[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wstał i poszedł otworzyć.
Pierwszy krok, pomyślałam, bo do tej pory nie zdarzyło mu się ruszyć tyłka, nawet gdy
spodziewaliśmy się jego mamy. Potrafił wołać tak długo, aż odkładałam garnki albo pranie i szłam
wpuścić naszego gościa za próg. Może jednak coś się zmieni? Tylko muszę się zastanowić, czy ja mam
jeszcze na to ochotę. Muszę sobie też dać trochę czasu.
W drzwiach stała Elżbieta. Jej mina była bezcenna, wyrażała zaskoczenie, zdziwienie i całkowite
zablokowanie organu mowy.
 Wejdz, Elu  powiedziałam, narzucając na siebie hotelowy koc.
Wbiła wzrok w Jerzego i zaczęła się jąkać.
 Ja, ja, ja&
 Andrzej zarządził powrót?  zapytałam, podchodząc do niej dziwnie spokojna.
 No właśnie  odblokowała się.
 Za ile mamy być gotowi?
 Jak najszybciej, bo my już&
 Dobrze, ja będę zaraz, a ty?  zwróciłam się do mojego małżonka, który z kpiącym uśmieszkiem
patrzył na Elżbietę. W jego wzroku zauważyłam jakby odrobinkę tryumfu.
Spakowałam się bardzo szybko, na dres nałożyłam kurtkę, resztę wepchnęłam byle jak do torby, którą
Jureczek w pokoju swojej niecnej zdrady dopakował do końca bez mojej pomocy. Okazało się, że potrafi.
Wracaliśmy w milczeniu, każde zwrócone nosem w swoją szybę. Pogoda była pod psem, odwilż,
deszcz i mgła. Szyby w aucie wyglądały tak samo jak ja w środku. Mokre od niewylanych łez, zimne
i obrzucone błotem. Obrzydliwą, obleśną, brudną zdradą ukochanej osoby.
5
Styczeń minął bardzo szybko. Wydawało się, że mój mąż pierwszy raz w życiu stara się dotrzymać
danego mi słowa  intensywnie szukał pracy, wynosił śmieci i nawet, choć nieudolnie, obierał ziemniaki.
W przypływie pracowitości wywieszał nawet pranie, które nastawiałam przed wyjściem do pracy.
Wyglądało na to, że faktycznie mu zależy. Wczesną wiosną zrobił mi niespodziankę. Wszedł do domu
z tekturowym pudełkiem pod pachą i bardzo zadowoloną miną.
 Mam coś dla ciebie!  krzyknął i jak zwykle zamknął drzwi kopnięciem.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, bo przestraszyłam się tego  strzału , a poza tym przeciąg rozwiał
poukładane przeze mnie na podłodze dokumenty firmowe, które pieczołowicie sortowałam. Nie
powinnam przynosić ich do domu, ale Andrzej chciał być pewien, że wszystko będzie w porządku, i mnie
o to poprosił. Jerzy schylił się i postawił koło mnie karton, z którego wyłoniło się coś bardzo czarnego
i śmiesznego. Coś, co pachniało dość dziwnie i patrzyło na mnie czarnymi błyszczącymi koralikami.
 Ojej!  zawołałam radośnie, wyciągając skarb z pudełka.
 Wiedziałem, że ci się spodoba  odparł bardzo z siebie zadowolony. Odwrócił się w stronę naszej
malutkiej kuchenki i dodał szeptem, który i tak usłyszałam, chociaż wtedy nie zwróciłam na to uwagi: 
Może nareszcie będę miał spokój na tym świecie.
To właśnie wtedy przytargał mi maleńką Luizę, która od razu ufnie umościła się na moich kolanach
i zasnęła głęboko, pozwalając mi pooglądać każdy szczegół jej psiej osoby. Siedziałam na podłodze
i zastanawiałam się, jak można stworzyć coś tak perfekcyjnego. Zaczęłam od nosa, którego czarna, lekko
wilgotna, błyszcząca skóra przechodziła płynnie w aksamit króciusieńkiej sierści. Potem zobaczyłam
rzęsy sterczące jak szczoteczki i brwi utopione w fałdach nagromadzonej szczenięcej skóry, uszy
z czarnego aksamitu i malutkie fafelki najeżone czarnymi wąsami. Nawet pręgi wiły się według jakiegoś
schematu, jednakowo po obu stronach grzbietu. Jedna biała plama na prawej łapie podbita była
różowymi, miękkimi i ciepłymi poduszeczkami. Reszta tych śmiesznych poduszeczek była czarna.
Oglądałam, oglądałam i bałam się poruszyć, aby nie zbudzić tego spokojnie sapiącego arcydzieła Matki
Natury.
To moje podziwianie trwałoby może i bez końca, bo cały czas odkrywałam inne równie atrakcyjne
miejsca, ale psia obudziła się nagle, popatrzyła na mnie niezbyt mądrym dziecięcym spojrzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl