[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lorenzo skłonił się zdawkowo. Oczy mu pociemniały
od powstrzymywanego gniewu.
- Niech paÅ„ski Bóg bÄ™dzie z tobÄ…, panie. A teraz pro­
szę mi wybaczyć. Muszę poczynić pewne przygotowania.
Czas nagli.
Lord Charles przez chwilę spoglądał za Santorinim. Nie
miaÅ‚ wyboru, musiaÅ‚ mu zaufać. CzuÅ‚, że miÄ™dzy nimi za­
dzierzgnęła się wątła nić porozumienia. Tylko ktoś taki jak
Lorenzo Santorini zdoła uratować Kathryn, pomyślał lord
Charles. Człowiek, który doskonale zna morze, a także
orientuje się w zwyczajach piratów.
Kathryn popatrzyÅ‚a na dom, który miaÅ‚ stać siÄ™ jej wiÄ™­
zieniem. Duży budynek z szarego kamienia staÅ‚ na nie­
wielkim płaskowyżu, górującym nad sąsiadującym z nim
miastem. MiaÅ‚ maÅ‚e okna, w wiÄ™kszoÅ›ci zakratowane. Praw­
dziwa twierdza, pomyślała z lękiem. Wzdrygnęła się, kiedy
don Pablo podszedł bliżej, żeby pomóc jej zsiąść z konia.
-Witam w moich skromnych progach - powiedział
z uśmiechem i poprowadził ją przez żelazną bramę do
wnętrza posiadłości. Ciężkie drzwi zamknęły się za nimi ze
89
zÅ‚owieszczym hukiem. - Niech pani czuje siÄ™ tu jak u sie­
bie. Może pani swobodnie korzystać z ogrodu i wszystkich
dostępnych wygód.
- Doprawdy, jest pan wspaniałomyślny, don Pablo.
ByÅ‚a zÅ‚a, ale staraÅ‚a siÄ™ tego nie okazać. Nie chciaÅ‚a zbyt­
nio go drażnić, by nie pogorszyć swego poÅ‚ożenia. Prze­
cież była zakładniczką, więzniem, mimo że przyzwoicie
ją traktowano. Don Pablo nie odnosiłby się do niej z taką
rewerencją, gdyby nie miał pewności, że mu nie ucieknie.
Nie była w stanie pokonać wysokich murów, ciągnących się
wokół ogrodu. Służba też będzie mnie pilnować, pomyślała
Kathryn. No cóż, lepsza taka namiastka wolności niż ciągłe
przebywanie w ciasnym, zamkniętym pokoju.
Hiszpan nie czynił jej żadnych wstrętów. Wiedział,
co robi. Jego dom przypominał fortecę. Kathryn mogła
liczyć tylko na to, że uśpi czujność porywaczy i... No
właśnie, co?
Za nic w świecie nie chciała wpaść w ręce Raszida.
PrzeszyÅ‚ jÄ… dreszcz przerażenia. WolaÅ‚aby umrzeć, zabi­
ta podczas próby ucieczki. Tak, po stokroć lepiej umrzeć
niż jako pozbawiona wszelkich praw niewolnica trafić
do haremu.
Lorenzo stał na dziobie galery i spoglądał w morze.
Wprawdzie hiszpański galeon miał nad nimi cały dzień
przewagi, ale wioślarze pracowali niemal bez wytchnienia.
Nikt nie wierzyÅ‚, że dopÄ™dzÄ… don Pabla na otwartym mo­
rzu, ale dystans między nimi zmniejszał się z każdą chwilą.
90
Przy odrobinie szczęścia mogli dotrzeć do Granady o wie­
le wcześniej, niż ich się spodziewano. Don Pablo będzie
zaskoczony...
Lorenzo nie zwierzył się ze swoich planów lordowi
Mountfitchetowi. Istniało pewne niebezpieczeństwo, że
Kathryn zostanie ranna podczas ataku na posiadłość don
Pabla. Niestety, nie było innego wyjścia. Lorenzo nie miał
żadnej gwarancji, że gdy don Pablo siÄ™ podda, Kathryn na­
tychmiast odzyska wolność. Po cichu liczyÅ‚ na element za­
skoczenia. A z drugiej strony, chyba lepiej, żeby nawet zgi­
nęła, niż miałaby dostać się do niewoli Raszida Groznego.
Don Pablo pewnie byÅ‚ przekonany, że przez kilka najbliż­
szych dni niczego nie musi siÄ™ obawiać. Nie doceniaÅ‚ prze­
ciwnika. Lorenzo od razu domyślił się prawdy, kiedy tylko
usÅ‚yszaÅ‚ o porwaniu Kathryn. Zanim otrzymaÅ‚ list, już po­
czynił pewne przygotowania do podróży.
Ruchem ręki dał znać, żeby zmniejszyć tempo. Ludzie
nie mogli długo wiosłować z takim wysiłkiem. Cała załoga
- Å‚Ä…cznie z Lorenzem Santorinim - co pewien czas zmienia­
ła się przy wiosłach. Lorenzo nigdy nie wymagał od nich
tego, czego sam nie mógł lub nie chciał zrobić.
Dlatego byli lojalni i w pełni mu wierni i oddani. Silni
i dobrze wyszkoleni. Gotowi na to, żeby w walce umrzeć
za swojego pana.
Kathryn zauważyÅ‚a, że główna brama zawsze jest zamk­
nięta. Otwierano ją tylko przy zmianie warty. Poza tym
spostrzegła małą boczną furtkę, używaną przez służbę.
91
Każdego ranka jakiÅ› starzec przyjeżdżaÅ‚ tam na oÅ›le, przy­
wożąc owoce i warzywa. Kiedy był w kuchni, furtka przez
kilka minut pozostawała otwarta. Kathryn obserwowała go
uważnie zza firanki, przez okno w swoim pokoju. Czas mi­
jał, a nikt się nie zjawiał...
MogÅ‚abym siÄ™ tamtÄ™dy wymknąć, gdyby przyjeżdżaÅ‚ za­
wsze o tej samej porze, uznała.
Ale co potem? Tego nie wiedziaÅ‚a. ByÅ‚a w zupeÅ‚nie ob­
cym sobie kraju, sama, bez pensa przy duszy. Z deszczu
pod rynnÄ™, pomyÅ›laÅ‚a ze smutkiem. Don Pablo dotrzymy­
wał słowa i w dalszym ciągu traktował ją jak gościa. Gdyby
uciekÅ‚a i próbowaÅ‚a prosić o pomoc nieznajomych, ryzyko­
wała nie tylko życie.
Czy jednak miała inne wyjście? Czekać, aż don Pablo
wymieni ją na porwaną córkę? Za żadne skarby nie chciała
zostać niewolnicą Raszida. Wprawdzie Lorenzo oszczędził
jej opisów życia wśród piratów, ale nie była aż tak naiwna,
żeby nie wiedzieć, co ją spotka.
Nie dam się sprzedać, postanowiła zdecydowanie. Nie
pójdę na targ niewolników!
Lorenzo zaklął z cicha. Minęły dwa dni, odkąd galeon
dobiÅ‚ do brzegów Hiszpanii. CaÅ‚e dwa dni, zanim skon­
taktowaÅ‚ siÄ™ z Ali Khayrem i kupiÅ‚ konie dla siebie i nie­
wielkiego oddziału najlepszych żołnierzy. Chciał od razu
przypuścić szturm na posiadłość don Pabla, lecz Ali mu
to odradził.
- Znam człowieka, o którym mówisz - oznajmił. - Je-
92
śli dziewczyna jest w jego rękach, to na razie nic jej się nie
stanie. A otwarty szturm nic nie da. Posiadłość jest pilnie
strzeżona i zobaczÄ… was już z daleka. MogÄ… po cichu wy­
wiezć brankę. Jak ją wtedy znajdziesz? Nie, znacznie lepiej
uciec się do podstępu.
- Jak zawsze masz rację - przyznał Lorenzo, chociaż
z trudem panował nad zniecierpliwieniem. - Nie spocznę
jednak, póki jej nie zobaczę.
- ProszÄ™ ciÄ™ tylko o trochÄ™ cierpliwoÅ›ci, przyjacielu. Zro­
bię wszystko, żeby ci pomóc. Moi ludzie dotrą tam, gdzie ty
na pewno siÄ™ nie dostaniesz. Poczekaj.
Lorenzo zastosowaÅ‚ siÄ™ do rady przyjaciela, choć zży­
mał się w duchu na tę przymusową bezczynność. Jego
ludzie często bywali w mieście, żeby zasięgnąć języka.
Dowiedzieli się, że, ogólnie rzecz biorąc, dom Hiszpana
to istna forteca.
Jak się wkrótce okazało, Ali Khayr zebrał szczegółowe
informacje.
- Przy głównej bramie stoją silne straże - wyjaśnił. -
Zbrojni patrolujÄ… wewnÄ™trzne ogrody, aczkolwiek nie za­
wsze robiÄ… to tak, jak powinni. Jest tam także boczna bra­
ma. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl