[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chłopiec odsunął zasłonę przy prysznicu. Mary zerknęła. Na chwilę zamknęła oczy,
ponieważ wydawało się jej, że na dnie wanny zobaczyła kłębowisko gadów. Gdy otworzyła oczy,
ujrzała Elliottai...
- Jesteśmy chorzy... - Elliott podniósł rękę. - Umieramy...
Woda lała się na nich, na Elliotta i tego potwora z koszmarnych snów, wielkości trzech
stóp. Usta potwora poruszyły się i Mary usłyszała jakiś odgłos z bezkresnych przestworzy:
- ... wio...tka...is...to...ta.
- On jest z Księżyca - oznajmiła Gertie.
Mary chwyciła Elliotta i wyciągnęła go z wanny. Myślała tylko o jednym, żeby jak
najszybciej uciec od tego mokrego gada, który trzymał przez chwilę chłopca.
- Wszyscy na dół! - krzyknęła, zarzucając na Elliotta ręcznik i popychając dzieci przed
sobą. Jej mózg nie pracował logicznie. Biegła, jakby w mroku szukając ratunku. Ten stwór w
wannie może tam zostać, ona ucieknie z dziećmi. Poza tym nic ją nie interesowało.
- Nie możemy go zostawić samego - zaprotestował Elliott.
Mary szła naprzód. Paniczny strach i potrzeba ucieczki wyzwoliły w niej stanowczość.
Popychała trójkę dzieci do drzwi, jakby były szmacianymi lalkami. Gdy otworzyła je, zdębiała. Na
progu stał astronauta.
Był w hełmie i w kombinezonie. Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i pobiegła do wyjścia
tylnego. Ale przez nie wchodził drugi astronauta. Skoczyła do okna, ale i tu zobaczyła astronautę.
Przyklejał do framugi arkusz plastiku.
Po kilku minutach ogromny namiot plastikowy osłonił cały dom.
Gdy zapadł zmierzch, dom przemienił się w ogromny hermetyczny pakunek z
przezroczystego winylu z wielkimi wężami biegnącymi po dachu i okrążającymi ściany. Jasne
światła umieszczone na wysokich rusztowaniach padały dokoła. Ulica została zablokowana, wozy i
furgonetki stały na parkingu. Mężczyzni w niebieskich dresach przychodzili i odchodzili. Do domu
wchodziło się z samochodu. Keys w wozie włożył kombinezon i hełm. Otworzył boczne drzwi i
wkroczył do jednego z olbrzymich węży. Potem odsunął zamek błyskawiczny i dostał się do domu,
który poddano kwarantannie.
- ...Zdumiewające... po prostu zdumiewające... - Sceptyczny mikrobiolog mówił do siebie
wewnątrz hełmu. Głos jego dziwnie syczał, twarz przypominała złotą rybkę prawie uduszoną
wskutek przebywania w akwarium. Stał zdumiony w pokoju, gdzie działała jego ekipa
specjalistów: mężczyzni i kobiety badali wycinki tkanek z organizmu E.T., organizmu, który
wprawił ich wszystkich w osłupienie.
W innej części domu lekarze zajmowali się członkami rodziny. W saloniku, który był teraz
oddziałem intensywnej terapii, pobierano krew Mary.
- Czy nastąpiły jakieś zmiany środowiska, odkąd ów osobnik... zatrzymał się w tym domu?
Zmiany temperatury, wilgotności, światła?
Mary patrzyła na nich zdezorientowana. Inny lekarz mierzył ciśnienie Michaelowi. - Czy
zauważyłeś jakieś zmiany w kolorze skóry lub sposobie oddychania tej istoty? Utratę włosów,
jakieś nadmierne pocenie?
- On nigdy nie miał włosów - odparł Michael.
- Okazuje się - zauważył jeden z lekarzy - że dzieci potrafiły stworzyć prymitywny system
porozumiewania z tą istotą, ograniczony do siedmiu, ośmiu jednosylabowych słów.
- Ja go nauczyłam mówić - oświadczyła z dumą Gertie lekarzowi, który ucinał pasemko jej
włosów. Psychiatra przykucnął przy niej.
- Ty go nauczyłaś mówić?
- Moim Mów i czytaj".
Psychiatra nigdy nie korzystał z takiego urządzenia.
- Czy twój przyjaciel okazywał jakieś emocje? Zmiał się lub płakał?
- Płakał - odparła Gertie. - Chciał iść do domu.
Kierownik całej tej akcji przeszedł do jadalni, gdzie pracowała ekipa rentgenowska
badająca szkielet kostny. Keys otworzył suwak na innych plastikowych drzwiach i wszedł do
pokoju objętego najściślejszą kwarantanną. Całe pomieszczenie było osłonięte plastikiem, a
wewnątrz znajdowała się przenośna sterylna sala operacyjna 10 x 10 stóp z przezroczystego
plastiku. Tam leżeli Elliott i E.T., a wokół nich krzątała się ekipa lekarzy specjalistów.
- Mam teraz zapis. Nie jest to EKG człowieka.
- Jakieś załamki Q, R, S?
- Nie.
- Jakieś inne?
- Nie wiem.
Zapis, który otrzymał specjalista, nigdy nie figurował w żadnym podręczniku. Ale lekarze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]