[ Pobierz całość w formacie PDF ]

krześle, pozornie zupełnie rozluzniony. Jakim sposobem
mógł wyglądać na tak zrelaksowanego, a potem poruszać się
tak szybko?
- Chcę się wykąpać.
50
S
R
- Proszę cię bardzo. Ja się nie spieszę. W łazience nie ma
okien, a przewód wentylacyjny jest za wąski nawet dla cie-
bie.
Pobiegła do łazienki i zamknęła się na klucz. Jak udało
mu sieją znalezć?
Kiedy wyszła, w dżinsach i niebieskiej koszulce, jej wa-
lizka leżała otwarta na łóżku. Bez słowa wrzuciła rzeczy do
środka. Jason nie spuszczał z niej wzroku.
- Dzisiaj zainstalowałem nowy system alarmowy. Tego
nie uda ci się obejść.
- Nie miałam zamiaru - odpowiedziała tonem najbardziej
wyniosłym, na jaki było ją stać.
W jego oczach błysnęło rozbawienie.
- Jesteś gotowa wyprowadzić się z obu pokojów? Nie bę-
dą ci już potrzebne.
- Chyba po prostu wrócę do Dallas. Możesz jechać za
mną, żeby się upewnić.
- Nie ma mowy! Dzisiaj wynajęłaś mieszkanie w jednym
z najbardziej ekskluzywnych budynków w Royal.
- Skąd o tym wiesz? - urwała nagle, postanawiając nie
pozwolić mu zauważyć, jakie wrażenie zrobiła na niej jego
wiedza. W dodatku nie śledził jej, więc skąd mógł wiedzieć?
- Chcesz zadzwonić do domu, żeby podać swój nowy ad-
res? Do chłopaka? Siostry? Matki?
- Nie mam chłopaka. Zawiadomię siostrę.
Na drugim końcu linii odezwała się automatyczna sekre-
tarka.
- Holly, będę na ranczo Jasona Windovera. Numer tele-
fonu... - podała mu słuchawkę. Jason wyrecytował numer.
- Jesteś gotowa, Merry?
51
S
R
Kiedy wymówił jej imię, poczuła kolejny dreszcz. Skinęła
głową i skierowała się ku drzwiom. Ujął ją pod ramię i wie-
działa, że przez następnych kilkanaście minut nie będzie mia-
ła najmniejszej okazji do ucieczki.
Wymeldowała się z hotelu i wyszli na zewnątrz.
- Co z moim samochodem? Nie mogę go tak po prostu
tutaj zostawić.
- Nie musisz. Daj mi kluczyki. Już rozmawiałem z admi-
nistracją hotelu. Przetrzymają go przez tę noc, a jutro któryś z
moich pracowników przywiezie samochód na ranczo.
Bez słowa wsiadła do jego furgonetki.
- Powtarzam jeszcze raz: powiedz mi, jeżeli znowu zro-
biłaś coś Dorianowi.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. Poza tym i tak mi nie
wierzysz.
- Pozostawiam sobie możliwość wyrażania wątpliwości.
Byłoby lepiej, gdybyś miała jakiś dowód, więc przemyśl
jeszcze raz to, co mi opowiedziałaś. Rzadko się zdarza, by
winny nie zostawił jakiegoś śladu. Gdzie pracował Dorian,
gdy spotykał się z twoją siostrą?
- W Denworth Technology.
- To można sprawdzić.
Merry spojrzała w jego stronę. Ta odpowiedz wskazywa-
ła, że jednak myślał o tym, co mu powiedziała.
- Opowiedz mi jeszcze raz o tym morderstwie - poprosiła.
Kiedy Jason mówił, przyglądała się jego rękom wspartym
na kierownicy. I profilowi. Był obłędnie przystojny. Musiała
trzymać nerwy na wodzy, bo nie chciała, by jej serce również
zostało jednym z jego trofeów łowieckich.
52
S
R
- Próbujesz odnalezć mordercę. Myślę, że to może być
Dorian.
Jason spojrzał na nią dziwnie.
- Wiem, że go nie lubisz, ale to nie powód, by go oskar-
żać o morderstwo bez żadnych dowodów.
- Ty też za nim nie przepadasz, prawda?
- Prawda - przyznał. - A, co gorsza, nie mam powodu.
Ale jest w nim coś, nie wiem co...
- Pewnie brak szczerości. To chodzący fałsz. Czy mogę
ci pomóc w twoim śledztwie?
Jason uśmiechnął się.
- Będziesz musiała zwrócić się z tym do policji.
- Nie opowiadaj bzdur! Ty i twoi koledzy z klubu zajmu-
jecie się tą sprawą, prawda? - Właśnie przyszło jej to na
myśl, ale im dłużej myślała o różnych szczegółach, tym bar-
dziej prawdopodobna zdawała jej się ta hipoteza.
- Skąd ten pomysł?
- Nie zaprzeczasz, Jasonie. Wiesz, co myślę. Powiedzia-
łeś, że Sebastian miał alibi, ale nie mógł się do niego przy-
znać. Ten wasz klub to tylko fasada. Zajmujecie się zupełnie
czym innym. Czy to rodzaj biura śledczego?
Zapadła chwila pełnej napięcia ciszy.
- Nie. Ale masz intuicję. Rob jest prywatnym detekty-
wem, kilku z nas służyło w armii, kilku innych zajmowało się
sprawami zagranicznymi.
- Więc po części mam rację?
- Słuchaj, większość ludzi nie ma pojęcia, czym się zaj-
mujemy. I wolałbym, żeby tak zostało.
- Umiem trzymać język za zębami.
- Więc zrób to. Tak będzie bezpieczniej dla wszystkich.
53
S
R
Będę milczeć, ale nie w twoim towarzystwie. Nie wszy-
scy jesteście detektywami, więc o co chodzi? Znowu zapadła
cisza.
- Staramy się pomagać ludziom, którzy tego potrzebują -
powiedział w końcu. - Możemy jezdzić w różne miejsca i ro-
bić rzeczy, których nie mogliby zrobić oficjalni agenci. Ale
to musi zostać między nami.
- Oczywiście - skinęła głową.
- Jak widzisz, nie jestem tylko bogatym, zepsutym play-
boyem. Poza tym ty też nie należysz do osób biednych, skoro
mogłaś sobie pozwolić na dwa pokoje w Royalton i wynaję-
cie mieszkania. Możesz przebierać w ofertach pracy.
Zarumieniła się. Była zadowolona, że w ciemności nie
mógł tego zobaczyć.
- Zarabiam na siebie.
- Skończyłaś studia jakieś pięć lat temu?
- Nie. Dokładnie rzecz biorąc, zaczęłam studia na uni-
wersytecie stanowym i po roku znalazłam pracę na pół etatu.
Potem wróciłam na wakacje do domu i znalazłam pracę, któ-
ra okazała się tak dobrze płatna, że rzuciłam studia. Ale
skończę je - powiedziała z determinacją. - W tej chwili za-
pisałam się na kurs korespondencyjny. Zostanę magistrem.
- Na pewno, jeżeli tylko sobie to postanowisz.
- Co ty studiowałeś?
- Nauki polityczne i hodowlę bydła.
- Bardzo dziwna kombinacja.
- Oba kierunki były mi potrzebne w życiu. Rozmawiali o
czasach studiów i szkole aż do momentu, kiedy wjechali w
bramę rancza. Tym razem Jason wprowadził samochód do
garażu. Kiedy weszli do kuchni, wystukał
54
S
R
kod alarmu tak szybko, że nie była w stanie odtworzyć żad-
nego numeru.
- Nieważne, czy zapamiętałaś kod. Ten alarm nie pozwa-
la się oszukać.
- Nie mam zamiaru próbować.
Dotknął dłonią jej policzka i Merry wzięła głęboki od-
dech.
- Cieszę się, że twoje zadrapania już się goją.
- To nic wielkiego.
- Więc nie jesteśmy już wrogami? - zapytał, spoglądając
jej w oczy.
- Nie - zaprzeczyła, świadoma, że stoi za blisko. Chciała
się odsunąć, ale nogi jakby wrosły jej w podłogę.
- Przyjaciółmi? - Dotknął jej szyi.
- Chyba tak - wyszeptała. Zebrała wszystkie siły, by się
odsunąć.
- Gdzie mam zanieść swoje rzeczy?
- Ja się nimi zajmę. - Zabrał obydwie walizki i zaniósł je
do pokoju, który zajmowała poprzedniej nocy. Po chwili
znowu siedzieli na sofie.
- Myślałam o wszystkim, co mi powiedziałeś. Czy kto-
kolwiek zapytał, gdzie był Dorian, gdy popełniono morder-
stwo?
- Ma alibi. Był w Royal Diner. Laura Edwards, kelnerka,
potwierdziła to.
- Kolejna kobieta, którą zdołał omotać.
- Skąd wiesz?
- Wystarczy spojrzeć na nich, gdy są razem. - Merry [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl