[ Pobierz całość w formacie PDF ]

iskierki.
- Oj, myszko, może jestem stara, ale nie jestem ślepa. Jeśli nawet
kiedyś Simon za tobą nie przepadał, to już dawno przestał czuć do ciebie
antypatię.
Pukanie do drzwi przerwało im rozmowę.
- Musimy ruszać! - zawołał ojciec Simona.
- Zejdę i powiem, że zaraz dołączysz. Pamiętaj, kochanie,
małżeństwo zawiera się dla siebie, a nie dla rodziny czy przyjaciół. Nie
możesz stale myśleć o innych i brać na siebie odpowiedzialność za cudze
emocje, bo któregoś dnia to się obróci przeciwko tobie. Będziesz
nieszczęśliwa i zaczniesz innych o to obwiniać.
Ubierając się, Jenna w myślach przyznała babci rację. Wiedziała, że
kłamstwo ma krótkie nogi, lecz nadal nie potrafiła zdobyć się na
wyjawienie prawdy.
Dom Le Brunów, a właściwie mały zamek, znajdował się tuż za
wioską. Jego poprzedni właściciele mieli winnicę, potem jednak sprzedali
większość ziemi. Na teren posesji wjeżdżało się przez bramę zbudowaną,
podobnie jak reszta domów w wiosce, z czerwonego piaskowca. Droga
prowadziła pod górę. Kiedy Jenna obejrzała się za siebie, zobaczyła w
dole rozległy widok na pola i rzekę.
Wzdłuż podjazdu ciągnął się cienisty szpaler drzew, które
wyglądały, jakby stały na baczność. Miało się niemal wrażenie
niemieckiej schludności.
- Właśnie wczoraj tata mówił, że kiedyś zamek należał do
niemieckiego przemysłowca - oznajmił ze śmiechem Simon, kiedy Jenna
skomentowała ten fakt. - To było wkrótce po klęsce Napoleona. Może to
on tak równiutko zasadził te drzewa?
Ogród przed domem, otoczony przystrzyżonym żywopłotem oraz
pocięty żwirowanymi ścieżkami, również sprawiał niezwykle schludne
wrażenie.
Dostrzegłszy przez okno parkujące samochody, gospodarze wyszli z
domu, aby powitać gości. Madeleine Le Brun, niska, pulchna kobieta o
starannie pomalowanych paznokciach, profesjonalnie wykonanym
makijażu i ciemnych włosach upiętych w kok, była elegancko ubrana w
czerń i biel. Całości stroju dopełniały duże perłowe kolczyki. Z kolei jej
mąż, Pierre Le Brun, był wysokim, szczupłym mężczyzną. Wyglądał
bardzo dostojnie. Jak sędzia, pomyślała Jenna, kiedy cmoknął ją w
policzek.
- A więc to jest ta zakochana para. Zazdroszczę ci - powiedziała
Madeleine, zwracając się do matki Simona. - Nie mogę się doczekać,
kiedy nasza Marie-Claire oznajmi nam, że wychodzi za mąż. - Przez
moment milczała, słuchając męża, który mówił do niej coś po francusku,
po czym ponownie uśmiechnęła się do gości. - Pierre mi przypomina, że
nasza córka ma dopiero osiemnaście lat, a ponieważ zamierza studiować
medycynę, minie co najmniej pięć kolejnych, zanim rozpocznie
samodzielne życie. Oczywiście teraz wszystko się zmieniło. W czasach
mojej młodości po ślubie kobieta nie zaprzątała sobie głowy robieniem
kariery. Zajmowała się domem, rodziną, wychowywała dzieci, dbała o
męża. - Wzruszywszy ramionami, poprowadziła gości do salonu. -
Przyznam, że myśląc o córce, odczuwam lekką zawiść, no ale nie można
mieć wszystkiego, prawda? A poza tym dzisiejszy świat jest znacznie
bardziej okrutnym miejscem niż dawniej. Wciąż kocham Paryż, ale nie
czuję się tam najbezpieczniej...
Ellen Townsend przyznała gospodyni rację, dodając, że w Londynie
również są dzielnice, w które lepiej się nie zapuszczać po zmroku. Jenna
słuchała jednym uchem. Nie brała udziału w rozmowie.
Kolacja miała dość uroczysty charakter; trwała długo, ale w sumie
wieczór okazał się całkiem przyjemny. Oprócz Townsendów, Simona,
Jenny i jej babci gospodarze zaprosili jeszcze cztery osoby, swoich
bliskich przyjaciół, którzy zwracali się do Simona  młody człowieku .
Simon przyjmował to z uśmiechem. Pod względem doświadczenia i
zdolności na pewno przewyższał Le Bruna, który był zwykłym wiejskim
prawnikiem, ale odpowiadając na jego pytania, absolutnie niczego nie
dawał po sobie poznać.
Po kolacji wszyscy przeszli do salonu na kawę oraz przepyszne
czekoladki domowej roboty. Simon stanął przy krześle, na którym Jenna
siedziała. Kiedy pochylił się nad nią, żeby podnieść ze stołu filiżankę,
zadrżała i instynktownie się odsunęła. Zobaczyła, jak twarz Simona
tężeje, wargi zaciskają się gniewnie, a oczy tracą blask. Wydawało się jej
niepojęte, że tak nieznaczny gest może wywołać tak gwałtowną reakcję, a
jednak nie ulegało wątpliwości, że Simon się zirytował.
O jedenastej pani Le Brun w sposób delikatny i subtelny dała
gościom znać, że należałoby się pożegnać.
Townsendowie z babcią Jenny ruszyli pierwsi, Jenna z Simonem
tuż za nimi. Napięcie związane z koniecznością udawania tak bardzo ją
zmęczyło, że dopiero po kilku minutach zorientowała się, że Simon
zjechał z głównej szosy i zwalnia, aby zatrzymać się na poboczu.
- Dlaczego stajemy? - spytała niepewnie. - Wszyscy się będą
zastanawiać, gdzie jesteśmy i... i co robimy.
- Nie będą - odparł spokojnie, po czym zgasił silnik. - Przeciwnie.
Domyśla się, dlaczego nie wracamy.
Widział po jej minie, że zrozumiała, o co mu chodzi. Jej oczy
rzucały pioruny, policzki płonęły rumieńcem.
- Dlaczego tak ostentacyjnie odsunęłaś się ode mnie po kolacji?
Pytanie było zadane wprost, bez ogródek. Nie mogła udawać, że go
nie rozumie. Co mu odpowiedzieć? Wtedy, kiedy pochylił się nad nią, tak
bardzo była świadoma jego bliskości, że gdyby się nie odsunęła, wszyscy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl