[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nadal jest pan bardzo szczupły po tych męczarniach,
przez które pan przeszedł, płynąc tutaj.
- Chciałbym zrzucić jakieś trzy kilo - powiedział Tuck. - W Stanach wraca moda na
Gandhiego. Faceci, którzy wyglądają, jakby głodowali, muszą się opędzać kijem od panienek.
Zaczęło się od modelek, ale teraz przeszło na mężczyzn.
Curtis się zmieszał.
- Chyba trochę wypadłem z obiegu. Beth stara się być na bieżąco z tym, co się dzieje w
Stanach, ale tutaj nie ma to wielkiego znaczenia. Chyba się ucieszę, jak już będzie po wszystkim i
będziemy mogli opuścić tę wyspę.
- Więc dla czego po prostu pan nie wyjedzie? Jest pan lekarzem. Mógłby pan otworzyć
praktykę w Stanach i zbić majątek bez tego wszystkiego.
Curtis zerknął na strażnika, po czym znów spojrzał na Tucka.
- Może majątek, ale nie taki, jaki gromadzimy tutaj. Jestem za stary, żeby zaczynać od zera.
- Ma pan dwadzieścia osiem lat doświadczenia. Sam pan mówił, że ludzie, których pan
leczy, są najzdrowsi na całym Pacyfiku. Nie zaczynałby pan od zera.
- Myli się pan. Panie Case... Tuck... Jestem lekarzem, ale nie najlepszym.
Tuck spotkał w życiu wielu lekarzy, ale jeszcze żadnego, który zdołałby się przyznać, że w
jakiejkolwiek kwestii brak mu kompetencji. Wśród instruktorów latania krążyła opinia, że lekarze
to najgorsi uczniowie.  Uważają się za bogów. Nasze zadanie to nauczyć ich, że są śmiertelni.
Tylko piloci są bogami .
Ten tutaj był żałosny i Tuck musiał sobie przypominać, że ma przed sobą przynajmniej
podwójnego mordercę. Patrzył, jak za pomocą żelaza siódemki Curtis posyła piłeczkę na odległość
trzech metrów od chorągiewki, którą umieszczono na małym skrawku trawy przy plaży.
Tuck posłał z plaśnięciem piłeczkę po ziemi i ta wylądowała między korzeniami tak
zwanego chodzącego drzewa - osobliwości świata roślin - które wyrastało z trzymetrowego namiotu
splątanych korzeni i wyglądało tak, jakby w każdej chwili mogło oddalić się o własnych siłach.
Miał nadzieje że to właśnie zrobi.
Strażnik z kijami szedł za Tuckiem i gdy oddalili się na tyle, że lekarz ich nie słyszał, pilot
odwrócił głowę do stoickiego Japończyka.
- Nie możesz mu powiedzieć, prawda?
Strażnik udawał, że nie rozumie, ale Tuck zobaczył, że jego słowa do niego docierają, nawet
jeśli tylko za sprawą modulacji głosu.
- Nie możesz mu powiedzieć i nie możesz mnie, kurwa, zastrzelić, tak? Zabiłeś
poprzedniego pilota i miałeś masę kłopotów, dobrze mówię? To dlatego łazicie za mną jak kaczątka
za matką? - Tuck zgadywał, ale było to jedyne logiczne wytłumaczenie.
Mato zerknął na lekarza.
- Nie - powiedział Tuck. - On nie wie, że ja wiem. I nie powiemy mu, prawda? Kiwnij
głową, jeśli rozumiesz.
Strażnik skinął szybko głową.
- Dobra, umowa jest taka: będziecie sprawiali wrażenie, że wykonujecie swoją pracę, ale
kiedy dam wam znać, macie znikać. Słyszałeś? Chcę, żebyście się odpieprzyli. Powiedz kumplom,
dobra?
Tamten przytaknął.
- Mówisz w ogóle po angielsku?
- Hai. Trochę.
- Zabiliście pilota, tak?
_ Plóbował zablać samorot. - Mato sprawiał wrażenie kogoś, komu składanie słów sprawia
ból.
Tuck skinął głową, czując, że gorąco oblewa mu policzki, miał ochotę walnąć strażnika w
twarz, obalić go na ziemię i tak skopać, aż zostanie z niego tylko drgająca breja.
- 1 zabiliście Pardee, grubego Amerykanina.
Mato pokręcił głową.
- Nie.
- Gówno prawda!
- Nie, my... my... - Szukał angielskiego słowa. - Co?
- Zabrari go, ale nie zabiri.
- Dokąd go zabraliście? Do kliniki?
Strażnik znów pokręcił gwałtownie głową. Nie chciał zaprzeczyć, tylko pokazać, że nie
umie powiedzieć.
- Co się stało z tym grubym?
- Umiera. Szpital. My go do wody.
- Zabraliście jego ciało na skraj rafy, żeby znalazły je rekiny?
Tamten pokiwał głową.
- A pilota? Zanieśliście w to samo miejsce? Znowu potwierdzenie.
- Co się dzieje? Uderza pan czy nie?
Tuck i ochroniarz wyglądali jak dwaj chłopcy, przyłapani na szkolnym boisku na
przeklinaniu. Curtis zawrócił i znalazł się góra piętnaście metrów od nich.
Tuck wskazał piłeczkę.
- Kato nie pozwala mi wyjąć piłeczki. Mogę wykon - karne uderzenie. Ale do diabła, w
Teksasie nie mamy takich drzew - mutantów. To nienaturalne.
Curtis popatrzył na piłeczkę Tucka, a potem na Mato. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl