[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nigdy nie widziałem tak doskonałego prototypu Hiszpana! Cóż za fanatyk!
Zakomunikował to Zweigowi, po tym jak długo wpatrywał się we mnie straszliwie przenikliwym wzrokiem.
Jednak odpowiedz Freuda otrzymałem dopiero cztery miesiące pózniej. Miało to miejsce w Nowym Jorku:
spożywałem obiad wraz z Galą, Stefanem Zweigiem i jego żoną. Byłem tak niecierpliwy, że nie doczekałem
nawet kawy, by spytać, jak zareagował Freud na widok mojego portretu.
 Bardzo mu się spodobał  odparł Zweig.
Ja jednak nalegałem, by powiedział, czy Freud poczynił jakieś konkretne uwagi lub czy zdobył się na
najdrobniejszy choćby komentarz, który okazałby się dla mnie bezcenny. Wydawało mi się, że Stefan unikał
odpowiedzi, a może zaabsorbowany był jakimiś myślami. Twierdził, że Freud docenił  delikatność rysów , po
czym pogrążył się w myślach, które nie dawały mu spokoju: chciał, byśmy przyjechali do niego do Brazylii. To
będzie  powiadał  cudowna podróż. Przyniesie korzystne zmiany w naszym życiu. Oprócz tego tematu
ustawicznie powracał podczas obiadu do problemu żydowskiego w Niemczech, który stał się jego prawdziwą
51
obsesją. Wydawało mi się, że naprawdę muszę wyjechać do Brazylii, by móc przeżyć. Walczyłem ze sobą;
strefa podzwrotnikowa przejmowała mnie grozą. Malarz żyć może tylko wtedy  broniłem się  gdy otacza
go szara barwa drzew oliwnych i czerwień szlachetnej ziemi Sieny. Moja niechęć do egzotyki sprawiła, że w
oczach Zweiga pojawiły się łzy. I wówczas rozprawiał o rozmiarach brazylijskich motyli, aleja zgrzytałem
zębami: motyle zawsze i wszędzie są zbyt duże. Zweig był tym wielce strapiony. Wydawało mu się, że tylko w
Brazylii Gala i ja moglibyśmy doznać największego szczęścia.
Państwo Zweigowie zostawili nam starannie wykaligrafowany adres. Stefan nie wierzył, że cały czas będę
tak zawzięty i uparty. Odnosiło się wrażenie, że nasz przyjazd do Brazylii jest dla tych dwojga kwestią życia lub
śmierci!
Po dwóch miesiącach dotarła do nas wiadomość o samobójstwie Zweigów w Brazylii. Na ten desperacki
krok zdecydowali się z pełna świadomością, wymieniwszy uprzednio ze sobą korespondencję.
Zbyt duże motyle?
Dopiero czytając epilog pośmiertnej książki Stefana Zweiga Zwiat jutrzejszy76 poznałem całą prawdę o
swoim rysunku. Freud nigdy nie ujrzał własnego portretu. Zweig nikczemnie mnie okłamał. Jego zdaniem
portret ten przepowiadał rychłą śmierć Freuda, i to tak przekonywająco, iż nie śmiał mu go zaprezentować,
obawiając się, że niepotrzebnie go tym poruszy, ponieważ wiedział już, że jest bardzo chory na raka.
Dla mnie Freud jest bezsprzecznie bohaterem. Pozbawił on lud żydowski największego i najznamienitszego
spośród wszystkich jego bohaterów: Mojżesza. Freud wykazał, że Mojżesz był Egipcjaninem i w prologu do
książki o Mojżeszu  najlepszej i najtragiczniejszej z jego książek  informuje czytelników, że dowód ten był
nie tylko jego najambitniejszym i najtrudniejszym zadaniem, ale także najbardziej bolesnym i okrutnym
doświadczeniem!
Nie ma już wielkich motyli!
Listopad
Paryż, 6 pazdziernika
Joseph Foret dostarczył mi pierwszy egzemplarz Don Kichota ilustrowany przeze mnie techniką, która 
odkąd ją wprowadziłem  robi furorę na całym świecie, mimo że właściwie nie sposób jej naśladować. Raz
jeszcze Salvador Dali odniósł zwycięstwo godne Cezara. I to nie pierwsze. Już w wieku dwudziestu lat
założyłem się, że zdobędę Grand Prix w konkursie organizowanym przez Akademię Królewską w Madrycie,
malując obraz w ten sposób, że ani przez moment mój pędzel nie dotknie płótna. Oczywiście konkurs ten
wygrałem. Obraz przedstawiał nagą dziewicę. Stojąc przeszło metr od sztalugi wylewałem nań farby, które
rozbryzgiwały się na płótnie. Rzecz niesłychana  nie było ani jednej zbędnej plamy. Każde chlapnięcie było
nieskazitelne.
Rok temu, dokładnie w tym samym dniu, tym razem w Paryżu, założyłem się o to samo. Latem Joseph Foret
pojawił się w Port Lligat, przywożąc wielkie kamienie litograficzne. Bardzo mu zależało, aby kamienie te
posłużyły mi do pracy nad ilustracjami do Don Kichota. W tamtym okresie nie byłem zwolennikiem sztuki
litograficznej z powodów estetycznych, psychologicznych i filozoficznych. Uważałem, że metoda ta
pozbawiona jest cech aptekarskich, monarchicznych tudzież cierpiętniczych. Dla mnie była to jedynie metoda
liberalna, biurokratyczna oraz miękka. Upór Foreta, który cały czas dostarczał mi kamieni, potęgował jedynie
moją antylitograficzną Wolę mocy aż do granic agresywnej nadpobudliwości. I właśnie wtedy anielska myśl
oświeciła szczęki mojej mózgownicy. Czyż Gandhi nie mawiał, że aniołowie rozwiązują złożone problemy bez
przygotowania? W ten oto sposób, podobnie jak anioł, z miejsca rozwiązałem problem mojego Don Kichota.
Nie mogłem ugodzić kulą z arkebuza w papier, tak aby go nie rozerwać, mogłem natomiast strzelać do
kamienia, nierozłupując go. Kiedy Foret ostatecznie mnie już przekonał, zatelegrafowałem do Paryża, by
przygotowano mi arkebuz. Mój przyjaciel, malarz, Georges Mathieu, podarował mi niezmiernie cenną
piętnastowieczną rusznicę z kolbą inkrustowaną kością słoniową. I tak 6 listopada 1965 roku, otoczony stu
owcami złożonymi w ofierze na arcyunikatowym pergaminowym egzemplarzu, wystrzeliłem z pokładu barki na
Sekwanie pierwszą ołowianą kulę na świecie, wypełnioną atramentem litograficznym. Zmiażdżona kula
zainaugurowała erę  buletyzmu 77 . Na kamieniu pojawiła się boska plama, coś na kształt skrzydła anielskiego.
Jego eteryczna forma oraz dynamiczna precyzja wykonania były, w porównaniu z jakąkolwiek inną dotychczas
stosowaną techniką, doskonalsze. Przez następny tydzień oddawałem się kolejnym fantastycznym
eksperymentom. W dzielnicy Montmartre, w obecności szalejącego z zachwytu tłumu, otoczony
osiemdziesięcioma dziewczętami, które doprowadziłem niemal do ekstazy, napełniłem nawilżonym w
atramencie miękiszem chleba dwa wydrążone rogi nosorożca, po czym  przywołując pamięć Wilhelma Tella
 zmiażdżyłem je na kamieniu. I stał się cud, za który należy dziękować Bogu na klęczkach: rogi nosorożca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl