[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przepraszam cię, muszę wyrzucić psa i kota za drzwi - wyjaśnił.
- Aha.
Sięgnęła po kołdrę, lecz Gavin przytrzymał jej dłonie.
- Nie. Nie ruszaj się. Za sekundę wrócę do ciebie.
Sara jeszcze wahała, ale w końcu dała sobie spokój,rozluzniła się,
ułożyła wygodnie na łóżku i uśmiechnęła lekko do Gavina. A on przez
chwilę jeszcze rozkoszował się widokiem jej wspaniałego ciała, po czym
wziął niesfornego kota na ręce i wyszedł z sypialni. Pies ruszył za nim.
Gavin nie zamierzał teraz zastanawiać się nad swoją decyzją. Sara była
gotowa. Co do tego nie mogło być wątpliwości. Co z tego, że nie wyznała
mu miłości ani nie dała przynajmniej nadziei, że może go pokochać? W
końcu fakt, że nie mogli się sobie oprzeć, też miał jakieś znaczenie. To
mógłby być całkiem niezły argument przetargowy, gdy przyjdzie do
rozmowy o małżeństwie.
94
RS
Kot posłał mu jedno ze swoich zagadkowych spojrzeń. Gavin poczuł
się zmuszony do wyjaśnień.
- Nie bierz tego do siebie, stary. Po prostu wybraliście sobie na to
wejście paskudny moment.
Posadził kota na podłodze i otworzył frontowe drzwi. Nałożył psu
obrożę i pozwolił mu wyjść na zewnątrz, po czym znowu zwrócił się do
Szatana. Zwierzak wpatrywał się w niego uparcie, nie ruszając się z miejsca.
Po raz kolejny Gavin szturchnął go nogą. Jedyną reakcją kota było
mrugnięcie.
Gavin ściągnął brwi i mruknął:
- Ciekawe, gdzie Sara schowała tę różową kokardę?
Kot spojrzał na niego z dezaprobatą i wymaszerował dostojnie na
zewnątrz. Krztusząc się ze śmiechu, Gavin miał właśnie zamknąć drzwi od
środka, kiedy na podjazd wjechał samochód jego rodziców. A za nim
kolejny i jeszcze jeden.
Wyglądało na to, że rodzina Blake'ów stawiła się w komplecie. Z
samochodów zaczęli się wysypywać siostrzeńcy i siostrzenice Gavina, jedna
z jego sióstr machała do niego z okna auta. Gavin zamknął oczy i
wyrecytował w duchu wszystkie znane mu przekleństwa. Niestety, to nic nie
pomogło. Co tam zwierzęta - to jest dopiero paskudny moment na wejście.
Matka już po chwili stała obok niego i trzymała go w ramionach.
Spojrzał ponad jej ramieniem na koniec ścieżki i zobaczył, że Szatana
spotkał podobny los. Dookoła kota zebrała się czwórka dzieci. Pies znowu
próbował zwrócić na siebie uwagę piskliwym jazgotem. Ojciec i
szwagrowie trochę wolniej opuszczali samochody.
95
RS
Wyglądało na to, że to regularny zjazd rodzinny. A przecież nie to
Gavin planował. Odchrząknął, słysząc Sarę śpiewającą nadawaną przez
radio piosenkę. Matka spojrzała w tym kierunku.
- To twoja nowa przyjaciółka?
- Tak, mamo. Właśnie wstawaliśmy.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała matka, poklepując go po ramieniu i
uśmiechając się szelmowsko. - Idz do niej. Zanim wypakuję kilka rzeczy,
zdążycie wstać.
Gavin jęknął.
- Powiedz, że to nieprawda.
- Wiesz, synu, nie potrafię tak przyjeżdżać z gołymi rękami. To nie
byłoby w porządku. Zwłaszcza teraz, kiedy ty...
Przerwał im głos Sary, dzwięczny, nieco oburzony.
- Gavinie! Nie waż się znowu zmieniać zdania. Zacząłeś to, więc teraz
wracaj i skończ!
Przerażony Gavin spojrzał na matkę. Z głębi korytarza znowu dobiegł
ich głos Sary.
- Chyba nie chcesz zostać oskarżony o prowokację, co?
Matka Gavina uniosła brew. To po niej odziedziczył ten zwyczaj. A
Gavin mógł tylko dziękować Bogu, że reszta rodziny nie jest świadkiem tej
sceny. Powoli zbliżali się do ganka, zatrzymując co chwila, by podziwiać
któryś z nowych domów budowanych przy ulicy.
Gavin postanowił jakoś spróbować wyjaśnić zachowanie Sary.
- Ona jest...
- Niecierpliwa? - wpadła mu w słowo matka z kamienną twarzą.
Pokręcił głową i wszedł do środka.
96
RS
- Saro! - Ledwie zdołał przekrzyczeć radio. - Moja matka już
przyjechała.
Radio ucichło. Przez chwilę panowała głucha cisza, po czym do
Gavina dobiegły odgłosy krzątaniny Sary. Wpadła do przedpokoju owinięta
jedynie prześcieradłem.
- Saro!
Biegnąc w jego stronę, krzyknęła:
- Nie wpuszczaj jej do środka, dopóki nie wezmę pary majtek z... - W
tym momencie stanęła oko w oko z matką Gavina -... kuchni.
Dokładnie w tej chwili w progu stanęła reszta rodziny. Gavin osłupiał.
Nie miał pojęcia, co zrobić. Było cicho jak makiem zasiał. Wszyscy gapili
się nieprzytomnie na Sarę.
A ona odwróciła się na pięcie i stanęła tyłem do nich.
- Bielizna w kuchni? - przerwała milczenie matka Gavina.
Sara chciała umrzeć. Gdyby tak mogła zniknąć bez śladu, rozpłynąć
się.... Niestety, to nie było możliwe. Jej plan był dobry - chciała mieć
romans z tym wspaniałym, pociągającym mężczyzną, czyli Gavinem. Ale to
nie to samo, co stanąć nagle oko w oko z jego matką. W dodatku miała na
sobie jedynie prześcieradło, co jednoznacznie wskazywało na charakter ich
związku. Ironia losu polegała na tym, że przecież tak naprawdę nie było
żadnego romansu, w każdym razie do tej pory, bo im przerwano. Miała
nadzieję, że chociaż tego matka Gavina się nie domyśla.
Sara czuła się nie tylko zażenowana. Czuła się... winna, a na to nie
zamierzała się zgodzić. Była dorosła, mogła więc robić, co jej się podobało.
Wzięła głęboki oddech, zmusiła się do uśmiechu i odwróciła się, by
stawić czoło zafascynowanemu tłumowi.
Rany, było ich naprawdę dużo!
97
RS
Kilkanaście par oczu wpatrywało się w nią intensywnie. Uniosła głowę
i powiedziała to, co należało powiedzieć w takiej sytuacji:
- Przepraszam na chwilę.
Po czym wróciła do sypialni. Chwilę pózniej dołączył do niej Gavin.
Stała tyłem do drzwi i wyglądała przez okno, ale wiedziała, że to on
wszedł do pokoju. Nie powiedział ani słowa, więc odwróciła się i spojrzała
na niego. Oparł się plecami o drzwi, skrzyżował ramiona na piersi, a w
prawej ręce trzymał jej figi. Podał je jej bez słowa.
Sara zamknęła oczy.
- Dlaczego zawsze spotykają mnie upokorzenia, kiedy ty jesteś w
pobliżu?
Nie odpowiedział. Pewnie dlatego, pomyślała Sara, że na to nie ma
odpowiedzi. Kiedy otworzyła oczy, nadal nie spuszczał z niej wzroku i
nadal wyciągał w jej stronę rękę ze sztuką bielizny. Podeszła do niego i
kiedy chciała wziąć od niego majtki, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął
do siebie.
- Przepraszam.
Przez chwilę próbowała uwolnić się z jego objęć, ale szybko
zrezygnowała z oporu.
- Nie ma za co. To nie twoja wina.
- To ja zacząłem dzisiaj rano, mimo że wiedziałem o przyjezdzie
rodziny. No i to ja ich tutaj zaprosiłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl