[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprowadzono do Nabolu Lordów Warowni i Przywódcę Weyru?
Kiedy Sebell podniósł rękę, żeby się uciszyli, oboje z Menolly pilnie badali wzrokiem twarze, czy nie
zobaczą Piemura w tłumie. Słuchającym go ludziom Sebell powiedział, że Lord Meron wyznaczył swojego
następcę. Tłum jęknął, jak gdyby ludzie spodziewali się najgorszego i gotowali się na najgorsze. Więc Sebell
szeroko się uśmiechnął i wykrzyknął imię Decktera. Ze wszystkich gardeł wyrwał się okrzyk zdumienia, który
po chwili zmienił się w pełne ulgi wiwaty. Wtedy Sebell kazał głównemu strażnikowi posłać po zaszczyconego
tym honorem człowieka, a połowa tłumu udała się za posłańcem.
Nie widzę Piemura powiedziała Menolly cichym niespokojnym głosem, ciągle wpatrując się w
Hum. Jakby nas zobaczył, toby się pokazał.
Tak, pokazałby się. A ponieważ tego nie zrobił... Sebell rozejrzał się po podwórcu. Ciekawe...
Powoli obrócił się i zdał sobie sprawę, że Piemur nie miał szans wdrapać na mury okalające Warownię,
zwłaszcza w ciemnościach, na dodatek z jajkiem. Nawet jaszczurce ognistej nie udałoby się pazurami wspiąć po
tych ścianach. Oczy jego przyciągnął dół na popiół i odpadki, ale doskonale pamiętał, jak energicznie
przeszukiwano go dziubiąc włóczniami. Jego spojrzenie podążyło w górę i zatrzymało się na małym okienku.
Menolly! Złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku kuchennego podwórca. Kimi mówiła, że było
ciemno. Ciekawe, co... W podnieceniu Sebell wrócił do strażnika, wlokąc narzekającą Menolly za sobą.
Widzisz to małe okienko? zapytał z podnieceniem strażnika. Dokąd ono prowadzi? Do kuchni?
To? Tylko do magazynów. Strażnik zacisnął zęby, z niepokojem oglądając się na Warownię, jak
gdyby popełnił jakąś niedyskrecję i obawiał się odwetu.
Jego reakcja powiedziała Sebellowi dokładnie to, czego mu było trzeba.
Zapasy dla Weyru Południowego były przechowywane w tym pomieszczeniu, prawda?
Strażnik wlepił wzrok przed siebie, zacisnął mocno wargi, ale zdradził go rumieniec na twarzy. Zmiejąc
się z ulgi, Sebell niemalże biegiem ruszył na kuchenny podwórzec, a Menolly z zapałem podążyła za nim.
Myślisz, że Piemur ukrył się w tych rzeczach dla jezdzców z przeszłości? zapytała Menolly.
Jedynie ta odpowiedz pasuje do wszystkich okoliczności, Menolly powiedział Sebell. Zatrzymał
się tuż przed dołem z popiołem i pokazał na mur, który oddzielał od siebie obydwa doły. To nie byłby za
wysoki skok dla zwinnego chłopca, prawda?
Nie, nie sądzę. I to podobne do Piemura! Ale, Sebellu, to by znaczyło, że on jest w Weyrze
Południowym!
No tak powiedział Sebell, który odczuwał nieprawdopodobną ulgę na myśl, że zniknięcie
Piemura dało się jakoś wytłumaczyć. Chodz. Prześlemy wiadomość do Torika, żeby wyglądał tego hultaja.
Myślę, że Kimi zna lepiej Południowy niż Piękna i Skałka.
Wyślijmy je wszystkie. Moje najlepiej znają Piemura. Och, zaczekaj, niech no ja tylko dostanę w
swoje ręce tego młodego człowieka!
Sebell roześmiał się widząc zawzięte spojrzenie Menolly.
Powiedziałem ci, że spadnie na cztery łapy.
Rozdział VIII
Piemura obudziła zmiana temperatury, w ustach mu zaschło, czuł w nich kwaśny posmak, ciało mu
zesztywniało. Przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie jest, czemu go wszystko boli i czemu mu burczy w brzuchu.
Kiedy sobie przypomniał, poderwał się, usiadł i zaczął macać pod tuniką, szukając opatulonego w
szmaty jajka. Jak oszalały zdzierał z niego przykrycie, chcąc sprawdzić czy skorupa jest cała i aż zatrząsł się z
ulgi, kiedy poczuł jej ciepło. Wokół niego błyskawicznie zapadał tropikalny zmierzch, blask słońca pełgał po
liściach, pokrywając je złotem. Usłyszał plusk wody i spojrzał w kierunku, z którego dobiegał. Zorientował się,
że jest niedaleko plaży. Kiedy sztywno wyczołgiwał się spod krzaków, spłoszyło go wołanie wracającego do
gniazda intrusia. Wiedział, że zostało mu niewiele czasu i zaraz zapadnie noc, a trzeba zagrzebać jajko w
ciepłym piasku. Chwiejnie poszedł na plażę, modląc się, żeby okazała się piaszczysta. Była. Klęknął i rozgarnął
ciepły piasek.
Ze znużeniem zbudował z kamieni stosik w ten sposób oznaczyć to miejsce a następnie powlókł
się z powrotem do dżungli i korzystając z resztek światła, znalazł drzewo z pomarańczowymi owocami.
Używając długiego patyka, strącił kilka, ale były za twarde do jedzenia, wreszcie któryś spadł z mokrym
plaśnięciem. Podniósł z ziemi przejrzały owoc i zjadł go, krzywiąc się z powodu nieco sfermentowanego smaku.
Po kilku następnych próbach udało mu się zdobyć dwa trochę smaczniejsze. Zaspokoił pierwszy głód, oparł się o
pień i natychmiast zasnął.
Pozostał w tej okolicy przez cały następny dzień, odpoczywał, kąpał się w ciepłym morzu, płukał
poplamione i podarte ubrania. Kilka razy musiał szukać schronienia w lesie, kiedy najpierw jaszczurki ogniste, a
potem smoki przelatywały mu nad głową. Zdał sobie sprawę, że jest zbyt blisko Weyru i będzie musiał się stąd
ruszyć. Ale najpierw coś do jedzenia: jeszcze kilka pomarańczowych owoców i czerwonych pąsów, których
rosło tu w bród. Zebrał także kilka wysuszonych łupin, jedną przeznaczył na wodę, drugą do noszenia jajka
jaszczurki zakopanego chwilowo w ciepłym piasku na plaży.
Kiedy zobaczył, że jaszczurki ogniste i smoki wracają do Weyru, odczekał jeszcze chwilę, zanim
odgrzebał jajko, ułożył je ostrożnie w gorącym piasku i ruszył na zachód, oddalając się od Weyru.
Nigdy pózniej nie umiał wytłumaczyć, dlaczego miał wrażenie, ze Weyr i Warownia Południowa były
dla niego niebezpieczne. Po prostu czuł, że powinien unikać wszelkich kontaktów z nimi, przynajmniej do czasu,
kiedy jajko pęknie, a on Naznaczy swoją własną jaszczurkę ognistą. Prawdę mówiąc, nie było to logiczne, ale
Piemura wymęczyły przeżycia i wżył się już w rolę uciekiniera, więc umykał dalej.
Pierwszy księżyc był w pełni, wzeszedł wcześnie i oświetlił mu drogę wzdłuż brzegu, w górę po
skalistych wałach i stromych wydmach. Piemur wlókł się dalej, pojadał od czasu do czasu owoce, trzy razy
zatrzymał się na krótką drzemkę. Ale za każdym razem niepokój wyrywał go ze snu i zmuszał do dalszej drogi.
Wzeszedł drugi księżyc i podwoił ilość światła, ale w nakładającej się na siebie poświacie obu ciał
niebieskich padały dziwaczne cienie i w rezultacie Piemur często wielkim łukiem obchodził skały, które w tym
zwodniczym świetle urastały do gigantycznych rozmiarów. Wiedział, że dwa księżyce stwarzają dziwne iluzje,
ale parł naprzód, aż zaszły obydwa, a ciemności zmusiły go, żeby znalazł sobie jakieś schronienie pod
drzewami, gdzie nawet jeżeli zaskoczy go świt będzie bezpieczny.
Obudził się, kiedy po nogach przeczołgał mu się wąż, drapiąc go po skórze, tam gdzie miał podarte
spodnie. Szybko chwycił jajko, bo stanowiło ono przysmak tego gada. Piasek wokół jego skarbu był chłodny.
Piemur się podniósł. Wychynął z lasu nad małą zatoczką prażącą się w promieniach przedpołudniowego słońca.
Wygrzebał dołek i ponownie zakopał jajko, zaznaczając to miejsce odwróconą do góry nogami skórką owocu
otoczoną kilkoma kamykami z plaży. Potem wrócił do dżungli, aby rozejrzeć się za śniadaniem i wodą.
Zwieże surowe owoce podziałały na jego układ pokarmowy i spędził kilka niemiłych chwil, zanim
sobie uświadomił, że będzie musiał poszukać czegoś innego do jedzenia. Przypomniał sobie, co Menolly
[ Pobierz całość w formacie PDF ]