[ Pobierz całość w formacie PDF ]

męczyć! Chińczycy powiadają, że cierpienie przeżyte do spółki boli o wiele mniej. Sądzę, że
niewyspanie także! Szturchnąłem więc moich podopiecznych po raz drugi, aż zaczęli wiercić
się w uprzęży pasów, mamrocząc i poziewując. Ja tymczasem musiałem ostro dodać gazu, by
znów ujrzeć przed sobą czerwony tył audi.
– Dzień dobry – mruknął Jacek – Nie uciekła?
– Nie – odpowiedziałem tłumiąc ziewnięcie.
– To wujek nie spał? – zatroszczyła się Zosia.
– Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś – wyrecytowałem. – Na przykład detektywi-śpiochy.
Już śladu by po pani Joannie nie zostało, gdyby nie wujek-antyk!
Minęliśmy Kurów, a w Markuszowie audi Joanny ostro skręciło w prawo, na szosę
nałęczowską. Dwanaście kilometrów kiepskiego asfaltu i powitało nas słynne uzdrowisko.
Po prawej stronie dostrzegłem dziewiętnastowieczną chyba opustoszałą ruderę z
obszernym podwórkiem. Jeszcze raz rzuciłem okiem za oddalającym się audi i skręciłem w
podwórko, kryjąc wehikuł za resztką muru.
– Co wujek robi, przecież tamta kobieta!... – zapiszczała Zosia.
– ...tamta kobieta może zatrzymać się w Nałęczowie, choćby na poranną kawę i
nadziejemy się na nią, a błąkanie się po bocznych uliczkach nie pasuje mi tak jak postanie
sobie tutaj. Wiemy, że Joanna jedzie do Wąwolnicy. I domyślamy się, że chce tam znaleźć
chętnych do obrabowania miejscowego sanktuarium. Ponieważ rekrutuje swoich najemników
spośród pijaczków, musi odczekać, aż takie typki wylezą z domów. No, i muszą osiągnąć
pewien stan nasycenia alkoholowego albo stan takiego braku alkoholu, że miła im będzie
myśl o każdej sumie; bo sądzę, że Joanna oferuje jakieś niewielkie zaliczki. Mamy więc
jeszcze sporo czasu i musimy się teraz zastanowić, jakie działania podjąć, aby skutecznie
„uziemić” piękną panią, a może i Kolekcjonera.
– Zameldujemy o wszystkim policji! – zawołała Zosia.
Brat jej ziewnął ponuro:
– A ty w kółko byś tylko meldowała i meldowała! O czym tym razem chcesz
zameldować? Na czym to uroczą panią Joannę mają schwytać? Na krajoznawczej wycieczce?
Czy na chęci podleczenia serca w słynnym uzdrowisku? Jeszcze jeden tak genialny twój
pomysł i ja tu będę musiał się leczyć!
– Obawiam się Zosiu, że Jacek ma rację – dodałem kiwając smutnie głową, w tej chwili
bowiem żaden dobry pomysł mi do niej nie przychodził.
Królestwo za szklankę kawy!
– Wiecie co, moi drodzy? Przejdźcie się, tylko dyskretnie, do centrum Nałęczowa,
zajrzyjcie na parkingi, ale ostrożnie! Jeśli nie będzie nigdzie audi pani Joanny, to znak, że już
działa w Wąwolnicy. Jeśli natomiast jej wóz gdzieś stoi, to mamy szansę ją wyprzedzić, choć
daję słowo honoru, że nie wiem po co! No, ruszajcie, bo to kawałek drogi, a ja tymczasem...
– ...a wujek tymczasem pomyśli – wtrąciła się z nadzieją w głosie Zośka.
– A wujek tymczasem się zdrzemnie! – ziewnąłem smakowicie.
Moja dwójka wymaszerowała z podwórka, już teraz czając się jak Siuksowie na wojennej
ścieżce.
Uśmiechnąłem się i zapadłem w sen, w którym brałem ślub z Joanną, a dyrektor Marczak
był pierwszym drużbą. Joanna miała diadem z Janisławic na głowie, a Angol z „Grandu”
swoją hebanową laseczką dyrygował Marszem weselnym Feliksa Mendelssohna. Na
pierwszych skrzypcach w orkiestrze grała aspirant Gogolewska, a na tubie śledczy z
Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku. Płatki kwiatów sypali pod nasze nogi oczywiście Zosia
i Jacek.
Oczywiście – bo właśnie oni przeleźli ze snu do rzeczywistości i z wielkim hałasem
gramolili się do wehikułu.
– Teren czysty, wodzu! – zasalutował Jacek. – Z jednym wyjątkiem.
– Przepatrzyliśmy centrum i wszystkie przyległe doń parkingi – pochwaliła się Zosia. –
Dopiero przed jedną kawiarenką, w bocznej uliczce znaleźliśmy poszukiwane przez nas audi.
Podkradłam się do okna, wujku! I co zobaczyłam: pani Joanna siedziała nad kawą, chyba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl