[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Horbury.
Norman zebrał się w sobie. Musi& koniecznie musi& opanować się i nie okazywać, że to dla
niego nowa rola.
Pan Robinson? zapytała Cicely.
Do pani usług odrzekł Norman i skłonił się. Do diabła& wygląda jak kapuś w domu
towarowym pomyślała zdegustowana. To okropne .
Otrzymałam pański list powiedziała Cicely. Norman sprężył się. Ten stary głupiec
powiedział, że nie potrafię grać pomyślał i uśmiechnął się w duchu. Głośno powiedział trochę
bezczelnie:
Zgadza się& no i jak będzie, lady Horbury?
Nie wiem, o czym pan mówi.
Dobra, dobra. Czy naprawdę musimy mówić o detalach? Wszyscy wiedzą, jaki miły& no,
nazwijmy to weekendem nad morzem& jaki może być miły taki weekend, ale mężowie nie
podzielają tej opinii. Myślę, że pani dokładnie wie, lady Horbury, jaki to dowód? Ta stara Giselle
była wspaniałą kobietą. Zawsze miała to, co potrzebne. Dowody z hoteli były pierwszej klasy. Teraz
pytanie, kto tego bardziej chce& pani, czy lord Horbury?
Stała drżąc.
Ja sprzedaję jego głos stawał się coraz bardziej prostacki i coraz więcej wściekał się na
odgrywanie roli pana Robinsona. Czy pani kupuje? I tak brzmi następne pytanie.
W jaki sposób zdobył pan ten& dowód?
No, doprawdy, lady Horbury, to chyba nie należy to tematu naszej rozmowy. Najważniejsze, że
go mam.
Nie wierzę panu. Chcę go widzieć.
O, nie. Norman potrząsnął głową z chytrym uśmieszkiem. Niczego nie mam przy sobie.
Nie jestem taki naiwny. Jeżeli dobijemy interesu, pokażę pani ten cały bigos, zanim wręczy mi pani
pieniądze. Wszystko odbędzie się uczciwie.
Ile& ile pan chce?
Dziesięć tysięcy& funtów, nie dolarów.
To niemożliwe. Nigdy nie uda mi się zdobyć takiej sumy.
Jeśli się chce, to można zdziałać cuda. Biżuteria teraz nie jest tyle warta co przed laty, ale perły
ciągle jeszcze są perłami. No dobrze, pójdę pani na rękę, obniżam do ośmiu tysięcy. To moje ostatnie
słowo. I daję pani dwa dni do namysłu.
Powiedziałam już panu, że nie zdobędę tych pieniędzy.
Norman westchnął i potrząsnął głową.
Może jednak lepiej będzie, żeby lord Horbury dowiedział się o tym, co się stało. Chyba nie
mylę się sądząc, że kobieta rozwiedziona nie otrzymuje żadnych alimentów, a pan Barraclough,
chociaż jest bardzo obiecującym młodym aktorem, jeszcze nie dorobił się grubszej forsy. Teraz już
ani słowa. Zostawiam panią, niech się pani nad tym zastanowi i proszę pamiętać ja nie żartuję.
Przerwał, a następnie dodał:
Nie żartuję, jak nie żartowała Giselle&
Potem szybko, zanim zrozpaczona kobieta zdołała odpowiedzieć, wyszedł z pokoju.
Ufff! odetchnął Norman. gdy znalazł się na ulicy. Otarł czoło. Dzięki Bogu, po wszystkim!
Niecałą godzinę pózniej lady Horbury otrzymała wizytówkę.
Pan Herkules Poirot.
Odrzuciła ją na bok.
Kto to jest? Nie mogę go przyjąć!
Ten pan powiedział, proszę pani. że przyszedł tu na polecenie pana Raymonda Barraclougha.
O!& przerwała. Dobrze, proszę go wprowadzić.
Lokaj wrócił po chwili:
Monsieur Herkules Poirot.
Kłaniając się, wszedł monsieur Poirot, ubrany elegancko jak dandys.
Lokaj zamknął drzwi. Cicely postąpiła krok do przodu.
Przysłał pana pan Barraclough?&
Proszę, niech pani usiądzie, madamec jego głos był uprzejmy, lecz stanowczy.
Odruchowo usiadła. Poirot usadowił się na krześle obok niej. Jego zachowanie było po ojcowsku
uspokajające. Madame, proszę uważać mnie za swojego przyjaciela. Przyszedłem udzielić pani
rady. Wiem, że ma pani poważny kłopot.
Ja nie& mruknęła niepewnie.
Ecoutez*, madame, nie będę wypytywał pani o tajemnice. To zbędne. Ja je już znam. Dobry
detektyw zawsze& wie.
Detektyw? Rozszerzyła oczy ze zdumienia. Przypominam sobie& Pan leciał tym
samolotem. To był pan&
Zgadza się, to byłem ja. Teraz, madame, zabierzmy się za naszą sprawę. Jak już wspomniałem,
nie chcę pani zmuszać do zwierzeń. Pani nie musi mówić mi o różnych rzeczach. To ja powiem pani
o nich. Dzisiaj rano, nie więcej jak przed godziną, miała pani gościa. Ten gość& nazywał się być
może Brown?
Robinson& powiedziała Cicely słabym głosem.
Wszystko jedno& Brown, Smith, Robinson& używa tych nazwisk na zmianę. Przyszedł tu, żeby
panią szantażować, madame. Posiada pewne dowody& jak byśmy to określili& niedyskrecji? Te
dowody były kiedyś w posiadaniu Madame Giselle. A teraz ma je ten człowiek. Ofiarowuje je pani
za, powiedzmy, siedem tysięcy funtów.
Osiem.
A więc za osiem. Natomiast pani, madame, ma trudności w szybkim zebraniu takiej sumy,
prawda?
Nie mogę& Po prostu nie mogę jej zdobyć& Ja już tkwię w długach. Nie wiem, co robić&
Proszę się uspokoić, madame. Przyszedłem pani pomóc.
Spojrzała na niego uważnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]