[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To prawda, nie mam. Lecz jeśli nie przyjdziesz, będę cię szukał, Ann. -
W jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie.
Zanim zdążyła zaprotestować, ich usta znów połączył pocałunek, bardziej
zmysłowy niż w najśmielszych marzeniach Ann.
Angel? Angel?
Ann jęknęła cicho, przekręcając głowę na poduszce. Zimny podmuch
wiatru sprawił, że zadrżała przez sen. Próbowała podciągnąć wyżej kołdrę, lecz
jej ręce były zupełnie odrętwiałe.
Ty wiesz, Angel.
Nie rozumiem, o czym mówisz, Aiden. Co mam wiedzieć?
Wiesz, kogo widzi Drew, gdy patrzy w twoje oczy. Widzi mnie.
To nieprawda! Kłamiesz!
Czy kiedykolwiek okłamałam cię, Angel? Jak sądzisz, czemu powrócił do
ciebie po tylu latach? Chce odnalezć mnie.
Ann otworzyła oczy, wpatrując się w otaczającą ją ciemność. W jej gardle
narastał krzyk. Serce waliło niespokojnie, lodowatą ręką dotknęła twarzy.
Sen.
To był sen. Teraz, gdy z mroku zaczęły pomału wyłaniać się kształty
znanych jej sprzętów, była tego pewna. Wstrzymała na moment oddech, jej
uwagę zwrócił szelest przy oknie. Zasłony zafalowały poruszone powiewem
wiatru.
Stojący obok łóżka zegar wskazywał trzecią. Już wiele godzin upłynęło
od czasu spotkania z Drew.
Drew. Powrócił po latach, a wraz z nim senne koszmary.
- 51 -
S
R
ROZDZIAA PITY
Następnego wieczoru, korzystając ze szpitalnego telefonu w pokoju
Donny Cooper, Ann próbowała dodzwonić się do Drew.
- Drew, mówi Ann.
- Witaj, kochanie. Miałem właśnie wychodzić...
Reszta zdania umknęła Ann, gdyż dziewczyna odjęła słuchawkę od ucha i
przyglądała się jej ze zdziwieniem. Kochanie?
- Nie, nie jestem w restauracji, lecz w szpitalu.
- W szpitalu? Jesteś ranna, chora? Co się stało?
Niepokój w jego głosie brzmiał tak szczerze, że Ann poczuła lekki wyrzut
sumienia z powodu tego, co robi.
- Ze mną wszystko w porządku, ale jest tutaj Donna Cooper. Zaczęły się u
niej pierwsze skurcze, a ponieważ Wayne'a nie ma w mieście, zawiozłam ją do
szpitala.
- Dobrze się czuje? -
- Doktor twierdzi, że to fałszywy alarm, ale zatrzymują ją na noc w
szpitalu. Nie chcę zostawić jej teraz samej...
- Rozumiem. - W jego głosie słychać było rozczarowanie, ale też i troskę.
- Chcesz, żebym tam przyjechał?
- To zupełnie zbyteczne, ale dziękuję. Hm... Przykro mi z powodu kolacji.
- Mnie również. Zadzwonię po powrocie. Uważaj na siebie, Ann i
pozdrów Donnę.
- Pozdrowię. Drew? Dziękuję za zrozumienie.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia za kilka dni. Donna przyglądała się Ann
badawczo.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Co takiego? - Przysiadając na łóżku przyjaciółki, Ann wzruszyła
ramionami.
- 52 -
S
R
- Co? Co? Zerwałaś randkę z Drew, ot co. Doktor powiedział, że nic mi
nie jest. Wyjdę stąd jutro rano.
- Cóż, uważam po prostu, że możesz mnie potrzebować - broniła się Ann.
- Poza tym, to nie miała być randka.
- Przepraszam, ale czy on nie zaprosił cię na kolację? I czy nie
powiedziałaś tak? To właśnie większość ludzi nazywa randką.
- Hm, to tylko interesy - upierała się Ann.
Donna spojrzała na nią z niedowierzaniem. Ann otwierała już usta, by
zaprotestować, ale uświadomiła sobie, że nic to nie pomoże. Donna była
nieuleczalną romantyczką. Od czasu powrotu Drew co i raz robiła aluzje do
szczęśliwego zakończenia romansu skłóconych niegdyś kochanków.
Lecz ona i Drew nigdy nie byli kochankami; nie po raz pierwszy Ann
poczuła żal za czymś, czego nigdy nie doświadczyła.
- Nie widziałam go jeszcze, ale Kelly opowiadała mi, że Drew wygląda
fantastycznie - paplała Donna. - Drew zawsze prezentował się świetnie.
Uważałam kiedyś, że on i Jack to najwięksi przystojniacy w całej szkole.
Zazdrościły nam wszystkie dziewczyny.
- To było dawno temu - powiedziała cicho Ann.
- Och, to prawda - zgodziła się Donna. - Czasem jednak dobrze jest
powspominać. Jack i Drew strasznie wtedy łobuzowali, ale przy tobie Drew
zmieniał się zupełnie, stawał się taki... delikatny. Jack zawsze był draniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]