[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasu.
Skulona w małym, ciasnym pomieszczeniu przysłuchiwała się ich cichnącym
stopniowo głosom. Wreszcie zupełnie umilkły. Weszli w trans poliencefaliczny,
domyśliła się. Tym razem beze mnie. Mam nadzieję, że są teraz szczęśliwi.
Pierwszy raz nie zabrałam się z nimi. Co powinnam teraz zrobić? Dokąd mam iść?
Uświadomiła sobie, że jest zupełnie sama. Seth zniknął, oni odeszli. Nie dam
rady.
Z ociąganiem wróciła do sterowni.
Leżeli w indywidualnych komórkach, z głowami ukrytymi w oplatanych masą
przewodów cylindrach. Dwa były puste: jej i Setha. Stała, drżąc z
niezdecydowania. Co tym razem wprowadzili do komputera? Jakie podali mu
przesłanki i co on z tego stworzył?
Jaki będzie ten następny świat?
Przyjrzała się brzęczącemu cichutko komputerowi. Z nich wszystkich tylko Glen
Belsnor naprawdę wiedział, jak się nim posługiwać. Mary nie potrafiła się
zorientować, jak urządzenie zostało zaprogramowane, a dziurkowana taśma
zwisająca ze szczeliny czytnika nie zawierała żadnych zrozumiałych dla niej
informacji. Wreszcie, z ogromnym wysiłkiem, podjęła jednak decyzję. To musi
być jakieś miłe miejsce, powiedziała sobie w duchu. Przecież teraz potrafimy
już to robić znacznie lepiej. Nie tworzymy takich okropnych światów jak na
początku.
To prawda, że pojawił się element wrogości, ale przecież zabójstwa nie były
prawdziwe. Stanowiły tylko część iluzji, tak samo jak morderstwa dokonywane we
śnie.
197
Jakże łatwo było je popełniać. Jak łatwo poradziła sobie z zabiciem Susie
Smart.
Położyła się na swojej koi, ukrytej we wnętrzu małej komórki, włączyła system
ochrony życia i wreszcie z ogromną ulgą włożyła na głowę cylinder. Jego
delikatny, modulowany szum, który tyle razy słyszała w przeszłości, w ciągu
tych długich, trudnych lat, podziałał na nią uspokajająco.
Okryła ją ciemność. Wdychała ją głęboko, pożądając jej i akceptując... Nagle
uświadomiła sobie, że to noc, i zapragnęła ze wszystkich sił, żeby nastał
dzień, żeby mogła zobaczyć nowy świat, którego jeszcze nigdy nie było jej dane
oglądać.
155
Kim jestem? - zadała sobie pytanie. Nie potrafiła już na niejasno
odpowiedzieć. Per sus 9, utrata Setha, smutne życie w pułapce - wszystko to
zniknęło jak ciężar, który nagle zdjęto jej z barków. Myślała tylko o
czekającym ją dniu; podniósłszy rękę do oczu, usiłowała dojrzeć godzinę na
zegarku, ale zegarek stanął, a ona i tak nic nie widziała.
Zobaczyła natomiast gwiazdy, poukładane na niebie w tajemnicze wzory,
poprzetykane smugami nocnej mgły.
- Pani Morley... - odezwał się zrzędliwy męski głos.
Otworzyła oczy, przytomniejąc w ułamku sekundy. Fred Gossim, naczelny inżynier
kibucu Tekel Upharsin, szedł do niej z jakimś oficjalnym dokumentem w ręce.
- Otrzymała pani zgodę na przeniesienie - powiedział, wręczając jej dokument.
- Została pani skierowana do kolonii na planecie... - Zawahał się, marszcząc
brwi. - Delmar.
- Delmak-O - poprawiła go Mary, czytając pobieżnie dokument. - Tak... I mam
tam polecieć nosaczem. -Ciekawe, co to za planeta, ten Delmak-O, pomyślała.
Nigdy o niej nie słyszała, ale wyglądało na to, że będzie to coś
interesującego. - Czy Seth też dostał zgodę?
- Seth? - Gossim uniósł brwi. - A kto to jest Seth? Roześmiała się.
- Dobre pytanie. Nie mam pojęcia. Zresztą to chyba nie ma znaczenia. Tak się
cieszę, że mogę tam polecieć...
- Nie interesuje mnie to - przerwał jej Gossim w swój
198
zwykły, szorstki sposób. - Ja to widzę tak, że nie dotrzymuje pani swoich
zobowiązań wobec kibu,cu.
Odwrócił się i odszedł.
Nowe życie, pomyślała Mary Morley. Okazja, przygoda i dreszczyk emocji. Czy
spodoba mi się na Delmak-O? Na pewno. Jestem o tym przekonana.
Tanecznym krokiem pobiegła do swojej kwatery w centralnym kompleksie zabudowań
kibucu, żeby wziąć się do pakowania.
156 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl