[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez litość posadziła mnie w ciemnym kątku. Widziałam, jak Józia spojrzawszy na moje brylanty
oniemiała, poczerwieniała, zmieszała się. Panie otoczyły nas z dala ciekawym kołem. Słyszałam
szepty... uciekłam co prędzej na kanapę... Twarz mnie paliła strasznie... Józia zapoznała mnie ze
starą jakąś baronową, koło której usiadłam, i ta, szczęściem, rozpoczęła zaraz rozmowę o
ogromnym gorącu w salonie... Z początku nie widziałam nic, potem powoli odzyskałam zimną
krew... Nieustannie mi kogoś przedstawiano; Józia, jej mąż, mój ojciec przyprowadzali przede mnie
czarne fraki i białe rękawiczki, nadawali im jakieś nazwisko i po kwadransie rozmowy znajomy
nieznajomy znikał mi w tłumie... Byłam w największym kłopocie, aby mi się te znajomości tu z nie
prezentowanymi nie pomieszały...
Zaczęto tańcować. Z góry zapowiedziałam, że się nie ruszę, i dotrzymałam słowa... Ojciec
rozpromieniony wkrótce przyszedł do mnie i szepnął:
 Robisz furore... Słowo honoru ci daję  wszyscy ci się chcą prezentować, mężczyzni w
zachwyceniu, kobiety pełne zazdrości... Zgasiłaś je wszystkie swym smutnym wdziękiem... A
brylanty!!
Uśmiechnęłam się... Zdaje mi się, że one są pour beaucoup w zachwyceniu...
 Gdzie tam!  odparł ojciec  jesteś dziś dziwnie śliczna... Mówię ci, furore robisz.
Wprawdzie słowo w słowo prawie to samo powtórzyła mi Józia, ale  cóż mnie to
obchodzi...
Wśród wieczora nadszedł ku mnie kołując chevalier de Mola- czek i usiadł... Długo bawił
mnie rozmową, a że zna cały świat, był dla mnie nieocenionym. Złośliwy tylko  lub, jak on
twierdzi, chciał być zabawnym, aby mnie rozerwać. Mówi kilku językami wybornie i znać, że cały
świat przewędrował. Szczególniej dla mężczyzn był nieubłaganym i o każdym coś tak
dwuznacznego rzucił, iż niby w tym nic nie było złego, a jednak  człowiek na tym tracił.
Zaczynał od pochwał największych... ale każda z tych wspaniałych brzoskwiń miała plamkę na
boku.
Jest istotnie zajmujący i pełen dowcipu, a nie ma tych wielkich słów i wyszukanej
moralności przylepiającej się do wszystkiego, która u innych nudzi... Wyrozumiały na słabości
ludzkie i dlatego pokrywać ich nie widzi potrzeby...
Pomimo żem krótko bardzo zamierzała bawić u Józi, niesposób mi było się wyrwać. Ciągle
ktoś siedział przy mnie, zastępował drogę... Ojciec grał w ekarte i wyszukać go było nie podobna.
Józia zaklinała, aby jej nie psuć fety, osierocając ją... Musiałam dotrwać do wieczerzy, a nawet
siąść do niej, ale ojcu szepnęłam, aby przed końcem jej mnie wyprowadził.
Wymknęliśmy się zręcznie, chociaż Molaczek i jeszcze para jakichś znajomych panów,
których nazwisk nie wiem, przeprowadziła mnie do powozu. Ojciec chciał zostać, aby się odegrać...
Smutniejsza, niż tu przybyłam, powróciłam do domu; ta wesołość, ten blask... to
roztrzepanie jakieś przybiło mnie... Wydaje mi się to dziwnym, straszliwym, jakby wirowanie
upojonych nad przepaścią... Ponad tym tłumem... zawisła niewidzialna śmierć, ruina, niedola...
nienawiść... zemsta... Jutro tych sukni różowych połowa zmieni się w żałobę... Rozebrałam się
prędko, aby pójść do Stasia i przeprosić cienie dzieciny, żem mogła być niewierną.
DNIA 18 PAyDZIERNIKA
Ten bal był prawdziwą na mnie zasadzką. Nie powinnam była kroku stąpić z domu  nie
podobna się oprzeć znajomościom nowym  a potem, one jedna za drugą idą jak łańcuch... i z
jednej wysuwa się niespodziewanych bez liku. Wszyscy prezentowani dobijają się do drzwi,
zacząwszy od chevałier de Molaczek, którego ojciec przyprowadził... Ten człowiek czyni na mnie
wrażenie fascynatora... Nie obudza współczucia, nie jest sympatyczny, nie ma w sobie wdzięku... a
posiada on jakąś siłę, co pociąga  i razem obawiać się każe... Twarz zwykle mało mająca wyrazu,
niekiedy dziwnie drga i zdradza jakieś fałdy ironii powstrzymywanej. Ale wnet wygładzają się te
ślady i nikną...
Mimowolnie badam go więcej, niż zasługuje może  ma w sobie coś tajemniczego, układ
najdystyngwowańszy w świecie  jednak widocznie nabyty, wyuczony, nie przychodzący mu jak
innym ze krwi i natury... Można by powiedzieć  doskonały aktor, który gra rolę nie należącą mu
na świecie...
Dla mnie to najlepsze, że żadnej do podobania się nie zdaje się mieć pretensji  a
zabawny... Ojciec go ceni jak wszystkich, którzy sobie zdobyli pewne stanowisko. Jego słabością są
wszelkiego rodzaju ekscelencje... dwór dlań słońcem... stolica byłaby rajem. Papa, gdyby mógł
zamiast siedzieć we Lwowie przenieść się do Wiednia uzyskawszy jakie podkomorstwo  byłby u
celu swych życzeń. Dlatego to może wzdycha zawsze, wspominając o starym jenerale, którego,
szczęściem dla mnie, we Lwowie nie ma. Lękam się tylko, aby w wyobrazni ojca nie zastąpił go
Molaczek, który także ma ogromne stosunki... i co chwila się z tym zdradza... jak jest u dworu
położony.
Józia z podziękowaniem przyjechała do mnie i z mnóstwem ciekawych szczegółów o
pamiętnym swoim wieczorze... Połapała wiele różnych zdań o mnie, jak zaręcza, pochlebnych,
obiecujących mi stanowisko hors ligne w pięknym świecie tutejszym, którego ja wcale sobie nie
życzę i o nie ubiegać się nie myślę. Przynajmniej pięć czy sześć nazwisk młodzieży zakochanej we
mnie mi przyniosła.
Ale ja tak zestarzałam się prędko i tak mi to obojętne...
Ojciec nalega na to, ażebyśmy dom otworzyli, wszyscy się upominają, wątpię, żebym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl