[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczywiście, by zobaczyć w pełnej krasie swoje bukiety, usprawiedliwiła się pośpiesznie.
 Najchętniej wykręciłabym się z noszenia tych wysokich obcasów  sprostowała.  Już
ledwie stoję.
 To szkoda, bo w tym stroju wyglądasz świetnie. Jestem z ciebie dumny.
 Dziękuję  uśmiechnęła się.
 Czego się napijesz?  Postąpił krok w stronę baru.  Białego wina?
 Chyba mi dobrze zrobi  skinęła głową.
 Ma rację  tuż za sobą usłyszała znajomy głos. Serce podskoczyło jej do gardła. A więc
ta dobroczynna impreza okazała się walentynkowym balem!
Odwróciła się na pięcie. Na wysokich obcasach niemal dorównywała mu wzrostem. Serce
biło jej jak szalone, pewnie dlatego, że tak ją zaskoczył, tłumaczyła sobie w duchu.
 Nie myślisz, że jest dla ciebie za stary?
 To mój ojciec!  obruszyła się.
 To nic  mruknął.  I tak jestem zazdrosny jak cholera  dodał, obrzucając ją
taksującym spojrzeniem.
A więc jej marzenie się spełniło. Zobaczył ją w tej ciemnozielonej sukni wykończonej
białym szalowym wycięciem, odsłaniającym szyję i ramiona. Udrapowana tkanina opinała
piersi, głęboki dekolt kusząco przemawiał do wyobrazni. Jak cudownie się złożyło, że
spotkali się na tym samym balu! Podziw malujący się w jego oczach sprawił, że zapomniała o
swoich postanowieniach. Wyprostowała się.
 Ty też nie wyglądasz zle.
Piękne stwierdzenie! Nawet kiedy był w dżinsach i swetrze wariowała na jego punkcie.
Teraz wyglądał, jakby zszedł prosto z okładki kolorowego pisma. Czarny smoking podkreślał
zgrabną sylwetkę, olśniewająca biel koszuli kontrastowała z opalenizną, a ten jego ujmujący
uśmiech wydawał się jeszcze bardziej nieodparty. Mógłby zrobić sobie zdjęcia w tym stroju,
zresztą w jakimkolwiek stroju, wydać własny kalendarz i zbić na tym majątek.
Brad wyciągnął rękę.
 Chodzmy, rozejrzyjmy się.
Postąpiła już kilka kroków, kiedy nagle uzmysłowiła sobie, że ojciec zaraz zacznie jej
szukać.
 Mam go na oku  oznajmił, zgadując powód jej wahania.
 Ale przecież musisz zobaczyć swoje dzieło. Organizatorzy są zachwyceni.
 A co pierwotnie planowali?  przypomniała sobie pytanie, które chciała mu zadać.
 Zebrane pieniądze są przeznaczone dla organizacji Heart Association i gospodarują
nimi bardzo oszczędnie. Początkowo zamierzano tylko rozsypać na stolikach konfetti.
Zatrzymali się przy wejściu na salę balową. Wokół rozkwitały kwiaty i serduszka, nad
nimi powiewały różnobarwne balony, falowały mieniące się serpentyny. Autumn rozjaśniła
się w uśmiechu. Po raz pierwszy widziała swoje bukiety w takiej roli i w pełnej krasie. W
dodatku było ich tyle! Rzeczywiście robiły wrażenie. Patrzyła na salę uradowana. Tak, to
było to!
Brad poprowadził ją do bufetu, przystrojonego czterema nadprogramowymi bukietami.
Popatrzyła na niego uszczęśliwiona, starając się nie zapomnieć o swoim postanowieniu.
 Brad, dziękuję, że dałeś mi taką możliwość.
 Cieszę się, że mogłaś je sama zobaczyć.  Oczy mu błyszczały jak gwiazdy; czuła, że
jej płoną podobnie. Dotknął dłonią jej twarzy, nie odrywał oczu od jej ust.  Spisałaś się na
piątkę.
 Dziękuję.
Z ciężkim westchnieniem odwrócił się w stronę sali.
 Wyjdzmy stąd, bo twój ojciec i moja towarzyszka już nas pewnie szukają.
Och, Boże! Jak mogła o tym nie pomyśleć? Przecież powinna się domyślić, że nie
przyjdzie tu sam.
 Dobrze  przystała z wymuszonym uśmiechem. Brad puścił do niej oko.
 Poza tym, będę mieć okazję zerknąć na twoje nogi  uśmiechnął się, spoglądając
znacząco na wysokie rozcięcie sukienki.  Czy wiesz, że do tej pory ich nie widziałem?
Starała się, by jej ton brzmiał równie niezobowiązująco.
 No i? Zasępił się lekko.
 Byłoby dla mnie lepiej, gdybym ich nie widział.
Nieoczekiwanie czyjaś dłoń o jaskrawo wymalowanych paznokciach ujęła go za ramię.
Oboje odwrócili się, zaskoczeni.
 Ach, tu jesteś, Brad!
Autumn cofnęła się nieco, by lepiej zobaczyć dziewczynę, która uwiesiła się jego
ramienia.
 Autumn, to jest Miranda. To imię było na jego liście.
 Miranda, to Autumn Sanderford, mówiłem ci o niej. Drobna blondynka o wyglądzie
lalki Barbie skrzywiła starannie umalowaną buzię w sztucznym uśmiechu.
 Ach, od tych słodkich bukietów! Już nie mogę się doczekać, kiedy je zobaczę. Brad i
pani Williamson strasznie się nimi zachwycają  zaszczebiotała, wspinając się na palce, by
zerknąć w głąb sali ponad głowami tłumu u wejścia.
 Zaraz je zobaczysz.  Brad uspokajająco poklepał ją po palcach. Nie cofnął ręki.
 Pójdę poszukać ojca.  Autumn chciała jak najszybciej oddalić się od nich.  Miło było
cię poznać, Mirando.
 Mnie również  zdawkowo odrzekła dziewczyna.
Nie lubi mnie, pomyślała Autumn i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przenosi na
nią własne odczucia.
Max dostrzegł córkę z daleka i podążał do niej razem z Shanna i sympatycznym starszym
panem, Carlem, jak się zaraz okazało. Autumn z entuzjazmem opowiedziała o szczęśliwym
zbiegu okoliczności, a Shanna natychmiast chciała iść obejrzeć jej bukiety.
Kątem oka spostrzegła, że Brad i Miranda usiedli przy jednym ze stojących na środków
stołów, i przebiegle poprowadziła swoje towarzystwo na bok.
 Tutaj przynajmniej będziemy mogli porozmawiać  wyjaśniła pośpiesznie, bo gest
Shanny wskazywał, że wolała stolik bliżej środka.  Usiądę tutaj  powiedziała szybko, gdy
ojciec odsunął krzesło.
 Z tej strony będziesz gorzej widziała  zaoponował.
 Już się naoglądałam tych bukietów. Niech inni się napatrzą, tylko na tym zyskam.
Max wzruszył ramionami, ale usiadł obok niej.
 Kupidynki  w zamyśleniu powiedziała Autumn, przyglądając się udekorowanej
ścianie. Może spróbuje zrobić coś takiego do tych bukietów dla Brada?  Mam pomysł w
związku z pracą  wyjaśniła, widząc minę ojca.
Skinął głową z aprobatą. Takie podejście rozumiał.
Do ich stołu dosiadła się wesoła czwórka, która natychmiast wciągnęła ich w zabawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl