[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najmniej jej nie opuszcza. Człowiek potrzebuje przy sobie takiej twarzy, która się
nie zmienia.
Ale myśl o Eddym też chyba nie była najlepszym pomysłem. Niedługo nadej-
dzie załamanie, a do tej pory musi jakoś wykombinować, jak wrócić do hotelu.
I nagle wszystko stało się zbyt skomplikowane, zbyt wiele rzeczy musiała zrobić,
zbyt wiele przemyśleć. To właśnie było załamanie, kiedy człowiek się martwił,
jak poskładać wszystko do kupy.
Nie sądziła, co prawda, żeby Prior pozwolił Eddy emu ją uderzyć. Czegokol-
wiek od niej chciał, miało jakiś związek z jej wyglądem. Odwróciła się, żeby
sięgnąć po kubek.
Prior stał tam, okryty czarnym płaszczem. Dziwny dzwięk zrodził się jej
w krtani. . . zupełnie bezwolnie.
Miewała już halucynacje po magowym załamaniu. Jeśli człowiek wpatrywał
się dostatecznie długo, widziadła znikały. Spróbowała tego z Priorem, ale bez
skutku.
Stał nieruchomo z dziwnym plastikowym pistoletem w dłoni. Nie mierzył do
niej, po prostu go trzymał. Włożył rękawiczki podobne do tych, których używał
Gerald przy badaniu. Nie wyglądał na rozwścieczonego, ale przynajmniej raz się
nie uśmiechał. Przez długą chwilę nie odzywał się ani słowem. Mona też nie.
Kto tu jest? zapytał, jakby przyszedł na imprezę.
Michael.
Gdzie?
Wskazała wnękę sypialną.
97
Włóż buty.
Mijając go, wyszła z kuchni. Schyliła się odruchowo, by z dywanu podnieść
swoją bieliznę. Buty stały przy kanapie.
Poszedł za nią i patrzył, jak wciąga buty. Ciągle trzymał w ręku pistolet. Drugą
ręką zdjął z oparcia kanapy i rzucił jej skórzaną kurtkę Michaela.
Włóż to polecił.
Posłuchała i wcisnęła bieliznę do kieszeni.
Podniósł jej podartą białą pelerynę, zwinął w kłębek i schował do kieszeni
płaszcza.
Michael chrapał. Może niedługo się obudzi i odtworzy sobie wszystko. Z ta-
kim sprzętem właściwie nikogo więcej nie potrzebuje.
W korytarzu przyglądała się, jak Prior zamyka drzwi za pomocą szarego pu-
dełka. Pistolet zniknął, choć nie zauważyła, żeby go chował. Z pudełka zwisał ka-
wałek czerwonego kabla z całkiem normalnym kluczem magnetycznym na końcu.
Na ulicy było zimno. Przeszli kawałek i Prior otworzył drzwiczki małego bia-
łego trójkołowca. Wsiadła. Zajął miejsce za kierownicą i ściągnął rękawiczki.
Uruchomił silnik; w pokrytej miedzianymi lustrami ścianie wieżowca obserwo-
wała odbicie sunącej chmury.
Pomyśli, że ją ukradłam mruknęła, zerkając na kurtkę.
Wtedy mag błysnął ostatnim ujęciem, pchnął przez synapsy kaskadę neuro-
nów: Cleveland w deszczu i wspomnienie przyjemnego nastroju, jaki miała kiedyś
na spacerze.
Srebrzystym.
Rozdział 16
WAÓKNO MIDZY
WARSTWAMI
Jestem twoją idealną publicznością, Hans. . . Projekcja rozpoczęła się po raz
drugi. Czy mógłbyś znalezć bardziej uważnego widza? Pochwyciłeś ją, Hans.
Wiem o tym, ponieważ śnię jej wspomnienia. Widzę, jak bardzo się zbliżyłeś.
* * *
Tak, pochwyciłeś ich. Podróż w przestrzeń, budowa ścian, długa spirala do
wnętrza. Zależało im na ścianach, prawda? Na murach. Labirynt krwi, rodzina.
Sieć zawieszona w próżni, mówiąca Jesteśmy wewnątrz; to, co na zewnątrz, jest
obce; tutaj na zawsze zamieszkamy.
A ciemność była z nimi od początku. Wielokrotnie odnajdywałeś ją w oczach
Marie-France, namierzałeś powolnym zoomem na tle ocienionych orbit czaszki.
