[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale powoli, po kolei. Musi pohamować swoje wzburzenie, żeby zapanować nad sytuacją. Jedna
namiętna noc w ramionach prawie obcego mężczyzny nie znaczy, że stale będzie mu uległa. W końcu
miała wystarczająco twardy charakter. Czyżby nie nauczyła się niczego o mężczyznach?
Potrafią być zabawni, bywają miłym, a nawet interesującym towarzystwem. Ale jeśli chodzi o
odpowiedzialność i zobowiązania, nie można im ufać. To fakt, o którym trzeba pamiętać. Minionej
nocy Jake nawet nie udawał zaangażowania. Nie padły żadne banalne słowa, które dałyby jej
poczucie, że wszystko jest w porządku. Sabrina potrząsnęła głową z bezgranicznym zdumieniem. Nie
spodziewała się, że tak łatwo da się uwieść. Zresztą nawet gdyby to przewidywała, zakładałaby
pewnie, że da się porwać słowom miłości i bezgranicznego oddania. Romantycznym obietnicom.
Cóż, w tej kwestii, powiedziała sobie ponuro, Jake nie skłamał. Ale przecież nie musiał uciekać się
do kłamstwa. Ona sama podała mu się jak na talerzu.
- Cholera, cholera, cholera!
Wściekła, usiadła na skale, jednej z wielu na odległym krańcu plaży. Automatycznie powiodła
zrozpaczonym wzrokiem wzdłuż brzegu, w stronę okazałego hotelu, który lśnił w świetle poranka.
Jake szedł ku niej plażą. Przez sekundę, zaskoczona, zamknęła oczy, a potem zdecydowanie
przeniosła spojrzenie na ocean. Nie okaże słabości. Nie ulegnie już żadnemu mężczyznie. Jednak nie
mogła zaprzeczyć, że widok Jake a, który szedł w jej stronę po piasku, przyprawił ją o dreszcze. Z
jego szarych oczu niczego nie mogła wyczytać. Brązowe włosy potargał wiatr.
Spłowiałe dżinsy opinały mocne uda, które tak dobrze pamiętała. Wcisnął dłonie do kieszeni
dżinsów. Kiedy zatrzymał się naprzeciw niej, otaczała go jakaś nieprzyjazna aura. Rozstawił lekko
stopy. Sabrina, już wcześniej spięta, teraz była naprężona jak struna. Zlekceważyła go i nie podniosła
na niego wzroku.
Jake odezwał się pierwszy. Ostatniej nocy w jego zachrypłym niskim głosie nie było miłości ani
oddania, tego ranka również brakowało w nim łagodności czy choćby otuchy.
- Sabrino, nigdy, ale to nigdy tego nie rób. Powiedział to z taką mocą, że przeniosła wzrok z
odległego horyzontu i popatrzyła na Jake a z zaskoczeniem. W tym momencie nie spodziewała się
takich słów.
- Czego mam nie robić? - spytała chłodno. - Mam z tobą więcej nie sypiać?
Jake ani drgnął.
- Masz nigdy więcej nie znikać mi z oczu tak jak dzisiaj rano. Nie wolno ci tego robić, doskonale o
tym wiesz. Mam cię chronić, pozwolę sobie przypomnieć. Chyba pamiętasz?
Sabrina z furią poderwała się na nogi. Jak on śmie zaczynać dzień od takiego tematu, po tym, co
zdarzyło się między nimi w nocy? Jak śmie? Co on sobie wyobraża? %7łe kim on jest?
- Nie martw się - warknęła, zaciskając pięści. - Pamiętam bardzo dobrze, w jakim celu zostałeś
wynajęty, ale uwiedzenie mnie nie wchodzi w zakres twoich obowiązków. A może uważasz, że
łatwiej mnie upilnujesz, jak zdobędziesz nade mną taką władzę? Przypuszczałeś, że obudzę się tak
urzeczona twoimi męskimi przymiotami, że do końca tej farsy będę ci posłuszna jak pies?
Jego zimne szare oczy przesłonił grozny cień.
- Sabrino, posłuchaj mnie.
- Słuchałam cię wczoraj wieczorem, i zobacz, do czego mnie to doprowadziło! Ale to niczego nie
zmieni, Jake. Rozumiesz? To, co stało się w nocy, mogło się przydarzyć każdej dwójce ludzi, którzy
znalezliby się w podobnej sytuacji. Popatrz tam - powiedziała rozkazującym tonem, zataczając ręką
łuk obejmujący wyspę. - Jesteśmy na tropikalnej wyspie, w hotelu, a nasze apartamenty są połączone.
Więc pewnie to musiało się zdarzyć.
- Tak? - W głębi jego oczu pojawił się zagadkowy błysk.
- Cóż, może i nie, gdyby ochroniarz nie wstał w środku nocy i nie otworzył drzwi łączących nasze
pokoje - odparowała.
- Chciałem tylko na ciebie popatrzeć - wyjaśnił.
- Czuję się spokojniejszy, kiedy cię widzę. Zwłaszcza w nocy.
- To idiotyczne.
- Nie musiałaś mnie szukać i wychodzić na balkon - zauważył łagodnie. - I nie musiałaś tam zostać,
kiedy już mnie znalazłaś. Dlaczego zostałaś?
- Dlaczego zostałam? - powtórzyła z irytacją.
- Ponieważ myślałam, że jak porozmawiamy o twojej nocnej klaustrofobii, będzie ci łatwiej zasnąć.
Wyszłam na balkon tylko po to, żeby z tobą porozmawiać.
- A kiedy skończyliśmy rozmawiać? - spytał fałszywie aksamitnym głosem. - Czemu nadal zostałaś?
Z litości? Tak było ci mnie żal, że postanowiłaś się ze mną przespać, w ten sposób okazując mi
współczucie?
Sabrina wzdrygnęła się i cofnęła się o krok. O czym on mówi?
- Pocieszenie? Litość? Straciłeś rozum, Jake? - zawołała i natychmiast podjęła bez zastanowienia. -
Nie jestem taka głupia, żeby iść z mężczyzną do łóżka z litości. Na Boga, to siebie powinnam
żałować, a nie ciebie. Ty świetnie dasz sobie radę. Przetrwałeś tyle miesięcy w koszmarnym
więzieniu, jesteś ekspertem w jakiejś wschodniej sztuce samoobrony. Zatrudniasz się jako
ochroniarz, żeby sobie dorobić, i posługujesz się tymi podstępnymi technikami sztuk walki, żeby
uwodzić kobietę, aż straci rozum. Nie, cholera, nie współczuję ci. Chętnie zacisnęłabym palce na
twojej szyi i udusiła cię. Dałabym ci w twarz. Chciałabym znać te twoje techniki, żeby cię pokonać.
- Rozumiem - rzekł spokojnie. Ale w żaden sposób nie mógł ukryć drobnych zmarszczek w kącikach
oczu i warg. Jego spięta twarz widocznie się odprężyła. Nie zdołał też ukryć cienia ulgi, który
przemknął w głębi jego szarych oczu. Sabrina dostrzegła to wszystko i wpadła w przerażenie.
Okazała się niewiarygodnie głupia. Mogła wykorzystać szansę, a straciła ją. Patrząc na twarz Jake a,
ledwie się powstrzymała, by ze złości nie zacisnąć zębów. Beztrosko zmarnowała okazję.
Powinna była uczepić się jego słów. Potwierdzić, że to właśnie litość kazała jej zostać w jego
ramionach tej nocy. Uwolniłaby się od wielu kłopotów, które jej teraz groziły.
- Za pózno, Sabrino - zauważył Jake niemal ze współczuciem, gdy tak przed nim stała, gromiąc się w
duchu. - Już przyznałaś, że zostałaś ze mną nie z litości, lecz z innego powodu. Nie możesz teraz
zmienić zdania i wmawiać mi co innego. - Uśmiechnął się tym swoim uroczym, zarazliwym
uśmiechem.
- Dziękuję, chyba nie zniósłbym tego dzisiaj rano.
- Nie zniósłbyś myśli, że to litość skłoniła mnie do tego, żeby zrobić z siebie idiotkę? - odparła
gwałtownie, pragnąc odzyskać stracony grunt. - Nie bądz zbyt pewny siebie i nie ciesz się, że tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]