[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprosił, żeby zostawić ją na razie odsłoniętą.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Trochę tu klaustrofobicznie. No i masz po
swojej stronie telewizor - powiedział.
- Jasne - wzruszyła ramionami Allegra. Ona i Bendix znali się oczywiście, ponieważ
Akademia Endicott, podobnie jak Duchesne, była niewielką i zżytą społecznością
nieprawdopodobnie uprzywilejowanych dzieci elity. Jednakże, w odróżnieniu od pozostałej
części żeńskiej populacji, Allegra nie była zauroczona przystojnym blondynem. Jego
niezwykle amerykańska uroda wydawała się jej trochę zbyt ostentacyjna, nadmiernie
stylizowana na hollywoodzkiego gwiazdora. Bendix wyglądał jak Andy z Klubu
winowajców, tylko jeszcze przystojniejszy. W dodatku poza tym, że był przystojny,
wysportowany i podziwiany, był także - co zdumiewające u chłopaka o jego statusie i
przywilejach - sympatyczny. Allegra zauważyła, że nie tylko nie zachowywał się jak
arogancki snob, wypełniający korytarz rozdętym ego, ale odnosił się z autentyczną
życzliwością do wszystkich, nawet do jej brata Charlesa, a to już o czymś świadczyło.
Ale nawet jeśli najprzystojniejszy chłopak w Endicott leżał kilka metrów od niej,
oglądając wraz z nią teledyski (dlaczego, na litość boską, Eddie Murphy śpiewa? I co za
pasiastą koszulę ma na sobie?), Allegra nie zwracała na niego większej uwagi.
Dwa
Bliznięta Van Alen
Doktor Perry przyjechał z Nowego Jorku i orzekł, że Allegra jest całkowicie zdrowa,
mogła więc następnego dnia wrócić do dormitorium. Przechodząc na przerwie z klasy do
klasy, zauważyła swojego brata, zmierzającego w jej stronę przez czworokątny dziedziniec.
- Przyjechałem, kiedy się tylko dowiedziałem - Charles Van Alen łagodnie ujął siostrę
pod ramię. - Kto to zrobił? Jesteś pewna, że nic ci nie jest? Cordelia odchodzi od zmysłów...
Allegra przewróciła oczami. Jej brat blizniak potrafił być potwornie nieznośny. Nie
tylko dlatego, że upierał się przy nazywaniu ich matki po imieniu, ale także dlatego, że
zachowywał się stale jak opiekun Allegry. Zabawne, biorąc pod uwagę, że była od niego
wyższa o kilka centymetrów.
- Nic mi nie jest, Charlie, naprawdę. - Wiedziała, że nie znosił tego dziecinnego
zdrobnienia, ale nie mogła się powstrzymać. Był ostatnią osobą, jaką miała ochotę widzieć w
tym momencie.
W odróżnieniu od Allegry Charles Van Alen wydawał się raczej niski jak na swój
wiek. Bliznięta nie mogły bardziej różnić się od siebie, ponieważ on miał ciemne włosy i
chłodne szare oczy. W przeciwieństwie do niedbale ubranych kolegów zawsze nosił
zawiązany fular i przychodził do szkoły ze skórzaną teczką. Nie był szczególnie popularny w
Endicott, nie z powodu swoich aspiracji (chociaż sięgały daleko), ale przede wszystkim
dlatego, że bezustannie narzekał na szkołę i dawał wszystkim do zrozumienia, że nie byłoby
go tutaj, gdyby nie upór jego siostry. Większość uczniów uważała go za irytującego, nadętego
nudziarza, a on w odpowiedzi zachowywał się, jakby wszyscy byli jego podwładnymi.
Allegra wiedziała, że głównym zródłem jego braku pewności siebie jest niski wzrost.
Gdyby tylko potrafił przejść nad tym do porządku dziennego - lekarze potwierdzali, że nie
zaczął jeszcze na dobre rosnąć i że bez wątpienia w przyszłości będzie bardzo przystojny.
Teraz po prostu jego twarz była nie do końca ukształtowana. Za kilka lat nos Charlesa
przestanie się wydawać za duży, a rysy - przenikliwe oczy, szerokie czoło - nabiorą
królewskiej godności. Ale obecnie Charlie Van Alen był po prostu jeszcze jednym niskim
nerdem z klubu dyskusyjnego.
Allegra dziękowała losowi, że jej brat spędził weekend w Waszyngtonie na
egzaminach z elokucji. Inaczej mogła być pewna, że narobiłby zamieszania w klinice i
prawdopodobnie upierałby się przy przeniesieniu jej do lepiej wyposażonego szpitala w
rodzaju Massachusetts General Hospital. Jeśli chodziło o pilnowanie Allegry, Charlie
zachowywał się z równą przesadą, co Cordelia. Pomiędzy tą dwójką Allegra czuła się jak
porcelanowa lalka: cenna, krucha i niezdolna zadbać o siebie. Doprowadzało ją to do szału.
- Pozwól, że pomogę - sięgnął po jej plecak.
- Dam radę nosić własne rzeczy. Zostaw. To będzie wyglądać dziwacznie - warknęła.
Starała się nie czuć winna z powodu szoku i smutku, jaki odmalował się na jego twarzy.
Nie powinna w ten sposób odzywać się do swojego partnera, ale nie potrafiła nic na to
poradzić. Ponieważ Charles był oczywiście Michałem. Po tym, co stało się we Florencji, nie
mogło być cienia wątpliwości - od tamtej pory w każdym cyklu odradzali się jako bliznięta.
Dom Kronik nalegał na tę praktykę, aby przeszłe wydarzenia nie mogły się nigdy powtórzyć.
%7łeby od samego początku nie było żadnych wątpliwości, pytań, pomyłek.
A jednak każde kolejne wcielenie było gorsze od poprzedniego. Allegra nie potrafiła
znalezć przyczyny, ale jasno czuła, że z latami coraz bardziej oddala się od niego. Nie tylko z
powodu tamtych wydarzeń... Kogo próbowała oszukać? Początkiem było to, co wydarzyło się
we Florencji. Nie mogła sobie wybaczyć. Nigdy. To była wyłącznie jej wina. A to, że on
nadal ją kochał - że zawsze będzie ją kochał - przez absolutnie całą wieczność - przez
wszystkie te lata i stulecia - sprawiało, że była mu bardziej niechętna niż wdzięczna. Jego
uczucie stało się ciężarem. Po tym, co zaszło między nimi, w każdym kolejnym cyklu coraz
głębiej dochodziła do wniosku, że nie zasługuje na jego miłość. Wraz z niechęcią
przychodziło poczucie winy i gniew. Nie znała przyczyny, ale coraz trudniej było jej czuć do
niego to, co on wciąż czuł do niej.
Cóż za ironia losu. Ona popełniła błąd, a jednak to on został ukarany. Taka myśl sama
w sobie oddziaływała przygnębiająco, a w dzisiejsze pogodne jesienne popołudnie Allegra
czuła się dalsza od swego brata niż kiedykolwiek.
- No, pozwól mi - nalegał, ciągnąc za pasek.
- Charlie, proszę! - krzyknęła i szarpnęła gwałtownie, wyrywając mu plecak z rąk z
taką siłą, że Charles zachwiał się i przewrócił na trawę.
Spojrzał na nią z wściekłością, podniósł się i otrzepał spodnie.
- Co w ciebie wstąpiło? - syknął.
- Po prostu... daj mi spokój, dobra? - uniosła ręce i w geście frustracji odgarnęła długie
jasne włosy.
- Ale ja... ja...
WIEM. Kochasz mnie. Zawsze mnie kochałeś. Będziesz ZAWSZE mnie kochał.
Wiem, Michale. Słyszę cię głośno i wyraznie.
- Gabrielo!
- Nazywam się Allegra! - prawie krzyknęła. Dlaczego stale musiał ją nazywać tamtym
imieniem? Dlaczego musiał zachowywać się, jakby nikt nie zauważał, że ma obsesję na jej
punkcie? Jasne, blękitnokrwistych dzieciaków nie dziwiło jego zachowanie, ponieważ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]