[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zejściu stamtąd znów pijatyka. Z powrotem od Sw. Krzyża do Wawrzeńczyc
jechałem konno wraz z Władkiem nr l i 2 i Stasiem. Krzyki, wrzaski, śpiewy,
szaleństwa towarzyszyły tej jezdzie. Zapewne cała okolica wiedzieć będzie o
naszej majówce. Z tego wszystkiego zostało jak sen wspomnienie, że stałem na
wieży, a obok mnie cudna Zosia. Mogłem ech przepadło!
12 VIII (środa).
Wczoraj czytałem Prawdę" z miesiąca lipca. Wychodzi tam obecnie prześliczny
dramat historyczny Swiętochowskiego pt. Aspazja. * Nie zgodzę się nigdy z
Choińskim na to, że dramata Swiętochowskiego nie mają wartości. Gdyby cały
areopag krytyczny, gdyby Chmielowski mi dowodził, że tak jest nie uwierzę. Dla
mnie są to arcydzieła. Zawsze, czytając bezstronną i sumienną krytykę, kierujemy
się własną naszą estetyką. Każdy jest do pewnego stopnia krytykiem, jeśli to
mu się podoba, a to nie. Otóż pod tym względem ja jestem wyrocznią dla siebie.
Twierdzę z uporem, że akcja dramatów tego autora jest aż nadto widoczną, gdyż
zastępuje ją dialog mistrzowski, nieporównany, sokratesowski. Dialog ten jest
wszystkim: akcją i wyrazem. Są [to] utwory sztuki. Pod ich tkaną z pereł szatą
mieści się myśl filozofa. Chrystus mówił swe prawdy odziane w szaty przypowieści
Swiętochowski obleka je w artystyczną szatę dramatu. Staje on więc wobec
narodu ze swymi utworami nie wobec sztuki. Bohaterowie jego muszą mówić, bo
mówią tezy i paradoksy; chodzi o wykrycie prawdy, która jest zarazem tendencją.
Stąd antytetyczny język, co prostaczy termin p. Choińskiego nazywa kłóceniem się
bohaterów.
238 DZIENNIKI, TOMIK VI
Po południu przyjechał Staś i Sławek Komarniccy. Pojechaliśmy znów na połówkę.
Strzelałem do szpaków i kaczek.
Na pocztę nie wstępuję. Powiedziałem sobie, że jest mi wszystko jedno... Jednak
nie myślałem, że to tak będzie.
Stosunek mój do pani Zaleskiej jest nader (nie umiem go nazwać po imieniu)
zadawalniający mię. Nie wiem czemu wysoce cnotliwy p. Karpiński nazwał ją przed
moim tutaj przyjazdem kobietą lekką. Rzeczywiście nie wiem boć owa lekkość
odbić by się musiała w takich choćby rozmowach, jakie ja z nią prowadzę. Uważam
ten zarzut za kłamstwo. Mam dla niej wysoki szacunek, tak wysoki, że cenię
bardzo każdy objaw jej dla mnie życzliwości.
Wczoraj czytała mi rozmaite wiersze i słowa pamięci, napisane w jej prześlicznym
sztambuchu przez najrozmaitsze znakomitości nauki lub sztuki. Był tam więc
śliczny wiersz (pięknie pomyślany i artystycznie wykończony) doktora Fabiana;
prozą napisane słowa pewnego podróżnika z dołączeniem wiersza, jaki przeczytał
na pewnej skale Kaukazu, wyryte po polsku; kilka imprompiu. * wpisanych wierszy
i aforyzmów powstańców, a studentów ówcin&nej Szkoły Głównej. Postępowanie jej
to nie zdradzało najmniejszego cienia jakiejś zarozumiałości lub nłenaturalnośd.
Wszystko, co mówi i robi, jest rozumne. Jest to kobieta, do której w
najcięższych chwilach życia poszedłbym po radę i nie odszedłbym zbyty
obojętnością, blagą lub pochlebstwem. Jeszcze raz wraca ta sama zwrotka
marzenia: czemu ach, czemu ona nie jest moją matką?
Chciałbym wypisać wiele rzucających się w oczy przymiotów jej lecz nie
chciałbym przejść w odę pochlebczą. Pamięć jej zostanie mi na zawsze w pamięci
jako wzór kobiety rozumnej, praktycznej, prawdomównej i jeśli można się tak
wyrazić logicznej.
SIERADOWICE, 1885
239
15 VIII (sobota).
I oto znów ten 15 sierpnia. Ukochany niegdyś smutkiem wspominany corocznie.
Nigdy nie czułem się w dniu tym tak smutnym jak dziś. Nigdy nie czułem tak
dotykalnie jak dziś, że nie mam matki. Wszystkie wspomnienia zbiegają się jak
ptaki na jedno drzewo, by zaświegotać o dniu, gdy Ona umarła. Dziś jak w
tajemniczym śnie widzę to wszystko rysujące się jasno. Każde u mnie uczucie
przechodzi w świat poezji i oto chciałbym spędzić ten dzień na grobie w
Leszczynach. Jestem dziś dziwny. Pani Zaleska pytała mię kilka razy co mi
jest, czym nie chory. Odpowiadam, że nic lecz powinienem powiedzieć: sześć lat
temu umarła mi matka. Tak, ta myśl jest moim smutkiem. Naiwnie i idiotycznie
niemal powtarzam sobie: gdyby Ona żyła! Człowiekowi takiemu jak ja matka jest
potrzebną. Nikt nie wie, czym by ona dla mnie była. Ona nie gromiłaby mojej
niewiary, wejrzałaby w najtajniejszą głębię mojego ducha, byłaby arcykapłanem
mojej świątyni. Gdyby mi los dawał sławę zawołałbym: daj mi moją matkę!
Znię, marzę idiotycznie. Wybaczam sobie, bo jestem poetą, bo jestem sam,
samotny i zazdrość mię pali, gdy widzę, że inni przychodzą do swych matek i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]