[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marianna oddała Lionela Dolanowi, nie mogąc oderwać oczu od
przerażającego widowiska. Wiedziała bowiem, że nawet jeśli
Griffith zwycięży, to stanie się celem ataku ze strony
niewidocznych widzów.
- Chodz, tchórzu - wysyczał Harbottle. - Staw czoło memu ostrzu
i pamiętaj, że zanim noc dobiegnie końca, spotkam się z twoją
kobietą. - Nie dokończywszy zdania zamachnął się szablą i trafił
Griffitha w brzuch. Ostrze zsunęło się.
- Ooo, skórzana zbroja - zauważyli najemnicy.
Nagle sytuacja zaczęła zmieniać się na niekorzyść Harbottle a.
Schylił się, by podnieść szablę.
Dosięgnął jej wyciągniętą ręką i w tej samej chwili młot Griffitha
strzaskał kości jego ramienia. Marianna zacisnęła powieki słysząc
chrzęst gruchotanych kości i wrzask Harbottle a.
Usłyszała, że młot spada powtórnie, miażdżąc czaszkę
Harbottle a, który przegrał swój ostatni pojedynek. Chciała odejść
nie patrząc, lecz usłyszała krzyk Dolana:
- Brudny przybłęda! Dosięgnie go!
Otworzywszy oczy spostrzegła Griffitha rzucającego się w
rozpadlinę otaczającą obozowisko.
- Uciekaj! - krzyknął Dolan.
Marianna odsunęła się od grubego pnia dębu i ujrzała Cledwyna,
który ukryty za słupem piaskowca celował z kuszy w Griffitha.
Krzyknęła ostrzegawczo dokładnie w chwili, gdy Cledwyn
wypuścił strzałę. Griffith zachwiał się na krawędzi urwiska i spadł,
znikając z pola widzenia. Cledwyn uniósł głowę jak zwycięski
wilk i zawył do księżyca. Z pobliskiego lasu dotarły dwa inne
głosy i połączyły się w zwycięski chór.
Marianna zachwiała się, lecz Dolan trącił ją ostrzegawczo.
- Musimy ratować dziecko - burknął.
Marianna pobiegła w stronę koni. Poczuła w sercu ukłucie.
Griffith był ranny... lub martwy. Upadł i leży w pyle, na dnie.
przepaści...
Dosiadła konia i odebrała od Dolana dziecko.
Na dnie przepaści...
- Wezmę konia i pojadę za tobą - powiedział Dolan.
Na dnie przepaści...
Marianna skierowała się na wschód i spięła konia piętami.
Ruszyła do zamku Wenthayena, mając nadzieję, że znajdzie tam
schronienie.
Dała się zwieść Griffithowi. Nie został trafiony. Zrobił to samo,
co Art wiele lat temu. Udał, że został zabity.
Lecz dlaczego wcale się nie cieszyła?
Znała odpowiedz.
Bo upadek Griffitha był bardzo przekonywający. Słodki Jezu, jak
bardzo przekonywający.
Chwiejąc się nad skrajem przepaści Cledwyn okrzyknął swoje
zwycięstwo nad nieruchomym ciałem spoczywającym na dnie;
- Zabiłem go. Zabiłem zdradzieckiego Walijczyka! - Odwrócił się
i spojrzał radośnie na najemników wynurzających się z lasu. - To
była dobra noc. Najpierw Griffith ap Powel rozgniótł Harbottle a
jak pluskwę, potem lady Marianna zabrała dzieciaka do zamku
Wenthayena. Pogońmy ją trochę, chłopcy. To będzie niezła
zabawa, a hrabia czeka na nas z nagrodą.
- Ledwie chodzę, nie będę ganiał za dziewuchą - odparł jeden z
najemników.
- Daj spokój, Bryce. Jeszcze żyjesz, prawda? Ja zabiłem Judasza,
który cię postrzelił, a on zabił Harbottle a i zaoszczędził nam
kłopotów.
- Tak, ale co z Billym? Odszedł w krzaki i więcej nie powrócił.
Cledwyn kopnął Bryce a w zranioną kostkę. Bryce upadł ze
szpetnym przekleństwem na ustach, a Cledwyn kopnął go
powtórnie.
- Nikomu o tym nie wspominaj, a zwłaszcza hrabiemu
Wenthayenowi. Jeżeli ktoś zapyta, Billy został zabity w czasie
drogi. Słyszysz? - Wymierzył Bryce owi następnego kopniaka, a
ten przeturlał się krzycząc. - Słyszałeś? - powtórzył Cledwyn.
- Tak, tak zrobimy - odparł Bryce.
Cledwyn rozejrzał się za kimś, na kim mógłby wyładować resztę
furii i jego wzrok padł na Harbottle a. Z wściekłym uśmiechem
odwrócił ciało. W. świetle księżyca ukazała się roztrzaskana
miotem czaszka.
- Nie jest już taki ładny, prawda? - Cledwyn trącił stopą
bezwładne ciało, a potem przesunął je w stronę skraju przepaści. -
Jak sądzicie, może powinniśmy zmówić modlitwę? - Cledwyn
zachichotał i wzniósł ramiona do nieba. - Powierzymy tego
Anglika piekłu. Niech się tam smaży przez całą wieczność.
Najemnicy wzdrygnęli się na takie bluznierstwo, a przepaść
pochłonęła Harbottle a z rozbudzonym poprzednio apetytem.
Odgłos spadającego ciała zabrzmiał jak przestroga.
Patrząc na podległych mu żołnierzy Cledwyn zapytał:
- I co powiecie? Jedziecie za mną po złoto? Czy zostaniecie tu
zgnijecie z Harbottle em?
Konie! - krzyknął Dolan. - Jadą szybko za nami.
Griffith nie zdołał rozpędzić wszystkich wierzchowców,
domyśliła się Marianna. Pomimo że wykorzystywała wszelkie
możliwe skróty, najemnicy byli szybsi, bo nie wiezli ze sobą
dziecka.
Zdążała prosto do Wenthoyena. Księżyc rozświetlał drogę jak
uczynna pochodnia, a słońce opromieniało niebo złotem poranka.
Wiatr świstał w jej uszach i powiewał ciemnym welonem, którym
owiązała rude włosy.
- Doganiają nas, milady.
Marianna usłyszała inny dzwięk. Słaby odgłos ujadania. Spaniele.
- Psy nas usłyszały - wyszeptała.
Koń zatańczył pod nią i Marianna stwierdziła, że uda im się
dotrzeć do Wenthoyena przed najemnikami. Jeśli brama okaże się
otwarta, będą bezpieczni.
Jeśli.
Powinno ją to ucieszyć, lecz nie ucieszyło. Lionel rozglądał się
wokoło wielkimi oczyma, zbyt wielkimi w jego wychudzonej
twarzy. Co mu zrobili, że nic nie mówił? Marianna zatęskniła za
jednym przekornym  Nie! Przycisnęła go do siebie mocno,
starając się własnym ciałem łagodzić wstrząsy
Wyprężyła się, by dojrzeć mury obronne, i spostrzegła błyszczące
wody jeziora.
Jezioro chroniące zamek znajdowało się tuż przed nią. Marianna
wypadła na odsłonięty teren i pogalopowała w kierunku mostu
zwodzonego, wykrzykując swoje imię. Dolan mknął za nią
klucząc, aby uniknąć strzał z kuszy. Most zwodzony opadł powoli
i majestatycznie. Nie zdążył jeszcze dotknąć ziemi, a koń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl