[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podobał, choć przecież z drugiej strony jak nikt inny potrafił doprowadzać ją
do szału. Chciał chronić Em, a wystarczyło przecież, by stała się znów dawną
Maddie i mogła go mieć. Taki drobiazg.
- Nie mogę - powiedziała. - Już nigdy nie będę bezbarwnym niczym, jak w
szkole, już nigdy nie będę nawet sarkastycznym niczym, jak przed miesiącem.
Nie jestem tą kobietą, którą pokochałeś przed dwudziestu laty. Możesz dać
więc sobie z nią spokój.
W.S. spojrzał na nią, zdziwiony. Ale po chwili zrozumiał.
- Z nią...? Z nią już dawno dałem sobie spokój. Wspomnienia mam miłe, ale to
tylko wspomnienia. Ty nią nie jesteś? Też mi nowina! Jesteś uparta złośnica, a
gdy zaczniesz gadać, nie wiesz, kiedy przestać. W dziewięćdziesięciu przy-
padkach na sto nie wiem, czy przewrócić cię na podłogę, czy też uciec przed
tobą z krzykiem, ale kocham cię właśnie taką. Chyba tylko Bóg wie dlaczego,
bo ja nie, ale tak to już bywa. I kocham twoją małą. Musisz sama sobie z tym
poradzić. -Spojrzał na nią srogo, a ona omal się nie roześmiała, chociaż wcale
nie było jej do śmiechu.
Koniec z kłamstwami, mówił. Maddie przypomniała sobie ostatnie dwa
tygodnie. Unikała go. Unikała Trevy. Obie z matką udawały, że wszystko jest
w najlepszym porządku. Em przestała jej ufać i dalej nie ufa ani za grosz.
Zaledwie godzinę temu czuła się tak, jakby cały jej świat się zawalił; nie ma
zamiaru czuć się tak nigdy więcej. Próbowała chronić Em, odpychając
wszystkich, ryzykując samotność, której nie znała, bo przecież poprzednio,
nawet jeśli była nikim, stanowiła cząstkę miasta i z tego czerpała poczucie
bezpieczeństwa. Dobra, dostała, czego chciała, z dala od ludzi i od Frog Point.
Przez cały ten czas czuła się fatalnie, była bezradna i przerażona. I nie udało
się jej ochronić Em.
Chyba pora coś zmienić, prawda?
- Siedź tu i nie waż się ruszyć - warknęła do W.S. - Najpierw muszę
porozmawiać z Em, ale nie wolno ci odejść!
- Nie mam dokąd odejść - odrzekł W.S. - Ja ta buduję dom! Maddie poszła w
stronę rzeki. Oto zaczyna się seria bardzo
nieprzyjemnych rozmów, których nie chciała bynajmniej odbywać, ale które,
zdaje się, odbyć musi.
Usiadła obok Em na szorstkich deskach pomostu. Zdjęła buty i zanurzyła nogi
w zielonkawej wodzie. Poczuła się wspaniale, jakby ktoś zrobił jej masaż
całego ciała. Westchnęła z ulgą.
Em poruszała nogami, a kiedy Phoebe wymknęła się jej, skoczyła na kolana
Maddie i zaczęła lizać ją po policzkach, odwróciła buzię.
Maddie postawiła szczeniaka pomiędzy nimi i wzięła córkę za rękę. Ale ona
się wyrwała.
Niech i tak będzie. Złożyła ręce na kolanach i zapatrzyła się w wodę.
- Masz rację, przyznaję. Powinnam powiedzieć ci prawdę. Próbowałam ci
tego oszczędzić, bo to straszliwa prawda, ale teraz rozumiem, że tego się nie
da zrobić. - Pochyliła się, spojrzała w twarz dziecka. - Mam rację?
- Tak. To okropne, nie wiedzieć, co się dzieje. Nie mogłam tego znieść.
- Co chcesz wiedzieć?
Em przygryzła wargi. Przyjrzała się matce uważnie.
- W.S. powiedział, że ktoś zastrzelił tatę.
- O, cholera! - pomyślała Maddie, lecz skinęła głową.
- Tak. Umarł od razu. Nic nie poczuł, Em. Naprawdę.
- Kto to zrobił? - spytała dziewczynka po chwili milczenia.
- Nie wiem. Po prostu nie wiem. Henry próbuje się dowiedzieć, ale na razie
nikt tego nie wie. Ja nawet nikogo nie podejrzewam.
- Powiedz mi, jak to było. Chcę wiedzieć.
- Dobrze. - Maddie zawahała się, przełknęła ślinę. - Właściwie wiemy bardzo
niewiele. W tamten piątek tata spotkał się z kimś w samochodzie. Był bardzo
senny, bo wypił przedtem wino z moim lekarstwem. Więc ten ktoś
poprowadził jego samochód na Point Zatrzymali się tam. Co było dalej, nie
wiemy, ale tata pewnie zasnął, przez to lekarstwo, a potem ten ktoś go
zastrzelił. - Maddie objęła sztywne z napięcia ciało córeczki.
Em skinęła głową, ale nie przytuliła się do matki.
- Właśnie tak mówią w szkole. Babcia powiedziała, że tata zachorował i
umarł szybko, ale w szkole mówią, że został zastrzelony. - Spojrzała na
matkę. - Nie wiedziałam o tabletkach przeciwbólowych. Czy to znaczy, że
tata nie wiedział, że do niego strzelają, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co
się dzieje?
- Zapewne tak - wyraziła przypuszczenie Maddie. - Jeśli nawet nie zasnął, to
był nieprzytomny i nie wiedział, co się dzieje. Nie bolało go, Em. Nie kłamię.
Nie bolało go to wcale.
Em westchnęła i oparła się o Maddie.
- To już lepiej. Trochę lepiej. Nie za dobrze, ale cieszę się, że tata się nie bał.
- Nie bał się. - Maddie pocałowała ją w czubek głowy. -Nie. Pewnie po prostu
spał.
- Czy ten ktoś będzie chciał teraz zabić ciebie?
- Nie. - Matka odsunęła się i spojrzała jej w oczy. - Nie, oczywiście, że nie.
Naprawdę, nie masz powodu do takich obaw.
- Zastrzelił tatę - przypomniała Em drżącym głosem. -
Może zastrzelić także ciebie.
- Myślę, że był zły na niego. - Maddie szukała jakiegoś sposobu, by nie
skłamać, ale jednocześnie nie powiedzieć całej obrzydliwej prawdy. - Są
ludzie, którzy gniewali się na tatę, ale nie mieli nic przeciwko mnie.
- Tobie przecież też zdarzyły się różne złe rzeczy. Wypadek samochodowy...
no i twoja buzia...
- Masz rację, Em... To był wypadek. Ktoś uderzył w nasz samochód. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl