[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie, by Nik dyskutował z siostrą o jej sprawach.
- Czy dziennikarka ciÄ…gle jeszcze tam jest?
- spytała Stazy.
Jinx w pierwszej chwili chciała skłamać, ale
co by jej to dało? Nik od razu by się zorien
tował.
- Zanim odpowiesz - kontynuowała Stazy ser
decznie - chciałabym ci powiedzieć, że twoja
FILMOWA OPOWIEZ 109
książka szalenie mi się podobała. Czytając ją, na
przemian śmiałam się i płakałam.
Słysząc tę pochwałę, Jinx poczuła, jak robi jej
się ciepło na sercu. Książki, wszystkie pięć, zostały
napisane z serca, i sama Jinx też na przemian
śmiała się i płakała.
- Dziękuję - powiedziała. - A dziennikarka
nadal tu jest, ale to naprawdę żaden problem.
- Przynajmniej na razie.
- Na pewno? - W głosie Stazy słychać było
niepokój. - Wiem, jak oni potrafią być natrętni.
Rzeczywiście, chyba wie, pomyślała Jinx. Jej
ojciec, Damien Prince, już nieżyjący, był praw
dziwÄ… legendÄ… Hollywoodu, wszyscy jej bracia sÄ…
równie sławni. Stazy zapewne dorastała otoczona
natrętnymi dziennikarzami.
- To naprawdę żaden problem - powtórzyła.
- Bardzo uprzejmie z twojej strony, że zadzwoni
Å‚aÅ›, ale...
- Uprzejmość nie ma tu nic do rzeczy - zapew
niła ją Stazy. - Zresztą nie zadzwoniłam tylko po
to, by dowiedzieć się o dziennikarkę. Nik uważa,
a ja się z nim zgadzam, że byłoby dobrze, gdybyś
przeniosła się do mnie na kilka dni. Oczywiście
z twoim ojcem.
Jinx aż zaniemówiła na myśl, że Nik może ją
zapraszać do domu swojej siostry.
- A więc nie ma racji! - wykrzyknęła w końcu.
- Po pierwsze, nie mogłabym przecież pakować się
do ciebie i przeszkadzać wam wszystkim...
CAROLE MORTIMER
110
- Och, w niczym byś nie przeszkadzała. Jordan
musiał wyjechać w interesach i byłoby mi bardzo
miło mieć kobiece towarzystwo.
- Po drugie, to całkiem niepotrzebne - kon
tynuowała Jinx stanowczo. - Stazy, nie chcę, byś
myślała, że jestem niewdzięczna, tyle że mam
całkowitą pewność, kto wpadł na ten pomysł. Ale
proszę, powiedz Nikowi, że nie potrzebuję jego
pomocy, bo sama potrafię doskonale dawać sobie
radę. - Miała nadzieję, że nie brzmi to niegrzecz
nie, ale chciała, by do Nika doszło wreszcie jej
przesłanie: Daj mi święty spokój!".
- Jak chcesz. - Stazy nie obraziła się. - Ale
zapisz mój numer telefonu, dobrze? Tak na wszel
ki wypadek.
Gdy się pożegnały, Jinx jeszcze chwilę siedzia
ła przy telefonie. Nik po prostu nie potrafił przestać
włazić z butami w jej życie. Ale może ta wiado
mość, przekazana mu za pośrednictwem siostry,
spowoduje, że choć trochę się zawaha, zanim znów
zacznie się wtrącać. Chociaż, znając Nika, bardzo
w to wątpiła.
A poza tym, czy rzeczywiście chciała, by znik
nął z jej życia? Może przynajmniej wobec siebie
powinna być szczera?
Odpowiedz brzmiała: nie, nie chciała. Nawet na
samą myśl o rym, że mogłaby go już nigdy nie
zobaczyć, robiło jej się smutno.
Westchnęła. Nie może dłużej się oszukiwać.
Kocha Nika, ale nie istnieje dla nich wspólna
FILMOWA OPOWIEZ
111
przyszłość. Nik nie należy do mężczyzn, którzy
pragną być z kobietą na zawsze", a ona z kolei nie
zgodziłaby się na nic mniej.
Lepiej więc pozostawić sprawy takimi, jakie są.
Z czasem to przezwycięży. Ale czy na pewno?
Gdy następnego dnia rano wyjrzała przez okno,
przed domem stało już kilkunastu dziennikarzy,
a kamerzyści celowali aparatami w wysokiego
mężczyznę, który właśnie wysiadał z ciemnozielo
nego jaguara.
Nik!
Z ponurą miną torował sobie między nimi dro
gę, nie patrzył na boki, całkowicie ignorował grad
pytań.
Jinx uznała, że nie ma innego wyjścia, jak tylko
otworzyć mu drzwi. Nik szybko wszedł i zaraz je
zatrzasnÄ…Å‚ przed nosem najbardziej zdeterminowa
nych reporterów. Wydawał się chłodny i pewny
siebie w białej koszuli i wyblakłych spodniach
z denimu, ciemne włosy miał jeszcze wilgotne po
prysznicu.
Niestety, Jinx nie prezentowała się tak porząd
nie. Niedawno wstała, była w brzoskwiniowej ko
szuli nocnej i szlafroku tego samego koloru, włosy
miała potargane i oczywiście nie zrobiła jeszcze
makijażu.
- Co tu się dzieje? - wyrzuciła z siebie.
- Czytałaś dzisiejsze gazety? - spytał ponuro.
- Jeszcze nie. Przynosi je pani Holt, a na niÄ…
112 CAROLE MORTEMER
[ Pobierz całość w formacie PDF ]