[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zimny wiatr przypomniał jej o nadciągającej zamieci śnieżnej. Włożyła kilka
polan do kominka i dorzuciła podpałkę. Rozpalenie ognia zajęło jej dosłownie dwie
minuty - w końcu uczył jej tej sztuki mistrz hrabstwa, jej ojciec - i w pokoju od razu
zrobiło się przytulniej.
Weszła do kuchni. Rano zostawiła ją w idealnym porządku. Tego z kolei
nauczyła się od matki. Od obojga rodziców wiele się nauczyła.
Zabrzęczał dzwonek do drzwi.
Sally wzięła głęboki oddech i położyła rękę na klamce, gotowa wpuścić
Huntera do swojego małego świata.
Energicznym ruchem otworzyła drzwi, lecz na progu, zamiast spodziewanego
gościa, ujrzała Billy'ego.
32
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
- Och! Czy coś się stało?
- Nadciąga burza śnieżna - przypomniał Billy.
- Wiem. I tak jak wszyscy nie staraj się dotrzeć tutaj jutro rano, dopóki pogoda
się nie poprawi. Damy sobie jakoś radę.
- Nie ma sprawy. Czy masz wszystko, co ci potrzeba? Będzie ci ciepło? Nie
zmarzniesz?
- Oczywiście, że nie. Nie musisz się o mnie martwić - zapewniła go Sally,
wzruszona jego troską.
- Wiem, ale twój ojciec prosił mnie, żebym na ciebie uważał.
Sally wstrzymała oddech.
- Kiedy cię o to poprosił? - zapytała.
- Och, robił to kilkakrotnie, ale ostatni raz rozmawialiśmy o tym tuż przed
jego śmiercią. Bardzo mnie to poruszyło, a teraz, kiedy go nie ma...
Oczy Billy'ego zaszły łzami. Sally dotknęła jego ramienia.
- Nic mi nie będzie. Obiecuję. Ale doceniam, że się o mnie troszczysz.
- Będę miał na nią oko, Billy - odezwał się Hunter zza jego placów. -
Dopilnuję, żeby miała ciepło.
- Hunter? - zdziwił się Billy. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Cieszę się, że
Sally nic nie grozi. To dla mnie najważniejsze. A więc zostawiam was samych i
życzę przyjemnego wieczoru.
- Dobranoc. Dziękuję, że przyszedłeś sprawdzić, czy u Sally wszystko w
porządku - odrzekł Hunter.
- Dobranoc, Billy! - zawołała Sally.
Hunter przystanął na ganku i odprowadził starszego mężczyznę wzrokiem.
- Często zagląda sprawdzić, jak się masz? - spytał, wchodząc do domu.
- Nie. Podejrzewam, że zapowiedz śnieżycy sprowokowała go do przyjścia.
33
S
R
- Miło z jego strony - skomentował Hunter. Zdjął kurtkę, rozejrzał się
ciekawie dookoła i pochwalił: - Aadnie mieszkasz.
- Cieszę się, że ci się podoba. Mama sama urządzała cały dom.
- Musisz mieć z nią wiele wspólnego, bo wszystko jest bardzo w twoim stylu.
- Dziękuję za komplement.
- Nie wszystkim kobietom by się spodobał. - Hunter schylił się, podniósł z
podłogi torbę z zakupami i poprosił: - Zaprowadz mnie do kuchni.
Sally chętnie spełniła jego prośbę. Zapalając światło, rzekła:
- Znajdziesz tu wszystko, czego możesz potrzebować. Mama kupowała każdy
gadżet, jaki zobaczyła. Wciąż coś zamawiała.
- Zwietnie. Przyniosłem steki, brokuły i ziemniaki do pieczenia.
- To chyba będzie moje ulubione danie - stwierdziła Sally i wręczyła mu
grillową patelnię do steków. - Przyprawy znajdziesz tam - dodała. Wyjęła ziemniaki,
umyła je, posmarowała masłem i zawinęła w folię aluminiową. - Potrzebujesz
garnek do gotowania na parze do brokułów? - spytała.
- Jesteś wspaniałą podkuchenną - zażartował Hunter. - Zazwyczaj kiedy
gotuję, dama zasiada przed telewizorem. A tak zaraz oboje będziemy mogli przejść
do salonu. Przyrządzę tylko steki.
- To ja w tym czasie zaparzę kawę - zaoferowała się Sally. - Miło będzie po
kolacji usiąść z kawą przy kominku.
- Znakomicie. Wiesz, tutaj jest znacznie przytulniej niż w hotelu.
- Pensjonat pani Brady jest przecież całkiem miły - rzekła Sally.
- No tak, ale hotel to hotel. Co innego własny dom. W Denver mam ładne
mieszkanie, chociaż widok nie jest tak piękny jak tutaj. Widzę tylko miasto i daleko
na zachód zarys Gór Skalistych.
- To nie mieszkasz z dziadkiem?
- Nie. Do rozwodu rodziców mieszkałem z nimi, potem razem z matką
wprowadziliśmy się do dziadków. Po studiach się usamodzielniłem.
34
S
R
Sally włączyła maszynkę do kawy.
- Wielu młodych ludzi tak robi - zauważyła Sally.
- A ciebie nie kusiło, żeby zamieszkać samej?
- Nie. Cieszyłam się, że wróciłam do domu. Spytałam rodziców, czy chcą,
żebym się wyprowadziła, ale oni nawet słyszeć o tym nie chcieli.
- To miło. Co studiowałaś? Marketing?
- Tak. Ale tata prowadził sklep w taki sposób, że więcej nauczyłam się od
niego niż w college'u.
- Ja też studiowałem marketing. Mój ojciec nie chciał, żebym miał cokolwiek
do czynienia z firmą dziadka, ale mama powtarzała mi, że kiedyś ją odziedziczę.
- A co właściwie tu robisz? To znaczy wiem, dlaczego trafiłeś do mnie, ale nie
wiem, dlaczego chcesz spędzić tu aż dwa tygodnie.
- Dziadek chciał, żebym przyjrzał się, jak działacie. Twój sklep jest najlepiej
prowadzonym przedsiębiorstwem, jakie widziałem. Pomyślałem, że w przyszłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]