się
ukosem przez warstwę poszarpanych chmur i oświetliły szczyty wzgórz. W miliardach kropel wody
zalśniły kolorowe ogniki. Wzgórze błyszczało jak posypane drobnymi okruchami szkła. W dole wyłonił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl