[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o strefie ciszy, wypływają na to jezioro.
Za Makowem zrobiło się nieco luzniej  bo też właśnie tu jezioro zaczynało się
rozszerzać. Wyznaję, że zmęczyło mnie lawirowanie w tłoku i przy coraz słabszym
wietrze, więc z ulgą dojrzałem wygodną zatoczkę na prawym brzegu. W wodę wrzynał
się tu dość duży półwysep przedłużony skleconym z żerdzi prymitywnym pomostem, na
którym siedziało chyba ze dwudziestu wędkarzy patrzących bacznie na swoje spławiki.
101
Ominęliśmy ich i o jakieś dwieście metrów dalej rzuciliśmy kotwicę w trzcinach przy-
brzeżnych. Dopiero po zacumowaniu stwierdziliśmy, że na wodzie pływają ogromne
kałuże smarów i oleju, był to brzeg nawietrzny, wiatr nanosił tutaj krople oliwy z prze-
pływających jeziorem motorówek. W takim miejscu woda nie nadawała się nawet do
mycia. Na szczęście mieliśmy dużą kanę wody, którą rano przynieśliśmy na jacht ze
studni wiejskiej.
 Kto dziś będzie robił obiad?  zapytała Pani Księżyc, patrząc znacząco na mnie
i na Psychologa.
 O Boże, zaczyna się sprawa partnerstwa  jęknął Psycholog.
Przerwałem klarowanie grota i rozejrzałem się po jeziorze.
 Zdaje mi się, że teraz w ogóle nie będziemy jedli obiadu. Wiatr znowu się wzma-
ga, widzę coraz dłuższe i silniejsze szkwały. Dopłyniemy do Siemian i pójdziemy na
obiad do restauracji. Załoga, zrzucać żagle!  rozkazałem.
Pani Księżyc roześmiała się.
 Chciał pan chyba powiedzieć:  wciągać żagle . Przecież one leżą na dachu kabi-
ny  zauważyła.
102
Psycholog ze smutkiem pokiwał głową.
 We  Wstępie do psychoanalizy  stwierdził  wyczytałem, że tego rodzaju
przejęzyczenia ujawniają prawdziwe, choć utajone pragnienia człowieka. Pan Samo-
chodzik ma, zdaje się, dosyć rejsu. Chciałby rzucić żagle i w ogóle cały rejs.
 No, nie przesadzaj, Psycholog  odparłem niby beztrosko. Ale wiedziałem, że
ma rację.
Miałem powyżej uszu dyskusji na temat partnerstwa, kto i kiedy ma przyrządzać
śniadania, obiady i kolacje, zmywać naczynia, sprzątać na jachcie. Nie tak wyobraża-
łem sobie wyprawę na poszukiwanie nieznanego poety. Myślałem, że będziemy czytać
wiersze, dyskutować o poezji, a tymczasem jako główny temat naszych dysput zapowia-
dała się sprawa: kto i kiedy będzie miał dyżur w kuchni. Na bardzo krótki czas przerwała
te spory nauczka, którą Pani Księżyc otrzymała podczas burzy, ale gdy pogoda znowu
stała się piękna, Pani Księżyc wróciła do tej sprawy.
 Robię to ze względu na Psychologa  tłumaczyła się przede mną.  Pana sta-
roświeckich poglądów, panie Tomaszu, nie zdołam zmienić. Ale on jest młody i im
103
wcześniej zrozumie, że istnieje równouprawnienie kobiet i mężczyzn, tym lepiej dla
niego.
 Obiad zjemy w restauracji w Siemianach  powtórzyłem cierpko, wciągając
z powrotem grot na maszt.
Kika weszła na kabinę i pomogła mi knagować fał głównego żagla.
 W Siemianach, być może, spotkamy  Notosa , bo wiem, że tam będzie miał
swoją bazę  odezwała się do mnie.  Czy płynąc do Iławy nie widział go pan na
jeziorze?
 Długo obnosiła się z tym pytaniem, ale wreszcie nie wytrzymała  pomyślałem.
 Owszem. Natknąłem się na niego w tej części jeziora, która nazywa się Kraga.
Płynął na pełnych żaglach, wyglądał bardzo majestatycznie. To piękny jacht.
 A załoga? Widzieli pana?
 Tak. Radośnie kiwali mi rękami.
 A jakie mieli miny?
 Wyglądali na bardzo zadowolonych  oświadczyłem, zerkając uważnie na
dziewczynę.
104
 Bo może już trafili na ślad poety  poirytowanym głosem rzekła Kika.  Są tu
przecież już chyba tydzień. A my zaczęliśmy rejs z opóznieniem. Pan zdaje się w ogóle
nie przejmować, że oni grasują po jeziorze i gotowi nam całą sprawę sprzątnąć sprzed
nosa. Myślałam, że pan jest bardziej ambitny.
 Nie widziałbym nic tragicznego w fakcie, gdyby to oni stali się odkrywcami 
powiedziałem spokojnie.  Ostatecznie, zależy mi na tym, aby ustalić nazwisko czło-
wieka, który napisał  Złotą rękawicę . Nie ma znaczenia, kto tego dokona.
 A dla mnie to ma znaczenie!  wybuchnęła Kika.  To my, a nie oni, powinni-
śmy dokonać tego odkrycia.
Po sekundzie zmieniła ton.
 Gdy dopłyniemy do Siemian, pójdę do nich na przeszpiegi. Wywiem się, czy
trafili już na właściwy trop  zaproponowała.
 Nie zgadzam się  odrzekłem stanowczo  to są niedozwolone metody działa-
nia.
 Szkoda. . .  westchnęła Kika.
105
 Przecież i tak będziesz mogła ich odwiedzić  powiedziałem.  Ale bez szpie-
gowania.
Lecz nie było nam dane dopłynąć teraz do Siemian. Zza drzew porastających pół-
wysep wyłoniły się raptem żagle omegi bez żadnych znaków rejestracyjnych. Aódz pły-
nęła szybko fordewindem. Psycholog, który miał na szyi lornetkę, przyłożył ją do oczu
i krzyknął:
 To oni! Piraci! Widzę  Rogera na maszcie. . .
Omega zbliżyła się do obsadzonego przez wędkarzy pomostu z żerdzi, niemal otar-
ła się o niego, mieczem i płetwą sterową zrywając żyłki i spławiki. Chóralny wrzask
wypełnił powietrze, ale piracka omega już popłynęła dalej, gnana silnym wiatrem od
rufy.
* * *
Jan Zliwowski, przed piętnastoma laty pierwszy oficer na jachcie  Szkwał , miał
chyba około czterdziestki, tyle, ile dyrektor Dołęgowski, ale wyglądał co najmniej na
sześćdziesiąt. Niechlujnie ogolone policzki, pobrużdżona twarz, chytrze przymrużone
106
oczy, wyplamiony smarami niebieski kombinezon pracownika stacji benzynowej. Po-
prosiłem, aby napełnił mi bak wehikułu do pełna, zapłaciłem za paliwo i oświadczyłem,
że mam do niego ważną sprawę. Nie okazał najmniejszego zdumienia, jakby załatwia-
nie z klientami spraw  na boku dość często mu się zdarzało.
 Za pół godziny będę w barze  Mały . Tu obok  wskazał na niewielki bar przy
trasie wylotowej na Gdańsk.
Zjawił się punktualnie. Bar był samoobsługowy, przyniósł sobie z bufetu duży kie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl