[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czas jego nieobecności, mimo że zostawił jej klucz. Posta-
162 " POTRÓJNE WESELE
nowiła jeszcze jedną noc spędzić w hotelu, a z przeprowa
dzką zaczekać do powrotu Gage'a z Oregonu.
Plan wydawał się rozsądny, aż do chwili gdy na progu.
bungalowu stanął Alan Sturgess. Blythe kończyła właśnie
pakować swoje rzeczy.
- Musimy porozmawiać - odezwał się zza uchylonych
drzwi.
- Nie ma o czym. - Blythe chciała zatrzasnąć je Alano
wi przed nosem, lecz zdążył wsunąć nogę.
- Nasza rozmowa zle się skończyła. - Wszedł szybko
do środka i po chwili znalazł się w salonie. Na widok stoją
cych walizek zmarszczył brwi. Zapytał:
- Wyjeżdżasz?
- PrzenoszÄ™ siÄ™ do apartamentu, ale to nie powinno ciÄ™
obchodzić.
- Uprzedzałem, że hotel cię zmęczy.
- Uprzedzałeś.
Alan zmienił ton.
- Nie musisz wynajmować mieszkania - powiedział ła
godniejszym głosem. Położył ręce na ramionach Blythe. -
W moim domu jest dużo miejsca.
- Proponujesz, abym przeprowadziła się do ciebie?
- Tak. Z pewnością pamiętasz, że już rozmawialiśmy
na ten temat.
- Tak. Już rozmawialiśmy na ten temat. I z pewnością
pamiętasz własne zastrzeżenia. Bałeś się, że jeśli zamiesz
kasz z kobietą, która nie jest twoją żoną, może to odbić się
niekorzystnie na twojej karierze zawodowej, zmniejszyć
szanse nominacji na szefa kliniki. - Blythe strąciła rękę
Alana i cofnęła się o krok.
Jedyną oznaką irytacji było lekkie przymrużenie oczu.
- Przyznaję, okazałem się wówczas nadmiernie prze-
POTRÓJNE WESELE " 163
zorny. Nie zapominaj jednak, że po trzęsieniu ziemi to ja
zaproponowałem, żebyś wprowadziła się do mnie. -
Uśmiechnął się sztucznie, profesjonalnie. Blythe zastana
wiała się, czy kiedy namawia pacjentkę na dodanie do
liftingu operacji plastycznej nosa lub silikonowych implan
tów w policzkach, uśmiecha się podobnie. - Podtrzymuję
ofertÄ™.
- Nie byłoby nam zbyt ciasno? - Blythe już nie wytrzy
mała. - Ty, ja i Brittany pod wspólnym dachem?
- Ona się nie liczy. - Alan machnął lekceważąco staran
nie wymanikiurowaną dłonią. - Cała sprawa zaczęła się
tylko dlatego, że Brittany bała się operacji. W moich wysił
kach, żeby ją uspokoić, posunąłem się, być może, nieco za
daleko.
- Być może? Nieco? - Blythe przeciągnęła dłonią po
włosach. Na mężczyznę, który jeszcze parę dni temu był jej
narzeczonym, popatrzyła jak na obcego człowieka. - Ala
nie, pomińmy fakt, że mnie zdradzałeś. Ale pogwałciłeś
zasady etyki lekarskiej. Sypiałeś z pacjentką.
- Nie jestem pierwszym lekarzem, który padł ofiarą
lubieżnej pacjentki. I wątpię, czy ostatnim.
Blythe nawet się nie zdziwiła, że całą winą obarcza
Brittany. Było to niesmaczne, ale nie zaskakujące.
- Drapieżny i godny pożądania - powiedziała, nie ukry
wając kpiny. - Temu połączeniu nie oprze się żadna kobieta.
Zaskoczyła Alana. Nie sądził, że mu się przeciwstawi.
- Przyszedłem tu nie dlatego, by odgrzebywać stare
sprzeczki.
- A więc po co?
- %7łeby cię przekonać, że nie trzeba zrywać zaręczyn
z powodu jakiejś błahostki.
Blythe uznała, że nie ma sensu rozmawiać dłużej na ten
164 " POTRÓJNE WESELE
temat. Wielu spraw Alan nigdy nie przyjmował do wiado
mości. Lekceważył jej pracę, a negatywny stosunek do
filmu o Aleksandrze był tylko jednym z przykładów ego
centryzmu tego człowieka.
- Może i nie trzeba - przyznała powoli.
- Wreszcie mówisz z sensem. - Na twarzy Alana odma-
lowało się zadowolenie.
Podszedł do Blythe, lecz ona szybko się cofnęła.
- Bywają sytuacje, w których jedna strona wybacza
drugiej niewierność. To, niestety, nie jest taki przypadek.
- Co ty mówisz, do diabła?
Westchnęła. Poczuła zmęczenie.
- Są inne powody, dla których nie mogę zostać twoją
żoną. Nie mają nic wspólnego z Brittany. Ani z żadną z in
nych kobiet, z którymi sypiałeś, gdy byliśmy zaręczeni.
- Co to za powody? Mam prawo wiedzieć.
Blythe nie musiała nic mówić, ale to zrobiła.
- Nie kocham ciÄ™.
Dlatego fakt, że Alan sypia z Brittany, wcale nie zabolał.
Tylko ją uraził.
- Dobrze wiesz, że nie jestem zwolennikiem małżeństw
z miłości. Uczucie szybko przemija.
- Tu właśnie się mylisz. - Blythe przypomniała sobie
nagle Aleksandrę i Patricka. Ich miłość była wieczna.
- Jest jeszcze jakiś powód?
- Kocham innego mężczyznę - oznajmiła spokojnie.
- Zamierzam go poślubić. Tak szybko, jak to możliwe.
- Nie wierzę ci. Jak coś takiego mogło się stać?
Blythe wzruszyła lekko ramionami.
- Normalnie. Gage podobał mi się od dłuższego czasu.
- Mówisz o detektywie, którego wynajęłaś? - spytał
Alan z pogardą w głosie. - Remingtonie?
POTRÓJNE WESELE " 165
- Tak.
- Spałaś z nim w Grecji, mam rację?
- Nie twoja sprawa.
- Ten romans długo nie potrwa. Za bardzo się róż
nicie.
- Tylko w niektórych sprawach. Mało ważnych.
Jeszcze parę dni temu Blythe przekonywała samą siebie,
że wyjście za Gage'a jest niemożliwe. Teraz wiedziała, że
jest dla niej życiową koniecznością.
- Nie mogę uwierzyć, że zamierzasz zrobić coś takiego
- oświadczył Alan.
- %7łałuję, że nie potrafisz nic zrozumieć - szczerze od
parła Blythe.
- %7łałujesz? Och, będziesz żałowała jeszcze bardziej,
przekonasz się. Zostaniesz żoną byłego policjanta, który
ma tylko jedną parę portek i spędza całe dni na podglądaniu
ludzi w motelach.
- To przyzwoity człowiek. I świetny detektyw. Jestem
z niego dumna. Zwłaszcza zaś ze sposobu, w jaki pomaga
ludziom.
Alan z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Byłem pewny, że dobrze cię znam. Jak widać, bardzo
się myliłem. To ogromnie przykre.
- Nie musisz użalać się nad sobą. - Blythe wzięła Alana
za ramię i poprowadziła do wyjścia. - Nie uwierzysz, co to
był dla mnie za szok, kiedy się przekonałam, jak bardzo ja
się myliłam.
Alan zatrzymał się w drzwiach.
- Nie mogę zagwarantować, że poczekam, aż oprzyto
mniejesz - oznajmił.
- Wcale na to nie liczÄ™.
Patrząc, jak odchodzi, Blythe zrozumiała, że jeden roz-
166 " POTRÓJNE WESELE
dział jej życia został definitywnie zamknięty. Nie odczuwa
ła krzty żalu. To, co ją czekało, było nowe, podniecające
i wspaniałe.
Dziesięć minut pózniej siedziała za kierownicą. Bulwa
rem Zachodzącego Słońca jechała do Bachelor Arms.
ROZDZIAA
11
Ilekroć Blythe podjeżdżała pod Bachelor Arms, ogarnia
ło ją dziwne przeświadczenie, że zna ten dom i że wiąże się
z nim jakieś przykre przeżycie. Dzisiaj tak samo. Groma
dzące się czarne chmury i naładowane elektrycznością po
wietrze, zwiastujące burzę, potęgowały niepokój.
Postanowiła myśleć wyłącznie o przyjemnych rzeczach.
O jutrzejszym powrocie Gage'a z Oregonu i uroczystej ko
lacji przy świecach, którą urządzi na jego cześć. Zaczną od
szampana. I ostryg. Na gorącą przystawkę będzie filet z ło
sosia w sosie z białego wina i kaparów. Prawie natychmiast
Blythe zmieniła zdanie. Przypomniała sobie, że Gage naj
bardziej lubił mięso i kartofle. Wobec tego dostanie stek
z grilla z pieczonymi ziemniakami i sałatką Cezara. Po tak
ciężkim jedzeniu zamiast dużego deseru będą świeże jago
dy. Zjedzą je pózniej, w łóżku. Przedtem będą się kochać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]