[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak twoja matka go znosi.
- Ja też nigdy tego nie rozumiałem. Ta kobieta to święta. Chyba
tylko dla niej przeżyłem.
Jennifer podeszła do niego, objęła ramionami jego szyję i
pocałowała.
- Cieszę się, że przeżyłeś - szepnęła zdejmując mu koszulę i lekko
drapiąc po plecach. - Chodz do łóżka. - Rozebrała się i wślizgnęła
pod kołdrę.
- Za chwilę - odpowiedział Charles, wieszając swój garnitur i
kładąc buty na odpowiednim miejscu na dole szafki. Zgasił światło
i położył się koło niej. Pocałowała go namiętnie. Przebiegła
palcami po jego plecach, czując linie jego kręgosłupa, głaskała go
po pośladkach, tak jak lubił. Polizała jego ucho, czuła jak
wilgotnieje z podniecenia. Uniosła piersi, w oczekiwaniu, że ją
dotknie swoimi zmysłowymi palcami. Zamiast tego odwrócił się, żeby
mogła dalej głaskać go po pośladkach. Przebiegła dłońmi po bokach,
przytuliła się mocno do niego. Czekała, aż poczuje jego twardość.
Ale nic się nie działo. Był miękki i zwiotczały. Otworzyła oczy i
obserwowała, jak wytężał się i koncentrował, żeby ją zadowolić,
lecz jego ciało nie chciało odpowiedzieć.
- Przepraszam, Jennifer. Chyba jestem zmęczony.
Usłyszała ból w jego głosie, ale nie złagodziło to jej pragnienia.
Pocałował ją delikatnie i odwrócił się plecami. Przez długi czas
wpatrywała się w jego plecy. Krople łez ciekły po jej twarzy. Był
zmęczony przez tyle nocy. Zastanawiała się, czy to zmęczenie
fizyczne, czy próżnia emocjonalna powodowała jego impotencję.
Wstała z łóżka, włożyła szlafrok i przeszła cicho na korytarz.
Stojąc tam w ciemności i paląc papierosa, bała się. Była między
nimi otchłań, która ciągle się powiększała. Wiedziała, że nie
potrafi jej zapełnić. Zdała sobie sprawę, że nie chce być samotna.
Jej doskonale zbudowana egzystencja sypała się. To małżeństwo,
kiedyś takie pewne, rozpadało się powoli. Patrzyła na gwiazdy
migające w ciemności i zastanawiała się, dokąd ją prowadzą. Co
więcej, zastanawiała się, czy będzie szczęśliwa, gdy tam dotrze.
Rozdział dziesiąty
Parę minut po dziesiątej Jennifer otworzyła drzwi do Cloud 9.
Korytarze były ciemnawe, przecisnęła się przez wejście tuż przy
ścianie. Szła po omacku w kierunku głównej sali, skąd słyszała
gwar rozmów i brzęk szkła. Stanęła przez moment chłonąc nastrój
chwili. Wkrótce olbrzymia przestrzeń będzie pulsowała muzyką.
Teraz wszystko było ciche i szare, bez życia, jak scena na
Broadwayu, czekająca na aktorów, którzy ożywią scenerię i nadadzą
jej znaczenie. Różnica była taka, że dzisiaj to ona była
reżyserem. Przez chwilę bała się. Tak dużo dała z siebie, że
obawiała się nawet najmniejszego potknięcia. Zastanawiała się, dla
ilu kontraktów dzisiejszy wieczór da impuls i ile nowych
znajomości zostanie zawartych na tym parkiecie. Na kilka minut
przed przybyciem pierwszych gości, Jennifer stanęła przy wejściu
po jednej stronie, a Brad po drugiej. Spoglądała na niego i
dziwiła się, że tak świetnie wygląda. Zmartwienia, które ostatnio
tak często wyciskały piętno na jego twarzy, zniknęły. Wyglądał
wspaniale, witając gości. Jennifer witając ich także, szukała w
tłumie Charlesa, ale dotychczas nie przyjechał. Zauważyła Brooke
Wheeler, która wyglądała wspaniale w kreacji od Saint Laurenta z
szafirowej tafty. Gwendolyn i Frank Stuart rozmawiali z paroma
urzędnikami Fellowsa. Grali rolę gospodarzy z wyuczoną swobodą.
Gwendolyn wyglądała oszałamiająco w kostiumie Andre Langa, w
czarnych welwetowych spodniach, prostej atłasowej koszuli i
pikowanej marynarce. Błyszczała cała, stojąc obok męża i żartując
z Selwynem Fellowsem, synem właściciela Jolie. Jennifer podziwiała
Bettinę Kharkovsky, wydawcę części poświęconej urodzie w Jolie,
gdy wszedł Terk Conlon. Przechodził po stronie Brada, więc
Jennifer musiała wytężyć wzrok, żeby zobaczyć jego żonę. Była
zachwycająca w kombinezonie z czarnego welwetu, ze złoto-czarną
lamówką zmarszczoną na karku. Jasne włosy opadały jej swobodnie na
ramiona, z jednej strony zaczesane za ucho, a z drugiej opadające
[ Pobierz całość w formacie PDF ]