[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lubię to miejsce. Pewnie dlatego wciąż tu jestem. Ale nigdy się nie
spodziewałam, że ty wrócisz.
- Tęskniłaś za mną? - zapytał, dbając o zachowanie beztroskiego tonu.
- Długo nie miałam żadnego przeciwnika.
Co to? %7ładnych przekomarzań? Panicznych zaprzeczeń?
- Komar nie nadaje się do dyskusji?
- Komar ma wspaniałą intuicję, jest inteligentny i wrażliwy, ale czasami
ma problemy z koncentracją, kiedy...
- Kiedy ty jesteś na tym samym świecie?
Uniosła brwi, jakby analizując w milczeniu jego słowa. Skrzywił się.
Rzadko wypadał korzystnie w takich analizach.
- Jestem dla niego autorytetem - powiedziała w końcu. - Czymś w rodzaju
drugiej matki.
- Jeśli Moskit myśli o tobie jak o matce, to Saddam Husajn jest moją
ukochaną cioteczką.
- Dostrzegam nawet podobieństwo. - Przechyliła leciutko głowę. - W
każdym razie w charakterze.
Spróbował osadzić ją groznym spojrzeniem, ale nie wyszło.
- Przykro mi, że masz teraz kłopoty, MacCormick.
Kłopoty? Powiedziałby to na głos, ale nagle nie mógł z siebie wydobyć
nawet pisku.
- Wiem, że byłam... niezbyt gościnna. Nie chciałam dokładać ci
zmartwień. Tylko że... - Westchnęła. - Było ciężko... no wiesz... z babcią i
spłaceniem studiów i... no, wydawało się, że wreszcie wszystko się układa, a
wtedy ty się pojawiłeś. - Wzruszyła ramionami. - Bałam się, że Cecil wyrzuci
mnie na bruk, skoro wrócił jego cudowny bratanek. Ale on chyba...
- 66 -
S
R
- Też ma trudności z koncentracją, kiedy jesteś na tym samym świecie?
- Był cudowny. Bardzo nam pomógł - powiedziała. - Chciałabym... w
zamian pomóc tobie.
- Pomóc mi? - wykrztusił. Zachwycił się jednocześnie gładkością jej szyi.
Z tymi falującymi jasnymi włosami wyglądała jak anioł. Ciekawe, jakby to było
- pocałować ją w szyję?
- Wiem, że w tej chwili nie idzie ci najlepiej.
Ile razy jako dzieciak wyobrażał sobie, że ją całuje? No pewnie,
denerwowała go, ale...
- Wszystko się ułoży - zapewniła i energicznie wstała z podłogi. - Chcesz
herbaty?
- Uśpi mnie. Nie będę mógł chodzić po pokoju. Roześmiała się i
wyciągnęła rękę. Zamknął jej dłoń we własnej.
Serce zabiło mu trochę szybciej. Jej palce były jednocześnie delikatne i
silne. Przez chwilę stali tak blisko siebie, że czuł zapach jej skóry. Nie perfum,
nawet nie mydła. Głęboki, prawdziwy zapach - jej własny. Jak promienie słońca
i śmiech, i...
A niech to! Co się z nim właściwie dzieje? Usiłował zmusić swoją rękę,
by wypuściła jej dłoń. Po chwili mu się udało.
No nie, ale tu gorąco. Nie pamiętał, że w Iowa jest aż tak gorąco. A może
to dlatego, że jej piersi tak wyraznie odznaczały się pod miękką, bawełnianą
bluzką.
- Chcesz cytrynową czy miętową?
- Ach. Nieważne.
- Czytałam kilka twoich artykułów.
Było coś fascynującego w tym, jak przygotowywała herbatę. Jej ruchy
wdzięczne i celowe, istna poezja. %7ładnych torebek. Listki trzymała w pękatych
szklanych słojach. Teraz nałożyła je do małych metalowych kulek i włożyła do
kubków.
- 67 -
S
R
- Ten o pracy dzieci w Tajlandii. - Zerknęła na niego. - Przypominał mi
ciebie. Wrażliwy. Kiedyś tak mówiłeś.
- Ja? - Patrzył na nią zdumiony.
- No wiesz, z wierzchu udawałeś twardziela. Ale w głębi byłeś... -
Wzruszyła ramionami. - Miły.
- Musisz myśleć o kimś innym. Ja jestem po prostu bezwzględnym
reporterem polującym na sukces.
- Nie sądzę. Nie zawsze się z tobą zgadzałam, ale... - Nalała do kubków
wody z czajnika. - Podobało mi się, jak mówisz.
A jemu podobało się, jak ona się uśmiecha. Sięgnął po swój kubek. Ich
palce zetknęły się. Jakby piorun w niego strzelił. Powoli odsunęła rękę i zajęła
się własnym kubkiem.
- Dlaczego więc wróciłeś? - zapytała.
Daniel zacisnął palce na kubku. Kiedy stała tak blisko, ciężko mu było
przypomnieć sobie, dlaczego właściwie wrócił. W ogóle trudno mu było
przypomnieć sobie cokolwiek.
- Nieważne - orzekła w końcu i odwróciła się energicznie. - Dobrze
zrobiłeś. - Rzuciła mu uśmiech przez ramię. - Tak. Niedługo wszystko ci się
wyklaruje. Już wyglądasz lepiej.
- Nie jestem pewien, czy uznać to za komplement.
- Jak chcesz - roześmiała się. - Chodziło mi tylko o to, że... Oakes dobrze
działa na zbolałe dusze. Niedługo się odnajdziesz.
- A jestem zagubiony, Sorenson?
- Tak - odpowiedziała po prostu. - Myślę, że jesteś.
- No, to kto mnie odnajdzie?
- A chcesz, żeby cię odnalezć?
- Myślałem, że nie. Teraz nie jestem taki pewien - odparł i, mimo iż
zdrowy rozsądek mu to odradzał, musnął palcami jej policzek dokładnie tam,
gdzie czasami pojawiał się dołeczek.
- 68 -
S
R
- Ja... chciałam ci podziękować za pomoc. - Niespokojnie machnęła ręką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]