[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kristy parsknęła śmiechem.
- Szkoda, że tego nie widzę. Moja zawsze praktyczna siostrzyczka...
Powiedz mi, co zrobiłaś, żeby się tak narazić Francuzom?
- Ja nic nie zrobiłam! Ale może Hunter...
- Co takiego?! Hunter jest z tobą w Paryżu?
- Tak.
W słuchawce zapadła cisza.
- Sypiacie ze sobą? - odezwała się wreszcie Kristy.
- Nie!
- Jesteś pewna?
- Co za pytanie? Myślisz, że mogłam przez roztargnienie nie zauważyć,
że spędziłam z nim noc? Zresztą na razie zdążyliśmy się tylko wybrać na
zakupy.
- Wiem o Hunterze pewne rzeczy, których ty nie wiesz.
- Nieważne. Wróćmy do ubrań. Naprawdę zależy mi na zmianie
wizerunku, ale nie na ten, który mi tu proponują...
- O nic się nie martw. Po prostu daj mi do telefonu ekspedientkę -
zarządziła Kristy.
Sinclair podała słuchawkę Jeanette, a potem pozbyła się różowego stroju
tak szybko, jak tylko się dało. Nie chciała ryzykować, że Hunter ją w nim
zobaczy.
57
S
R
- Przyniosłam sukienki z innej kolekcji, poleconej przez pani siostrę -
odezwała się Jeanette od drzwi. - Ma pani ochotę przymierzyć?
Sinclair skinęła głową, wzięła wieszaki z rąk Jeanette i przyjrzała się
krytycznie sukienkom. Były w różnych odcieniach złota, błękitu i zieleni i
żadna z nich nie wydawała się obsceniczna. Włożyła jedną, wzięła głęboki
oddech i spojrzała do lustra.
Sukienka była długa i dopasowana do figury, ale nie przesadnie obcisła.
Uszyto ją z materiału w różnych odcieniach zieleni i błękitu,
przypominających mieniącą się w słońcu toń jeziora. Krótkie rękawki i dekolt
wykończono tiulem w ciepłym odcieniu brązu, z którego również wykonano
szeroką falbanę spływającą aż do kostek.
Sinclair obróciła się. Sukienka układała się naprawdę ładnie na biodrach i
udach, dyskretnie podkreślając kobiece kształty. Lekka falbana zawirowała,
ukazując łydki.
- Bardzo dobrze - oceniła Jeanette, kiedy Sinclair poprosiła ją do środka. -
Dobierzemy jakieś pasujące do tego pantofle. I może bieliznę, która trochę
powiększyłaby biust...
Sinclair nie poczuła się urażona tą ostatnią uwagą. Zaczynała lubić swój
nowy wizerunek.
Widok wychodzącej z przymierzalni Sinclair dosłownie zaparł Hunterowi
dech w piersi. Suknia była zachwycająca. Nie tyle suknia, co kobieta, która ją
nosiła. Wyglądała zjawiskowo. Stylowy i elegancki, a jednocześnie oryginalny
strój nie odmieniał jej, tylko podkreślał jej wrodzoną klasę.
- Wyglądasz fantastycznie. Suknia jest idealna - ocenił.
Sinclair uśmiechnęła się do niego i Hunter poczuł się jak mały chłopiec,
który właśnie dostał lizaka. Uwielbiał, kiedy się uśmiechała. Z radością
pomyślał o nadchodzących dniach. Pokaże jej Paryż, zabierze ją w tysiąc cu-
58
S
R
downych miejsc, rzuci cały świat do jej stóp. Byleby tylko jak najczęściej
widzieć jej uśmiech.
- Czy mogłaby pani wybrać jeszcze dwie, trzy, podobne sukienki?
Będziemy też potrzebować romantycznej, balowej kreacji i kilku kompletów
ubrań do pracy.
- Absolument.
Sinclair obróciła się przed wielkim lustrem. Oczy jej błyszczały. Kiedy
Jeanette przyniosła kolejne stroje, pomachała Hunterowi i ruszyła do
przymierzalni. Odpowiedział na jej gest uniesieniem kciuka.
- Baw się dobrze.
- Właśnie to robię.
Hunter także dobrze się bawił. Przyszło mu do głowy, że traktuje całą
sprawę zbyt osobiście, ale zignorował tę myśl. Chyba tylko cyborg mógłby nie
odczuwać przyjemności, strojąc piękną kobietę. Poza tym, jaki był sens w
zarabianiu pieniędzy, jeśli wydawanie ich nie miałoby sprawiać frajdy?
Jego rozważania przerwał dzwonek telefonu.
- Hunter Osland.
- Co ty wyprawiasz, do ciężkiej cholery?! - usłyszał głos kuzyna.
- Jak to, co wyprawiam? - Hunter zrobił w duchu szybki rachunek
sumienia, ale żadnych grzechów nie pamiętał. Nie miał pojęcia, co mogło tak
rozezlić Jacka.
- Jeszcze się pytasz? Zabrałeś Sinclair do Paryża i podobno tak ją
wystroiłeś, że przypomina kosmitkę lekkich obyczajów. Pewnie na dodatek z
nią sypiasz.
- A, to.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - spytał Jack srogo.
- A co chciałbyś usłyszeć? - zniecierpliwił się Hunter.
59
S
R
Miał ochotę wysłać kuzyna do wszystkich diabłów, jednak nakazał sobie
cierpliwość. Sinclair była szwagierką Jacka, więc kuzyn miał święte prawo się
o nią troszczyć.
- Powiedz mi, że nie sypiasz z siostrą mojej żony.
- Przestałem - wyznał Hunter ponuro.
- I tak trzymaj. Aączą was stosunki zawodowe. Nie zapominaj, że jesteś
jej szefem, no i że jesteś... sobą.
Hunter westchnął z rezygnacją. Nie miał pojęcia, dlaczego rodzina uparła
się, żeby widzieć w nim kobieciarza. Niczym nie zasłużył na tę opinię. Jeśli się
umawiał z wieloma kobietami, to tylko dlatego, że szukał tej właściwej.
- Powiedz Kristy, że nie mam zamiaru uwieść, wykorzystać i porzucić jej
siostry. Pamiętam, że łączą nas stosunki zawodowe. I zapewnij ją, że Sinclair
ani trochę nie przypomina kosmitki lekkich obyczajów.
- Dobrze, powtórzę jej to. - Jack wyraznie się uspokoił. - Szczerze
mówiąc, kuzynie, osobiście martwię się raczej o ciebie niż o Sinclair. Nie
wiem, czy zauważyłeś, ale ona jest ruda.
Hunter rozłączył się bez słowa. To, co powiedział Jack, było tak głupie,
że nie zasługiwało na żadną odpowiedz. Nie mieściło mu się w głowie, że jego
racjonalny, logicznie myślący kuzyn ciągle myśli o przepowiedni, którą wiele
lat temu usłyszeli z ust starej Cyganki. Jack miał się ożenić z kobietą, której nie
będzie ufał. Mieli kupić pole golfowe i stracić rodzinną fortunę. A Hunter miał
się ożenić z niewiastą rudowłosą, która mu urodzi bliznięta.
Jak na razie jedynym faktem, który można było uznać za zgodny z
przepowiednią, było to, że Jack ożenił się z Kristy, nie ufając jej. Co prawda,
szybko się przekonał, że jego podejrzenia względem małżonki były niesłuszne
i teraz młodzi państwo Osland wiedli szczęśliwe życie jak para zakochanych
60
S
R
gołąbków, jednak od tamtej pory Jack cierpiał na wyrazną fiksację i nie
przestawał mówić o rudowłosych kobietach i blizniętach.
Kotara się poruszyła i wyszła zza niej Sinclair. Tym razem miała na sobie
elegancki komplet, jakby stworzony dla kogoś pracującego na jej stanowisku.
Wąską sukienkę do kolan w odcieniu ciemnego szafiru uzupełniał krótki żakiet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]