[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie chciała jednak burzyć jego złudzeń.
 A czym chciałbyś się zająć?
Przesunął kciukiem wzdłuż jej uda.
 Chyba tym, czym teraz.  Spojrzał na nią figlarnie.  Mógłbym
rozwinąć tę działalność.  Pochylił głowę i dotknął wargami jej piersi, a
potem z niezwykłą czułością pocałował ją w usta.
Serce Brooke przepełniła radość. R. J. mówił tak, jakby odnalazł miłość
swojego życia  właśnie ją.
Ponosi ją wyobraznia. Wysoko w chmurach łatwo zapomnieć o świecie,
do którego prędzej czy pózniej muszą wrócić.
Po kolejnej kolacji z zapasów w zamrażarce obejrzeli stary film
Hitchcocka. W pełnych napięcia momentach R. J. mocno ją obejmował, a ona
cieszyła się tą normalnością z mężczyzną, który jeszcze niedawno wydawał
się jej niedostępny. Po filmie uraczyli się karmelowymi lodami, a potem
całowali się gorąco zimnymi wargami.
Niedzielny poranek upłynął im na lenistwie. Wstali dopiero około
południa, i to też tylko dlatego, że R. J. postanowił zmierzyć się z zawartością
szarej koperty.
W piątkowy wieczór zamknął drzwi gabinetu, gdyż pragnął cieszyć się
weekendem z Brooke, w niedzielę jednak poczucie winy położyło się cieniem
65
R
L
T
na ich górskim raju. Do tradycji Kincaidów należał niedzielny obiad.
Wszyscy zbierali się w rodzinnej rezydencji i jedli pieczone mięso i inne
przygotowane przez matkę specjały. Teraz, gdy matka siedziała w więzieniu,
tradycja została chwilowo zawieszona. Jak mogliby spojrzeć sobie nawzajem
w twarz, siedząc przy stole bez ojca i matki?
Ojciec nigdy już z nimi nie usiądzie. Po jego śmierci na skutek nalegań
matki podtrzymywali tradycję. Podczas jej nieobecności obowiązkiem R. J. 
a, jako najstarszego z rodzeństwa, było zebranie bliskich przy stole, ale jakoś
nie miał do tego serca.
Spędził dwa miłe dni na obrzeżach życia z cudowną Brooke u boku.
Musiał jednak podjąć pewne decyzje, unikanie ich nie było w jego stylu.
Brooke usmażyła naleśniki, a on zaparzył kawę. Po śniadaniu taktownie
się oddaliła, wymawiając się koniecznością wykonania dwóch telefonów.
Wyszła na taras, gdzie był lepszy sygnał, a R. J. z ciężkim sercem udał się do
sanktuarium ojca.
Koperta wciąż leżała w szufladzie. Zastanawiał się, czy ojciec
przygotował ją za jednym razem, w typowy dla siebie sposób, czy jej
zawartość stanowiła efekt wielu godzin rozmyślań, pakowania i
rozpakowywania.
Zapewne to pierwsze. Nabrał głęboko powietrza i otworzył szufladę. W
kopercie, wśród pożółkłych papierów, była jedna biała złożona na pół kartka.
Wziął ją do ręki i rozłożył. Na widok znajomego charakteru pisma ciarki go
przeszły. Kolejny list. Ten, który przeczytał w pośpiechu po pogrzebie,
mocno go zranił. Podejrzewał, że ten drugi otworzy świeżo zasklepioną ranę i
jeszcze ją pogłębi.
 Choć nosisz moje imię, nie jesteś moim pierworodnym synem .
Na pogrzebie ojca widział Angelę z synami, ale nie chciał wierzyć
66
R
L
T
plotkom. Kiedy otworzył tamten list, ta krótka linijka rozbiła fundament jego
życia. Cios był gwałtowny i brutalny, do końca dnia nie mógł się otrząsnąć.
Już nie był sobą. Od urodzenia był Reginaldem Kincaidem juniorem,
nieodrodnym synem swego ojca. Pragnął być taki jak on  dumny, odnoszący
sukcesy w interesach i wszystkim, czego się tknął.
W tamtym liście ojciec wyznał, że nie jest człowiekiem za jakiego go
uważali. To, że przed ślubem z ich matką był już ojcem, to jedno.
Zrozumieliby, gdyby im wyjaśnił, że dopiero po latach dowiedział się o
istnieniu Jacka. Ale na wiązanie na nowo romansu z matką Jacka i
utrzymywanie drugiej rodziny to coś więcej niż cudzołóstwo, to graniczy z
przestępstwem.
R. J. skupił się na liście, zajmującym prawie dwie strony.
Drogi Reginaldzie, w życiu wszyscy dokonujemy wyborów. Ja także  o
czym już wiesz  dokonałem wyboru, którego wiele osób by nie
zaakceptowało. Pewnie jesteś na mnie zły, a znając Twoją dumę i uczciwość,
założę się, że tak. Miałeś już trochę czasu, żeby to sobie przemyśleć. Ponad
wszystko chcę Ci uświadomić, że Ty też masz wybór.
R. J. burknął coś ze złością. Czy ojciec uważał go za naiwnego
szesnastolatka, który oczekuje zagrzewających do wysiłku słów?
Rodzice, zabraniając mi poślubić Angelę, którą kochałem, odebrali mi
prawo wyboru.
R. J. zdusił przekleństwo. Wolałby nigdy nie słyszeć imienia Angeli ani
jej przeklętego syna.
Byłem posłusznym synem i się z nią nie ożeniłem, ale za to od nich
uciekłem, od ich planów, nadziei i marzeń związanych z moją osobą. Jak
wiesz, służba w wojsku była ważnym okresem w moim życiu, ukształtowała
mnie, i myślę o nim z dumą, ale także żalem. Załączam sygnet, który przez lata
67
R
L
T
nosiłem jako symbol oddania mojej jednostce. To była w jakimś sensie ślubna
obrączka, bo odrzuciłem wszystkie inne związki. Chciałem uciec od
poprzedniego życia i zacząć nowe, własne. Załączam też licencję pilota, z
powodu której żartowałeś sobie ze mnie. Jak widzisz, licencja istnieje, tak jak
inne mniej ciekawe aspekty mojego życia.
Ucieczka jest iluzją. Niezależnie od tego, jak daleko uciekniesz, prawda
 to, kim jesteś i co zrobiłeś  będzie Ci deptać po piętach i prędzej czy pózniej
będziesz musiał się z nią skonfrontować. Po powrocie do domu musiałem
stanąć twarzą w twarz z rodzicami, którzy przez wszystkie dni mojej
nieobecności na mnie czekali i zamartwiali się. Tym razem zgodnie z ich wolę,
bym wybrał odpowiednią kobietę i założył rodzinę, poznałem Waszą cudowną
matkę i się z nią ożeniłem. Moje szczęście było pełne i prawie nie myślałem o
życiu, które zostawiłem za sobą, dopóki przypadkiem nie dowiedziałem się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl