[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dentyfikowania pańskiej własności. Jeśli ten gość naprawdę zabrał panu portfel,
to muszę znać pewne fakty, zanim trafi on do moich rąk. Rozumie pan.
Tak. Teraz w głosie mężczyzny zabrzmiało lekkie zniecierpliwienie. To
trochę uspokoiło O Mearaha. Tylko nie przeciągajcie tego dłużej niż trzeba.
Czas płynie i. . .
271
Wiele może się wydarzyć. Tak, kapuję.
Wiele może się wydarzyć przytaknął mężczyzna w granatowym garni-
turze. Owszem.
Czy ma pan w tym portfelu jakieś zdjęcie, które mógłby pan opisać?
Pauza. A po chwili. . .
Zdjęcie mojej matki, zrobione przed Empire State Building. Na odwrocie
jest napis: To był cudowny dzień i cudowny widok. Kocham, Mama .
Delevan pospiesznie zanotował to, po czym z trzaskiem zamknął notes.
W porządku. To powinno wystarczyć. Pózniej, kiedy odzyskamy pański
portfel, będzie pan jeszcze tylko musiał złożyć swój podpis, byśmy mogli go po-
równać z podpisami na prawie jazdy, kartach kredytowych i tak dalej. W porząd-
ku?
Roland kiwnął głową, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może
do woli korzystać z wiedzy i wspomnień Jacka Morta, a jednak bez jego świado-
mego udziału w żadnym wypadku nie zdoła podrobić podpisu.
Proszę nam opowiedzieć, co się stało.
Wszedłem kupić naboje dla mojego brata. On ma amunicję do czterdziest-
kipiątki. Zapytał, czy mam pozwolenie na broń. Powiedziałem, że oczywiście.
Chciał je zobaczyć.
Namysł.
Wyjąłem portfel. Pokazałem mu. Kiedy odwróciłem portfel, pewnie za-
uważył, że mam tam sporo. . . pauza . . . dwudziestek. Jestem księgowym.
Mam klienta nazwiskiem Dorfman. . . właśnie uzyskał niewielki zwrot podatku
po długich. . . pauza . . . sporach prawnych. Chodziło zaledwie o osiemset
dolarów, ale ten cały Dorfman to. . . pauza . . . największy kutas, jakiego
spotkałem. Pauza. Przepraszam za ten żart.
O Mearah odtworzył w myślach kilka ostatnich słów i załapał. Największy
kutas, jakiego spotkałem. Niezłe. Roześmiał się. Zapomniał o podejrzeniach. Ten
facet był w porządku, tylko wkurzył się i usiłował ukryć to pod maską opanowa-
nia.
W każdym razie Dorfman zażądał gotówki. Uparł się, że ma to być gotów-
ka.
Sądzi pan, że Gruby Johnny zauważył forsę pańskiego klienta podsu-
mował Delevan. Razem z O Mearahem wysiedli z niebiesko-białego radiowozu.
Czy tak się nazywa ten człowiek w sklepie?
Och, często nazywamy go o wiele gorzej odparł Delevan. I co się
stało, kiedy pokazał mu pan pozwolenie na broń, panie Mort?
Chciał je dokładnie obejrzeć. Podałem mu portfel, ale nie spojrzał na zdję-
cie. Rzucił go na podłogę. Zapytałem, po co to zrobił. Powiedział, że to głupie
pytanie. Zażądałem zwrotu portfela. Byłem wściekły.
Założę się, że tak.
272
Chociaż patrząc na kamienną twarz mężczyzny, Delevan pomyślał, że nigdy
by go o to nie podejrzewał.
Roześmiał się. Chciałem wejść za kontuar i podnieść go. Wtedy wyciągnął
broń.
Szli w kierunku sklepu. Teraz policjanci przystanęli. Wyglądali na podekscy-
towanych, a nie przestraszonych.
Broń? zapytał O Mearah, upewniając się, że dobrze usłyszał.
Miał ją pod ladą, przy kasie powiedział mężczyzna w granatowym garni-
turze. Roland pamiętał ten moment, kiedy o mało nie zrezygnował z pierwotnego
planu i nie spróbował odebrać sprzedawcy broni. Teraz powiedział rewolwerow-
com, czemu tego nie zrobił. Chciał ich wykorzystać, a nie posłać na śmierć.
Myślę, że miał ją w doku.
W czym? zdziwił się O Mearah.
Tym razem Mort zastanawiał się dłużej. Zmarszczył brwi.
Nie wiem, jak to powiedzieć. . . taka rzecz, do której wkłada się broń. I nikt
nie zdoła jej wyjąć, jeśli nie wie, jak nacisnąć. . .
Sprężynowa kabura! powiedział Delevan. Jasna cholera!
Policjanci znowu wymienili spojrzenia. %7ładen z nich nie chciał jako pierwszy
uzmysłowić temu facetowi, że Gruby Johnny pewnie już zgarnął forsę, wywlókł
swoje tłuste dupsko przez tylne drzwi i wyrzucił portfel za mur bocznej uliczki. . .
ale broń w sprężynowej kaburze to zupełnie inna sprawa. Może uda się udowodnić
rabunek, lecz oskarżenie o nielegalne posiadanie broni w sprężynowej kaburze
wydawało się zupełnie pewne. Wprawdzie nie tak dobre jak rabunek, ale zawsze
coś.
I co było potem? zapytał O Mearah.
Powiedział mi, że nie miałem żadnego portfela. Powiedział. . . pauza
. . . że ktoś narobił mi w kieszeń. . . raczej obrobił mi kieszeń na ulicy i żebym
lepiej o tym pamiętał, jeśli chcę cieszyć się dobrym zdrowiem. Przypomniałem
sobie, że widziałem zaparkowany na ulicy radiowóz, i pomyślałem, że możecie
jeszcze tu być. Wyszedłem.
W porządku rzekł Delevan. Ja i mój partner wejdziemy tam pierwsi.
Niech nam pan da minutę. . . całą minutę, na wypadek gdyby były jakieś kłopoty.
Potem niech pan stanie przy drzwiach. Rozumie pan?
Tak.
Dobra. Zgarnijmy sukinsyna.
Policjanci weszli do środka. Roland odczekał trzydzieści sekund i wszedł za
nimi.
273
* * *
[ Pobierz całość w formacie PDF ]