[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Strona 45
4782
unosił się cię\ki zapach dymu papierosowego, czosnku i baraniny.
Gdy dotarli do biura Departamentu Zabytków, przypomniała sobie niezliczoną liczbę biurek i przestarzałych
maszyn do pisania, które widziała poprzedniej nocy. Teraz wszystkie były zajęte przez urzędników. Po chwili
oczekiwania Eryka weszła do gabinetu. Chłód panujący w pomieszczeniu dzięki włączonej klimatyzacji
przyniósł długo oczekiwaną ulgę.
Ahmed stał za biurkiem i wyglądał przez okno. Obserwował skrawek Nilu między Hiltonem a szkieletem
budowanego hotelu Intercontinental. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny.
Gotowa była wyrzucić z siebie wszystkie problemy i błagać go o pomoc. Jednak\e widok jego twarzy
powstrzymał ją.
Malował się na niej dziwny smutek. Oczy miał zamglone; gęste, czarne włosy były w nieładzie, jakby bez
przerwy przeczesywał je palcami.
- Wszystko w porządku? - zapytała Eryka, szczerze zaniepokojona.
- Tak - odpowiedział wolno Ahmed. Głos miał niepewny, przygnębiony. - Nie miałem pojęcia, co mo\e
oznaczać kierowanie tym departamentem.
Opadł na krzesło i przymknął na chwilę oczy. Wcześniej Eryka jedynie przypuszczała, jak bardzo jest
wra\liwy. Teraz chciała podejść do biurka i dodać mu otuchy.
- Przepraszam - odezwał się, otworzywszy oczy. - Proszę, niech pani siada. Słyszałem, co wydarzyło się w
Serapeum, ale chciałbym usłyszeć tę historię od pani.
Zaczęła od początku. Nie chciała pominąć najdrobniejszych szczegółów, wspomniała nawet o człowieku w
muzeum, który wzbudził jej niepokój.
Ahmed słuchał uwa\nie. Nie przerywał. Kiedy skończyła, powiedział:
- Mę\czyzna, którego zastrzelono, nazywał się Gamal Ibrahim i pracował tu, w Departamencie Zabytków. To
był wspaniały chłopak. - Jego oczy wypełniły się łzami. Patrząc na płaczącego mę\czyznę tak innego od
znanych jej amerykańskich przedstawicieli tej płci, Eryka zapomniała o własnych kłopotach. Zdolność
okazywania uczuć była cechą niezwykłą. Khazzan spuścił wzrok i uspokoił się.
- Czy widziała pani Gamala dziś rano?
- Raczej nie - stwierdziła bez przekonania dziewczyna. - Być mo\e widziałam go w kawalerce w Memfis, ale
nie jestem pewna.
Ahmed przeciągnął palcami po włosach.
- Proszę mi coś powiedzieć... - zaczął - Gamal stał ju\ na drewnianym podeście w Serapeum, kiedy pani
wchodziła po schodach.
- Zgadza się.
- To dziwne - zamyślił się Khazzan.
- Dlaczego?
Ahmed nie mógł pozbierać myśli.
- To tylko przypuszczenia - odezwał się wymijająco. - Nic się tu nie trzyma kupy.
- Ja te\ tak uwa\am, panie Khazzan. Chcę pana zapewnić, \e nie miałam nic wspólnego z całym tym zajściem.
Nic. Chyba powinnam zadzwonić do ambasady amerykańskiej.
- Mo\e pani zadzwonić do ambasady - rzekł Ahmed - ale prawdę mówiąc, nie ma takiej potrzeby.
- Chyba potrzebuję pomocy.
- Panno Baron, przykro mi, \e znalazła się pani w tak nieprzyjemnej sytuacji. Ale to nie nasze zmartwienie. Po
powrocie do hotelu mo\e pani zatelefonować, gdzie się pani podoba.
- A więc nie jestem zatrzymana? - spytała Eryka, nie wierząc własnym uszom.
- Oczywiście, \e nie.
- To dobra wiadomość - ucieszyła się dziewczyna. - Ale muszę panu o czymś powiedzieć. Powinnam była to
uczynić zeszłej nocy, ale bałam się. A więc... - Złapała głęboki oddech. - Prze\yłam tu dwa dziwne i nerwowe
dni. Nie jestem pewna, który z nich był gorszy. Wczoraj po południu stałam się przypadkowym świadkiem
innego morderstwa. To nieprawdopodobne, lecz prawdziwe. - Eryka zadr\ała. - Widziałam, jak trzech
mę\czyzn zabiło staruszka o imieniu Abdul Hamdi i...
Krzesło Ahmeda uderzyło z głuchym łoskotem o podłogę.
- Czy widziała pani ich twarze? - Zdumienie mę\czyzny nie miało granic.
- Tylko dwóch z nich. Nie widziałam trzeciego - odpowiedziała Eryka.
- Czy mogłaby pani zidentyfikować tych dwóch?
- Chyba tak. Nie jestem pewna. Przepraszam, \e nie opowiedziałam o tym wczoraj. Byłam naprawdę
Strona 46
4782
przera\ona.
- Rozumiem - uspokoił ją Khazzan. - Niech się pani nie martwi. Zajmę się tym. Z pewnością jednak musi być
pani przygotowana na kolejne pytania.
- Kolejne pytania... - szepnęła Eryka, tracąc wszelką nadzieję. - Ale ja chciałam opuścić Egipt jak najszybciej.
Moja podró\ przebiega zupełnie inaczej, ni\ planowałam.
- Niestety, panno Baron - głos Ahmeda odzyskał dawny spokój. - W takich okolicznościach nie mo\e pani
wyjechać. Musimy wszystko wyjaśnić i uzyskać całkowitą pewność, \e nie jest nam pani potrzebna. Szkoda, \e
została pani w to wplątana. Mo\e pani jednak swobodnie podró\ować po kraju. Proszę mnie tylko
zawiadomić o planowanym opuszczeniu Kairu. Nic nie stoi na przeszkodzie, by skontaktowała się pani z
ambasadą amerykańską. Niech pani jednak pamięta, \e oni nie mieszają się do naszych spraw wewnętrznych.
- No có\, areszt domowy jest znacznie lepszy od prawdziwego - westchnęła Eryka z nikłym uśmiechem. - Jak
długo to mo\e potrwać?
- Trudno powiedzieć. Mo\e tydzień. Proszę potraktować te doświadczenia jako nieszczęśliwy zbieg
okoliczności. Wiem, \e nie jest to łatwe, ale niech pani spróbuje się rozerwać w Egipcie. - Bawił się ołówkami i
ciągnął: - Jako przedstawiciel rządu zapraszam panią dziś na kolację. Poka\ę pani ten Egipt, który pozostawia
miłe wspomnienie.
- Dziękuję - powiedziała, szczerze poruszona jego troską - ale obawiam się, \e obiecałam ten wieczór Yvonowi
de Margeau.
- Ach, tak. - Ahmed odwrócił głowę. - No có\. Proszę przyjąć przeprosiny od mojego rządu. Odwieziemy
panią do hotelu. Obiecuję, \e będę z panią w kontakcie.
Wstał i przez biurko uścisnął dłoń Eryki. Jego dotyk był silny i zdecydowany. Dziewczyna wyszła z gabinetu
zdziwiona tak szybkim zakończeniem rozmowy. Była wolna.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami, Ahmed wezwał Riada, zastępcę dyrektora. Riad pracował w departamencie
od piętnastu lat, ale to Khazzan jak meteor awansował na dyrektora. Riad był człowiekiem inteligentnym i
bystrym, ale fizycznie w niczym nie przypominał Ahmeda. Otyły, wręcz spasiony, wyró\niał się czarnymi i
kręconymi jak karakuł włosami.
Ahmed podszedł do gigantycznej mapy Egiptu i odwrócił się na głos wchodzącego zastępcy.
- Co o tym wszystkim myślisz, Zaki?
- Nie mam zielonego pojęcia - odparł zapytany, pocierając brwi.
Widok spiętego szefa sprawiał mu sporo radości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]