Dość wcześnie zabroniła rejestracji swoich wizerunków. Pracowałeś z tym, co
znalazłeś. Wyostrzyłeś jej fotografie, odbijałeś je w powierzchniach światła, po-
wierzchniach cienia, generowałeś modele, odwzorowywałeś czaszkę w kratowni-
cach neonu. Wykorzystałeś specjalne programy, żeby postarzyć obrazy zgodnie
z modelami statystycznymi i systemami animacji, które miały ożywić twoją Ma-
rie-France. Redukowałeś zdjęcia do ogromnej, ale skończonej liczby punktów,
i przemieszczałeś je, uwalniając nowe formy. Wybierałeś te, które do ciebie prze-
mawiały. . . A potem przeszedłeś do pozostałych, do Ashpoola i córki, której twarz
spina klamrą twoje dzieło: pierwszy i ostatni obraz.
99
* * *
Druga projekcja uszczegółowiła ich historię, pozwoliła ułożyć odpryski Bec-
kera wzdłuż linii czasu, rozpoczynającej się od ślubu Tessier i Ashpoola. O związ-
ku tym pisała w owym czasie prasa finansowa. Każde z nich dziedziczyło więcej
niż spore imperium: Tessier rodzinną fortunę opartą na dziewięciu podstawowych
patentach z biochemii stosowanej, Ashpool wielkÄ… firmÄ™ maszynowÄ… w Melbour-
ne, noszącą imię jego ojca. Małżeństwo uznano za połączenie dwóch majątków,
choć zrodzoną w ten sposób korporację uważano powszechnie za niedobraną, za
chimerę o dwóch nie pasujących do siebie głowach. Ale wtedy właśnie dało się
dostrzec na fotografiach Ashpoola, jak znika z jego twarzy nuda, zastÄ…piona abso-
lutną pewnością celu. Rezultat nie był pochlebny, a wręcz przerażający: surowa,
piękna twarz stała się jeszcze surowsza, bezlitosna w swych zamierzeniach.
W miesiąc po ślubie z Marie-France Tessier, Ashpool pozbył się dziewięćdzie-
sięciu procent majątku firmy, by zainwestować pieniądze w posiadłości orbitalne
i stacje promowe. Owoc związku, dwójka dzieci, brat i siostra, byli wychowywani
przez zastępczych rodziców w matczynej willi w Biarritz.
Tessier-Ashpoolowie wstÄ…pili na archipelag wysokich orbit, znajdujÄ…c eklipty-
kÄ™ z rzadka wypunktowanÄ… stacjami wojskowymi i pierwszymi automatycznymi
fabrykami karteli. I tutaj rozpoczęli budowę. Ich połączone bogactwo początkowo
ledwie mogło dorównać nakładom na pojedynczy moduł procesora ponoszonym
przez Ono-Sendai, wielonarodowy orbitalny koncern półprzewodników. Jednak
Marie-France pokazała prawdziwy talent do interesów, tworząc wysokodochodo-
wy bank danych, służący mniej godnym szacunku sektorom międzynarodowej
społeczności bankowców. To z kolei pozwoliło nawiązać kontakty z samymi ban-
kami i ich klientami. Ashpool zaciągał kredyty, a ściana z księżycowego betonu,
mająca stać się kiedyś Freeside, rosła i zakrzywiała się, zamykając we wnętrzu
swoich stwórców.
Kiedy wybuchła wojna, Tessier-Ashpoolowie znajdowali się już wewnątrz
tych ścian. Widzieli, jak w rozbłysku ginie Bonn i Belgrad. Budowa wrzeciona
trwała nadal, z niewielkimi tylko przerwami. Pózniej, w kolejnej, oszołomionej
i chaotycznej dekadzie, miała się stać trudniejsza.
Dzieci, Jean i Jane, znalazły się przy nich, kiedy willa w Biarritz została sprze-
dana, by sfinansować konstrukcję kriogenicznego magazynu w ich nowym domu,
Willi Straylight. Pierwszymi mieszkańcami komory było dziesięć par sklonowa-
nych embrionów: 2Jean, 2Jane, 3Jean, 3Jane. . . Istniały niezliczone prawa zaka-
zujące czy też inaczej rozporządzające indywidualnym materiałem genetycznym,
ale istniały również liczne problemy jurysdykcji. . .
100
* * *
Zatrzymała projekcję i poprosiła dom o powrót do poprzedniej sekwencji.
Fotografie innego kriogenicznego magazynu, zbudowanego przez szwajcarskich
konstruktorów skarbca Tessier-Ashpool. Założenie Beckera o podobieństwie było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]