[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zdrzemnęłam się po południu, kiedy Psyche spała - powiedziała Kaliope. - Je-
stem spragniona towarzystwa. Nie będę siedziała w domu jak niedołężna staruszka.
Biedna Talia też nie może być przeze mnie więziona w czterech ścianach.
- Rzeczywiście, mam wielką ochotę potańczyć - przyznała Talia - ale jeżeli nie
czujesz się dobrze, wracajmy.
- Mówiłam wam sto razy: przestańcie się nade mną trząść! - Zirytowana Kaliope
energicznie zastukała wachlarzem w drzwi. - Dziś wieczorem wszyscy będziemy tań-
czyć. Koniec, kropka. - Otworzyła drzwi i wysiadła z powozu, zanim ktokolwiek zdążył
ją zatrzymać.
- Szybciej, szybciej! - zaczęła ich poganiać, poprawiając brylantowy naszyjnik i
wygładzając suknię. - Stracimy najlepszą muzykę!
Talia i Cameron wymienili zrezygnowane spojrzenia.
- No cóż, rzeczywiście nie jest ani staruszką, ani kaleką - powiedziała dziewczyna.
Cameron ujął żonę pod rękę, a drugie ramię podał szwagierce, i cała trójka ruszyła
w stronę wejścia. Po drodze Talia objęła wzrokiem otaczające ich twarze, ale oczywiście
nie szukała wcale Marca. Była tylko ciekawa, kto jeszcze przyjechał do Bath. Niewiele
R
L
T
brakowało, a sama by w to uwierzyła, lecz gdy minęli rząd marmurowych kolumn i we-
szli do foyer, mignęły jej w tłumie plecy wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny i serce
szybciej jej zabiło.
Po chwili mężczyzna odwrócił się i okazało się, że to nie był Marco.
- Czy na pewno dobrze się czujesz, Talio? - zaniepokoił się Cameron.
- Hm? - Tłumiąc uczucie zawodu, uśmiechnęła się do szwagra. - Ależ tak. Czemu
pytasz?
- Nagle mocno się zarumieniłaś.
- To pewnie przez zaduch i tłok - powiedziała Kaliope, odpychając łokciami dwóch
młodych elegantów. - Wszystkim się wydaje, że mogą tu stać, blokując wejście.
Cameronowi udało się w końcu doprowadzić panie do miejsca, z którego można
było przejść w lewo do sali balowej, w prawo do bufetu lub prosto do sali, gdzie grano w
karty.
- Kochanie, mógłbyś nam przynieść po szklaneczce ponczu - zwróciła się do męża
Kaliope. - Pójdę z Talią do sali balowej, żeby jej poszukać odpowiedniego partnera do
tańca. Idz już! - dorzuciła ze śmiechem, popychając go lekko, kiedy pokręcił sceptycznie
głową. - Obiecuję, że natychmiast usiądę, jak tylko znajdzie się wolne krzesło.
Ujęła siostrę pod rękę i pociągnęła ją do sali balowej, także zatłoczonej, lecz spra-
wiającej przestronne wrażenie dzięki wysokiemu sufitowi i seledynowym ścianom. Białe
kolumny wznosiły się obok balkonu dla orkiestry, by zniknąć w górze, pośród migoczą-
cych kryształowych żyrandoli.
Pośrodku wirowały roztańczone pary. Barwne konstelacje muślinów i jedwabi,
lśniących brylantów i pereł zmieniały się jak w kalejdoskopie. Talii przypomniały się
szkła z Murano, oglądane w Wenecji - a potem myśli jej zaczęły krążyć wokół Marca.
- Niech to diabli! - mruknęła. Dlaczego musiał znowu wkroczyć w jej życie i
przypominać jej o tym, czego nigdy nie będzie miała?
Na szczęście Kaliope była zbyt zaabsorbowana, aby zauważyć wzburzenie siostry.
- O, tu jest krzesło! - zawołała, pociągając Talię w stronę ostatniego wolnego
miejsca pod ścianą. - Skoro dotrzymałam słowa danego Cameronowi, że będę siedzieć -
dodała, rozkładając wachlarz - muszę się teraz wywiązać z obietnicy danej tobie.
R
L
T
- Nie przypominam sobie, żebyś mi cokolwiek obiecywała - odparła ze śmiechem
Talia.
- Miałam znalezć ci partnera do tańca. Widzisz tu kogoś, kto ci się podoba?
Dziewczyna omiotła wzrokiem tancerzy, mężczyzn spacerujących pod ścianami, a
także tych pogrążonych w rozmowie.
- Nie, niestety.
- Musi przecież być ktoś taki. Przyjrzyj się lepiej, Talio. Absolutnie się na to nie
zgadzam, żebyś siedziała przy mnie przez cały wieczór, bo wiem, jak bardzo lubisz plą-
sać.
Talia rzeczywiście uwielbiała taniec. Nawet teraz jej stopy w różowych pantofel-
kach postukiwały dyskretnie w rytm muzyki. Nie miała okazji tańczyć od czasu... balu
maskowego w Santa Lucia. Pewnej letniej księżycowej nocy przetańczyła z Markiem
wszystkie tarantelle i walce. Sala balowa w Bath zbladła nagle i rozpłynęła się pod na-
porem barwnych wspomnień.
Talia przypomniała sobie uczucie, jakie ją ogarnęło, kiedy Marco wziął ją w obję-
cia. Jego muskularne, zwinne ciało było gorące pod cienką koszulą. Miała ochotę zostać
na wieczność w jego ramionach, wdychając cytrusowo-imbirowy zapach. Tamtej nocy
zapomniała, kim są - ona i on. Zapomniała, że kochał jej siostrę i prowadził jakieś tajne
operacje. Tuliła się do niego w tańcu i było jej tak dobrze, jakby wreszcie znalazła to, na
co tak długo czekała.
Nagle ktoś z przechodzących potrącił ją, budząc z upojnego włoskiego snu. Znów
była w Bath, w angielskiej rzeczywistości, gdzie czekało ją jałowe życie damy z wyż-
szych sfer.
- Przykro mi - zwróciła się do siostry - ale nie widzę tu nikogo, z kim chciałabym
zatańczyć.
Kaliope zmierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- Jest jeszcze wcześnie - powiedziała zza wachlarza. - Może więcej panów da się
skusić na tańce pózniej, po kartach.
- Może - mruknęła z powątpiewaniem Talia.
R
L
T
Gdy po chwili pojawił się Cameron, niosąc szklaneczki ponczu, przeprosiła i po-
wiedziała, że musi poszukać saloniku dla pań, lecz tak naprawdę chciała pobyć przez
chwilę sama, aby się uporać ze wspomnieniami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]