[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedziała, od czego zacząć. Wreszcie wykrztusiła tylko: - Przepraszam cię. - A potem
zawróciła, żeby wejść do klasy.
- Eleno - odezwał się, a ona się odwróciła. Teraz przynajmniej na nią patrzył,
jego spojrzenie błądziło po jej ustach, włosach. A potem pokręcił głową, jakby chciał
powiedzieć, że nie ma za co przepraszać. - Ten Francuz to tak na serio? - zapytał
wreszcie.
- Nie - odparła Elena natychmiast i bez wahania. - Wymyśliłam go - dodała
wprost. - %7łeby pokazać wszystkim, że się wcale nie przejmuję... - urwała.
- %7łe się nie przejmujesz Sterano. Rozumiem. - Matt pokiwał głową,
jednocześnie z większym smutkiem i większym zrozumieniem. - Posłuchaj, Eleno, on
się taktycznie zachował niefajnie. Ale moim zdaniem nie było w tym nic osobistego.
On taki jest dla wszystkich...
- Poza tobą.
- Nie. Gada ze mną, czasami, ale nigdy o niczym osobistym. Nic nie mówi o
rodzinie ani co robi poza szkołą. To tak... To tak, jakby wokół niego był jakiś mur,
którego nie umiem przebić. Moim zdaniem on nikogo poza ten mur nie wpuści. I
wielka szkoda, bo myślę, że wcale nie jest mu z tym dobrze.
Elena zastanowiła się nad tym. Ona sama nigdy nie wzięłaby tego pod uwagę.
Stefano zawsze wydawał się opanowany, spokojny i niewzruszony. Ale z drugiej
strony wiedziała, że inni ładzie ją widzą tak samo. Czy możliwe, że w głębi duszy
Stefano czuje się tak samo zagubiony i nieszczęśliwy jak ona?
I wtedy przyszedł jej do głowy ten śmiesznie prosty pomysł. %7ładnych
skomplikowanych intryg, żadnych burz ani psujących się samochodów
- Matt - zaczęła powoli - nie sądzisz, że byłoby dobrze, gdyby ktoś zdołał
przebić ten mur? To znaczy, dobrze dla Stefano? Zgodzisz się, że nic lepszego nie
mogłoby go spotkać? - Spojrzała na niego przenikliwie, pragnąc, żeby rozumiał.
Przez chwilę przyglądał się jej, a potem na moment zamknął oczy i pokręcił
głową z niedowierzaniem
- Eleno - powiedział. -Jesteś niesamowita. Owijasz sobie ludzi wokół palca i
nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. A teraz chcesz mnie prosić, żebym ci pomógł
zastawić pułapkę na Stefano. A ja jestem takim cholernym durniem, że możliwe, że
się na to zgodzę.
36
- Nie jesteś durniem, jesteś dżentelmenem I tak, chcę cię poprosić o przysługę,
ale tylko jeśli uznasz, że to w porządku. Nie chcę ranić Stefano. Nie chcę też ranić
ciebie.
- Nie chcesz?
- Nie. Wiem, jak to musi brzmieć, ale to prawda. Ja tylko chcę... - Znów
urwała. Jak miała mu wyjaśnić, czego chce, skoro sama tego nie rozumiała?
- Ty tylko chcesz, żeby wszyscy i wszystko kręciło się dokoła Eleny Gilbert -
powiedział z goryczą. - Chcesz po prostu tego wszystkiego, czego nie masz.
Zaszokowana, cofnęła się o krok i spojrzała na niego. Coś ją ścisnęło w gardle,
a w oczach zaczęły się zbierać gorące łzy.
- Przestań - powiedział. - Eleno, nie patrz tak na mnie. Przepraszam cię -
westchnął. - Dobrze. To co mara zrobić? Związać go i dostarczyć ci na wycieraczkę?
- Nie - powiedziała Elena, nadal usiłując powstrzymać łzy. - Chciałam tylko,
żebyś go namówił, aby w przyszłym tygodniu przyszedł na jesienny bal.
Matt zrobił dziwną minę.
- %7łeby przyszedł na bał. Elena pokiwała głową.
- Dobrze. Jestem prawie pewien, że się tam pojawi. I, Eleno... Naprawdę, poza
tobą, nie chcę tam nikogo zabierać.
- Dobrze - powiedziała Elena po chwili. - Aha, i wiesz... Dziękuję ci. Matt
nadal miał tę dziwną minę.
- Nie dziękuj mi, Eleno. To nic takiego... Naprawdę. Jeszcze się nad tym
głowiła, kiedy się odwrócił i odszedł w głąb korytarza.
- Nie ruszaj się - powiedziała Meredith i pociągnęła Elenę za pasmo włosów
gestem dezaprobaty.
- Wciąż uważam, że obaj byli cudowni - odezwała się Bonnie z siedzenia w
oknie.
- Kto? - mruknęła Elena z roztargnieniem.
- Jakbyś nie wiedziała. - Bonnie jęknęła. - Tych twoich dwóch facetów, którzy
wczoraj cudem, w ostatniej chwili uratowali mecz. Kiedy Stefano złapał piłkę,
myślałam, że zemdleję. Albo zwymiotuję.
- Przestań - zażądała Meredith.
- A Matt? Ten chłopak to po prostu poezja...
- %7ładen z nich nie jest mój - powiedziała kategorycznie Elena. Za sprawą
wprawnych palców Meredith jej włosy zamieniały się właśnie w dzieło sztuki, w
miękką masę poskręcanego złota. A sukienka była taka jak trzeba, w kolorze
lodowatego fioletu, dzięki któremu jej oczy nabierały lawendowego blasku. Mimo to
zdawała sobie sprawę, że wygląda blado i... zdecydowanie. Nie jak zaróżowiona z
emocji dziewczyna, ale jak pobielały na twarzy i zdeterminowany żołnierz, którego
właśnie wysyłają na linię frontu.
Gdy wczoraj stanęła na boisku futbolowym w momencie, kiedy wywołano jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl