[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
Chyba osiągnął cel, bo jego prawnicy już szykują dokumenty. Podejrzewam, że jadłaś
mu z ręki - dodała ze śmiechem. - Doszliśmy do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem
będzie unieważnienie małżeństwa, żeby oszczędzić jego babci i naszej chrzestnej dodat-
kowych strapień. Ponieważ obydwoje wzięliście ślub wbrew własnej woli, nietrudno bę-
dzie je uzyskać.
- Nie znam się na prawie, ale podpiszę wszystko, co potrzeba, jeżeli to chciałaś
usłyszeć - poinformowała Ellie zaskakująco spokojnym tonem. - A teraz wyjdz.
Silvia wstała niespiesznie, wygładziła spódnicę i popatrzyła na pobladłą twarz El-
lie.
- Robisz wrażenie zdenerwowanej, moja droga - orzekła po chwili obserwacji. -
Zupełnie niepotrzebnie. Wiem, że Angelo przyjechał tu dla mojego dobra, więc nie mam
żalu o to, w jaki sposób spędzaliście czas. Nie musisz się wstydzić. Poza tym pragnę cię
zapewnić, że naprawdę dobrze ci życzę.
Ellie nie odpowiedziała. Jakimś cudem dotarła do drzwi i otworzyła je na oścież.
Dopiero po wyjściu nieproszonego gościa poszła do łazienki i dostała torsji.
- Sprzedajesz Casa Biancę, dom twojej babci, w którym przeżyłaś tyle szczęśli-
wych chwil? - dopytywała się sąsiadka z niedowierzaniem. - Nie możesz tego zrobić!
- Niestety, muszę. Uwielbiałam tu przyjeżdżać, ale nic nie trwa wiecznie - wes-
tchnęła Ellie. - Ostatnio moje życie bardzo się skomplikowało. Prawdopodobnie poszu-
kam sobie pracy w Anglii. Wolałam panią uprzedzić, że dziś po południu przyjedzie
agent nieruchomości, by dokonać wyceny.
- Ale dlaczego? Włochy to twoja ojczyzna. Masz tu przyjaciół, rodzinę.
- Potrzebuję odmiany. Dokładnie przemyślałam tę decyzję - dodała Ellie z bólem
serca.
- Nie oszukasz mnie, Eleno. Wiem, kiedy ją podjęłaś. Po wyjezdzie twojego przy-
stojnego znajomego. Jak cię odnajdzie, kiedy wróci?
Ellie wzięła głęboki oddech.
- To nie wchodzi w grę. Muszę wziąć życie we własne ręce.
R
L
T
- Ale byłaś przy nim taka szczęśliwa. Wszyscy to widzieli - tłumaczyła łagodnie
pani Alfredi. - A teraz zgasło światło w twoich oczach. Zasmucasz nas. Wszyscy bę-
dziemy za tobą tęsknić, łącznie z Pokiem.
Ellie pochyliła się i podrapała pieska między uszami.
- Może nowi sąsiedzi też będą cię zabierać na spacery - pocieszyła zwierzaka.
Oczywiście żałowała, że musi opuścić ukochane miejsce, ale nie mogła ani zostać
tutaj, ani wrócić do Rzymu. Potrzebowała kryjówki, w której nie znajdzie jej ani Silvia,
ani Angelo, by mogła wyleczyć rany.
List, który podarła i spaliła, zmusił ją do podjęcia tego drastycznego kroku. A
zwłaszcza słowa: Podczas następnego spotkania". Chyba by go nie przeżyła. Nie mo-
głaby mu spojrzeć w oczy, nawet w kancelarii prawniczej, w obecności urzędników.
Wątpiła, czy kiedykolwiek wybaczy mu nikczemny podstęp. Nie musiał przyspa-
rzać jej dodatkowych cierpień, nakłaniać do spełnienia swojej woli za pomocą pieszczot i
udawanej czułości. Zostawiła przecież list, w którym prosiła o rozwód. Wystarczyło
szczerze wyznać, że Silvia zaszła z nim w ciążę, by uzyskać zgodę Eleny. Zraniłby ją
okrutnie, ale nie zaszokował. Od dawna przewidywała, że wróci do dawnej kochanki.
Niepotrzebnie zadał jej jeszcze większy ból.
Znienawidziła go za to, co nie znaczyło, że przestał ją pociągać. Ze wstydem
przyznała, że gdyby się do niej uśmiechnął lub, co gorsza, dotknął jej, przypuszczalnie
by mu uległa.
Potrzebowała nowej kryjówki, gdzie nikt by jej nie znalazł, ani babcia Cosima, ani
matka chrzestna, ani nawet Tullia. Gdy poznają powód jej ucieczki, co wkrótce nastąpi, z
pewnością jej wybaczą. Przede wszystkim zaś pragnęła uciec od samej siebie.
- I żyli długo i szczęśliwie".
Po zakończeniu bajki Ellie zamknęła książkę i uśmiechnęła się do siedzących krę-
giem słuchaczy.
- Jeszcze, jeszcze! - prosiły dzieci, lecz Ellie stanowczo pokręciła głową.
- Jeżeli spóznimy się na lunch, matka Felicitas nie pozwoli mi wam więcej czytać -
tłumaczyła.
R
L
T
Mocno przesadziła, lecz dzieciaki posłuchały. Ellie wsunęła książkę do torby, ale
zamiast iść za nimi, podeszła do okna. Podziwiała przepiękny widok zielonych łąk, ską-
panych w promieniach słońca, przedzielonych polami rzepaku i czerwonych maków.
Najbliższe miasto wyglądało jak blada smuga na linii horyzontu. Pod oknem na dzie-
dzińcu rosła morwa, w której cieniu Ellie chętnie siadała na drewnianej ławeczce.
Znalazła w klasztorze najwspanialszą z możliwych kryjówek. Uważała, że nigdy
nie spłaci długu wdzięczności wobec matki przełożonej za udzielenie schronienia i dys-
krecję. Po przybyciu wyjaśniła jej przyczynę rozpadu swojego małżeństwa i poprosiła,
żeby nie informowała nikogo, gdzie przebywa. Matka Felicitas zrozumiała, że potrzebuje
spokoju, żeby dojść do siebie. Obiecała spełnić jej prośbę z jednym tylko zastrzeżeniem:
- Zgoda, ale jeżeli ktoś spyta wprost, czy tu mieszkasz, nie skłamię.
Ellie skłoniła głowę.
- Na pewno do tego nie dojdzie - odrzekła.
Faktycznie przez sześć tygodni nikt o nią nie zapytał. Przed opuszczeniem Casa
Bianki napisała do babci Angela i księżnej, że pragnie spędzić trochę czasu w samotności
i prosi, żeby się o nią nie martwiły.
Dostała pokój w skrzydle budynku, mieszczącym sierociniec i szkołę. Skromnie
wyposażony, z wąskim łóżkiem, nie nasuwał zdrożnych skojarzeń. Matka Felicitas kaza-
ła jej wstawić stół i krzesło, by mogła pracować zawodowo. Płaciła wprawdzie za
mieszkanie i wyżywienie, ale z wdzięczności udzielała społecznie lekcji angielskiego
starszym dzieciom. Młodszym zaś czytała własne tłumaczenia baśni i opowiadań.
Agencja handlu nieruchomościami, która pośredniczyła w sprzedaży Casa Bianki,
odbierała i przesyłała jej korespondencję. Na razie jeszcze nie dostała dokumentów roz-
wodowych. Trochę ją dziwiła opieszałość prawników Angela. Z całą pewnością zależało
mu na tym, by jego dziedzic urodził się jako ślubne dziecko. Jak miała zacząć nowe ży-
cie, gdy wciąż wisiała nad nią ta czarna chmura?
Mimo kojącej atmosfery klasztoru i wspaniałego wyżywienia straciła apetyt, schu-
dła i zle spała. Najdziwniejsze, że wciąż czuła się zmęczona, a łzy napływały jej do oczu
z najbłahszych powodów. Siostra Perpetua z infirmerii zaleciła ruch na świeżym powie-
R
L
T
trzu. Posłuchała jej rady, lecz tego ranka poczuła bóle i zawroty głowy. Podejrzewała, że
złapała wirusa, a nie mogła sobie pozwolić na chorobę przy rozlicznych obowiązkach.
Zajęcia z dziećmi poprawiły jej samopoczucie. Dolegliwości wprawdzie minęły,
ale apetyt nie wrócił. Mdliło ją na samą myśl o jedzeniu. Postanowiła zrezygnować z
lunchu i chwilę odpocząć. Ledwie ruszyła ku drzwiom, do sali wkroczyła matka Felicitas
z kopertą w ręku.
- Przyszedł list do ciebie, drogie dziecko - oznajmiła.
Agencja nieruchomości z Porto Vecchio informowała ją, że spośród licznych ofert
zakupu Casa Bianki wybrali w jej imieniu najkorzystniejszą, złożoną przez hrabiego
Manziniego.
Ellie zaniemówiła ze zgrozy. Gdy odzyskała mowę wykrztusiła:
- Kupił... jej... mój dom.
Potem ogarnęła ją ciemność.
R
L
T
ROZDZIAA TRZYNASTY
- Jestem zdrowa - zapewniła Ellie z całą mocą. - Zemdlałam pod wpływem
wstrząsu.
- Nie - odparła matka Felicitas, gładząc ją po dłoni. - Siostra Perpetua zapewniła
mnie, że objawy wczesnej ciąży bywają nieprzyjemne, ale rzadko niebezpieczne.
Ellie o mało znowu nie zemdlała z przerażenia.
- Twierdzi, że oczekuję dziecka? - wykrztusiła, kiedy odzyskała mowę. - To nie-
możliwe!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]