[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwrócił się do Korelii, piorunując ją wzrokiem. Celsio! zawołał i wystraszona
kobieta, którą Atiliusz zauważył wcześniej, podskoczyła na krześle. Zabierz naszą
córkę z basenu. Nie wypada, żeby pokazywała się publicznie z gołymi cyckami!
Spójrz na nie, są niczym tłuste kwoki siedzące na grzędzie zwrócił się ponownie do
inżyniera, po czym zamachał rękoma i wydał z siebie serię gdaknięć koko koko
koko-da! Kobiety uniosły z odrazą wachlarze. Ale nie bój się, nie polecą. O nie...
To jedno wiem o rzymskim arystokracie: zgodzi się na wszystko za darmowy posiłek.
A jego kobiety są jeszcze gorsze. Wrócę za godzinę! zawołał. Nie siadajcie do
stołu beze mnie.
Po czym dając znak Atiliuszowi, że ma mu towarzyszyć, pan Domu Popidiuszów
obrócił się na pięcie i ruszył ku drzwiom.
Kiedy mijali atrium, inżynier zerknął na basen, w którym wciąż pływała Korelia,
tak jakby wierzyła, że w ten sposób zdoła się oczyścić z całego zła.
Hora Sexta
(godzina 12.00)
W unoszącej się z głębin magmie dochodzi do znacznego spadku ciśnienia. Na
głębokości 10 metrów ciśnienie wynosi na przykład 300 megapascali (Mpa), a więc
jest 3000 razy większe od atmosferycznego. Tak duża zmiana ciśnienia w istotny
sposób wpływa na fizyczne właściwości i przepływ magmy.
Encyclopaedia of Volcanoes
Na chodniku przed domem czekała na Ampliatusa lektyka i ośmiu niewolników
ubranych, podobnie jak odzwierny i zarządca, w szkarłatne liberie. Widząc swojego
pana, stanęli czym prędzej na baczność, lecz on minął ich, ignorując również
niewielki tłumek petentów, którzy mimo święta kucali w cieniu po drugiej stronie
ulicy i na jego widok zaczęli wołać go po imieniu.
Pójdziemy pieszo oznajmił milioner, po czym ruszył w stronę skrzyżowania
takim samym szybkim krokiem, jakim chodził w domu.
Atiliusz szedł tuż za nim. Było południe, żar lał się z nieba, ulice były
wyludnione. Nieliczni przechodnie w większości uskakiwali przed zbliżającym się
Ampliatusem do rynsztoka bądz też cofali się do bramy. Idąc, nucił pod nosem i co
jakiś czas pozdrawiał kogoś skinieniem głowy. Odwróciwszy się, inżynier zobaczył,
że stanowią czoło pochodu, którego nie powstydziłby się senator najpierw,
w dyskretnej odległości, niewolnicy z lektyką, a za nimi niewielka gromadka
klientów, mężczyzn o przygnębionych, zmęczonych twarzach, wyczekujących już od
świtu na to, by móc przedstawić swoją sprawę, i świadomych czekającego ich
rozczarowania.
Mniej więcej w połowie drogi do Bramy Wezuwiańskiej inżynier naliczył trzy
przecznice Ampliatus skręcił w prawo, przeszedł na drugą stronę ulicy i otworzył
małe drewniane drzwiczki osadzone w murze. Położył dłoń na ramieniu Atiliusza,
żeby wprowadzić go do środka, a inżynier wzdrygnął się mimowolnie. Przypomniał
sobie ostrzeżenie Korelii: Nie pozwól, by cię osaczył, tak jak osaczył nas
wszystkich .
Szybko uwolnił ramię z jego uścisku. Ampliatus zamknął za nimi drzwi i Atiliusz
zorientował się, że stoją na dużym pustym placu budowy, zajmującym prawie całą
przecznicę. Po lewej stronie wznosił się ceglany mur zwieńczony stromym dachem
z czerwonych płytek tylna ściana sklepów z dwuskrzydłową bramą pośrodku. Po
prawej kompleks prawie ukończonych budynków, z wielkimi nowoczesnymi oknami
wychodzącymi na szeroki pas zarośli i gruzu. Bezpośrednio pod oknami wykopano
prostokątny zbiornik.
Ampliatus oparł ręce na biodrach i obserwował inżyniera, czekając na jego
reakcję.
No powiedz, co twoim zdaniem tu buduję? Możesz zgadywać tylko raz.
Aaznie.
Zgadza się. Jak ci się podobają?
Robią wrażenie odparł Atiliusz. Były naprawdę imponujące. Nie ustępowały
niczemu, co widział w Rzymie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Ceglane mury
i kolumny były przepięknie wykończone. Cała budowla tchnęła spokojem, miała
w sobie przestrzeń i światło. Wysokie okna wychodziły na południowy zachód, na
popołudniowe słońce, które właśnie zaczynało zaglądać do wnętrza. Gratuluję.
Musieliśmy wyburzyć prawie całą przecznicę, żeby zrobić miejsce wyjaśnił
Ampliatus. I nie przysporzyło nam to popularności. Ale było warto. To będą
najwspanialsze łaznie poza Rzymem. Rozejrzał się z dumą. My, prowincjusze,
kiedy już się do czegoś zabierzemy, potrafimy pokazać ważniakom z Rzymu to i owo.
Januariuszu! ryknął, przykładając dłonie do ust.
Z drugiego końca budowy rozległ się krzyk i u szczytu schodów pojawił się
mężczyzna. Rozpoznawszy swego pana, zbiegł po stopniach i pośpieszył przez plac,
wycierając ręce w tunikę i schylając głowę w całej serii ukłonów.
Januariuszu, to jest mój przyjaciel, akwariusz Augusty. Pracuje dla cesarza!
Jestem zaszczycony powiedział Januariusz, kłaniając się nisko inżynierowi.
Januariusz jest jednym z moich brygadzistów. Gdzie są robotnicy?
W barakach, panie. Januariusz miał przerażoną minę, jakby przyłapano go na
nieróbstwie. Jest święto...
Zapomnij o święcie! Potrzebujemy ich natychmiast. Mówiłeś, że przyda ci się
dziesięciu, akwariuszu? Lepiej wez tuzin. Januariuszu, poślij po tuzin najsilniejszych
robotników, jakich mamy. Po brygadę Brebiksa. Powiedz, żeby zabrali jedzenie
i picie na cały dzień. Co jeszcze jest ci potrzebne?
Niegaszone wapno zaczął wyliczać Atiliusz puteolanum...
Zgadza się. Deski. Cegły. Pochodnie... Nie zapomnijcie o pochodniach. Musi
mieć wszystko, czego potrzebuje. No i jakiś transport, prawda? Wystarczą dwa
zaprzęgi wołów?
Już je wynająłem.
Możesz skorzystać z moich. Nalegam.
- Nie. Hojność Ampliatusa zaczynała wprawiać inżyniera w zakłopotanie.
Najpierw jest dar. Po jakimś czasie dar zmienia się w pożyczkę, a pożyczka okazuje
się długiem, którego nie sposób spłacić. W ten właśnie sposób musiał stracić swój
dom Popidiusz. Miasto kanciarzy. Atiliusz zerknął na niebo. Jest południe. Woły
powinny już na mnie czekać w porcie. Mam tam niewolnika, który pilnuje narzędzi.
Od kogo je wynająłeś?
Od Bakulusa.
Od Bakulusa! Tego pijanego złodzieja? Moje woły byłyby lepsze. Pozwól mi
przynajmniej z nim pogadać. Załatwię ci pokazny upust.
Atiliusz wzruszył ramionami.
Jeśli nalegasz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]