[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyszli do Aliochina do domu i zażądali czterdziestu pięciu tysięcy dolarów. Zbili go, zabrali złoto
żony, dokumenty daczy, samochodu i odjechali. Wtedy Aliochin przybiegł do Sobolewa. Zaczęliśmy
ustalać dane tych bandytów. Kiedy zatrzymaliśmy pierwszego, okazało się, że to faktycznie ludzie
z ochrony Jurszewicza. Grzebaliśmy dalej i wyjaśniło się, że są to członkowie riazańskiej grupy
przestępczej. Przy czym jeden z nich był poszukiwany za zabójstwa. Ten człowiek spokojnie
jezdzi po Moskwie, z legitymacją pracownika Ministerstwa Sprawiedliwości, jest członkiem
ochrony naczelnika SOBR-u moskiewskiego RUOP-u. Zajmuje się zbieraniem haraczy rekietem.
Rozpoczęliśmy dokumentację przestępstwa w stosunku do Aliochina, ustaliliśmy dane samochodu,
którym przyjeżdżali bandyci. Wyjaśniło się, że jest on na liście specjalnej, i danych nie można
zdobyć. Dowiedzieliśmy się, że informacje na ten temat znajdują się w osobistym sejfie naczelnika
milicji drogowej Rosji Fiodorowa. No cóż, dotarliśmy i do niego. Wtedy wyjaśniło się, że
samochód zarejestrowany był pod przykrywką firmy handlowej należącej do RU-OP-u. Samochód,
przypomnę, z kogutem, służbowy, ze specjalną Przepustką bez prawa obserwacji. Odszukaliśmy
firmę. Przyjechaliśmy. Zapukaliśmy. Drzwi otworzył ochroniarz. Z pewnością narodowości
gruzińskiej, przebywający w Moskwie bez zameldowania, 117 niezarejestrowany. Weszliśmy do
sąsiedniego pokoju, a tam właściciel firmy i dwie dziewczyny -jedna niepełnoletnia, druga trochę
starsza. Obydwie bardzo mocno pobite. Powiedziały, że właściciel gwałci je już dwie doby.
Wezwaliśmy milicję lokalną, zaczęliśmy przeszukanie, znalezliśmy dokumenty samochodu.
Zapytałem, gdzie jest samochód. Właściciel odpowiedział, że zabrano go za długi. Spotkałem się z
czymś takim pierwszy raz żeby milicyjny samochód ze specjalną przepustką ktoś skonfiskował.
Zabraliśmy tego człowieka na komisariat i wszczęliśmy postępowanie kryminalne. Dziewczyny
napisały oświadczenie, że były gwałcone. Oprócz tego znalezliśmy cały plik dowodów osobistych
młodych dziewcząt. Zadzwoniłem pod kilka adresów i ustaliłem, że wszystkie są uznane za
zaginione.
Pobicie Aliochina, wymuszanie pieniędzy, samochód specjalny, zabrany za długi, z wszystkim tym
łączyło się nazwisko jurszewicza?
Tak. Dalej akcja rozwijała się następująco. Na komisariat przychodzi pewien znany moskiewski
adwokat, ale zamiast zajmować się swoim zatrzymanym klientem opowiada nam, że Jurszewicz już
od trzech lat zmusza go do świadczenia usług prawniczych ochranianym przez niego firmom i nie
płaci za to. Co więcej, wciąga go do działalności przestępczej. Adwokat opowiedział jeszcze, że
banda składa się z RUOP-owców, i podał konkretne przykłady ich przestępczej działalności. Potem
zaczął składać zeznania dotyczące Klimkina, naczelnika moskiewskiego RUOP-u, i kierownictwa
MSW. Zledczy siedział blady: Zawiez go do siebie na Aubiankę. Dam ci specjalne polecenie. Tam
go przesłuchasz. Boję się".
Zawiozłem adwokata na Aubiankę i przesłuchałem pod okiem kamery. Dużo opowiadał, że banda
działała kilka lat, że współpracuje z sołncewskimi. Podał kilka przykładów.
Ekipa Jurszewicza współpracowała z bandą niejakiego Mindy oraz z bandytami z obwodu
briańskiego. Pewnego razu wspólnie wysadzili samochód dyrektora fabryki porcelany, podzielili
przedsiębiorstwo. Innym razem pojechali do awantury, w czasie której była strzelanina przed
restauracją na centralnym placu jednego z miast
w rejonie Brianszczyzny. Z tej strzelaniny przywiezli rannych do Moskwy, których leczyli w
pewnym domu. Znalezliśmy ten dom, przeszukaliśmy. Okazało się, że jest to nielegalny dom
publiczny. Był tam gabinet ginekologiczny, łaznia, malutka sala taneczna. Przystąpiliśmy do
ustalania klientów tego domu i okazało się, że było to miejsce wypoczynku kierownictwa
moskiewskiej milicji, RUOP-u, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Tam odpoczywali, zmęczeni
walką z przestępczością".
Kto zeznawał?
Człowiek zajmujący się łaznią. I adwokat.
Opowiedział jeszcze jedną śmieszną, a zarazem dramatyczną historię. Ludzie ci uprowadzili
pewnego człowieka z Obnińska. Człowiek ten pracował w cukrze", był zadłużony na duże
pieniądze. Tak więc złapali go i wywiezli razem z jego samochodem do Moskwy. Krewnym
zostawili telefon! Kiedy zbierzecie pieniądze zadzwońcie. Teściowa porwanego poszła do
obnińskiego RUOP-u i powiedziała: Porwali mojego zięcia i żądają okupu". Naczelnik z Obnińska
wykręcił numer, który zostawili porywacze, i okazało się, że jest to telefon do moskiewskiego
RUOP-u. Zadzwonił, a sam Jurszewicz mówi mu: On będzie u nas siedział, dopóki nie zapłacicie.
To zakładnik". Najśmieszniejsze było to, że porwany był pod ochroną" obnińskiego RUOP-u.
Męty sami zbierali pieniądze na okup za porwanego. Zebrali i na granicy moskiewskiego i
kałuskiego obwodu odbyła się zamiana pieniędzy na zakładnika. Samochodu nie oddano.
Wysłuchałem opowieści adwokata i mówię: Rozumiesz, wychodzi na to, że uczestniczysz w
działalności przestępczej". Od razu zrozumiał: Napiszę oświadczenie, jeśli będziecie mnie
ochraniać".
Wszystkie jego informacje trzeba było sprawdzić. Wysłałem szyfrogramy i zewsząd przyszły
odpowiedzi, że tak, wszystko potwierdzają: była strzelanina, dyrektora wysadzono w powietrze,
człowieka również porwano.
Ustaliłem, gdzie siedzieli bandyci. Okazało się, że przygarnęli ich w biurze LDPR przy zaułku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]