[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczór.
No, bracie, mów popatrzyłem na niego, gdy ruszaliśmy spod mojego domu.
Ale, że co? nie rozumiał.
No, o co chodzi? Z tobą i Amie? spytałem wprost.
Ale, o co pytasz? Był dziwnie spięty.
Czy ja mówię po chińsku? Przecież widzę, co się z tobą dzieje bro uśmiechnąłem się.
Lepiej się martw o siebie odbił piłeczkę. Zobacz, co się z tobą dzieje, Cordell też się
uśmiechnął.
Co ty powiesz, Cordell? A niby co się ze mną dzieje? mruknąłem już bez uśmiechu.
Nic, bracie, tylko masz mały problem. Naprawdę jest niewysoki, ma zielone oczy i niezłe
nogi. Zerknął na mnie.
Aaaa, daj spokój machnąłem ręką.
Serio, Tom, ona jest fajna babka poważnie zaczął Trevor. Rozmawiałeś z nią w ogóle?
No trochę, ale ona jest... nieprzenikniona... Wiesz, ma dziecko chore. To znaczy zdrowe w
sensie fizycznym i psychicznym na swój sposób też. Ale... nie dokończyłem.
Ale co? Trevor był wyjątkowo poważny.
No on chyba coś przeżył i nie mówi. Ma pięć lat, potrafi pisać, ale nie mówi, rozumiesz?
popatrzyłem na brata.
O kurde, stary, przejebane! pokręcił głową.
No wiem. Ale mam jakieś dziwne przeczucie, że ona też coś przeżyła, że coś ukrywa. I
dlatego zamyka się na wszystko kręciłem głową.
Poczułem, że Trevor patrzy na mnie uważnie.
To macie coś wspólnego... powiedział cicho.
Nic nie odpowiedziałem.
Patrzyłem w boczną szybę i przypominałem sobie obrazy z przeszłości.
Mały chłopiec siedzi przy stole z oczami wlepionymi w talerz pełen płatków na mleku. Nie
podnosi wzroku, modląc się, żeby ON nie zauważył w jego spojrzeniu czegokolwiek, co mógłby
uznać za pretekst do wyciągnięcia z szafy grubego rzemienia. Mały chłopiec bardzo się boi,
czeka na swojego brata, lecz nadaremnie. ONA zabrała brata i wyjechała do innego miasta...
Brat zawsze stawał w obronie małego chłopca, w zamian ściągając na siebie gniew JEGO. Ale
teraz brata już nie ma i mały chłopiec zaczyna drżeć ze zdenerwowania. W tych nerwach
wykonuje gwałtowny ruch i przewraca przez nieuwagę talerz z niedojedzonymi płatkami. Patrzy
przerażony na NIEGO, a ON z pełnym zadowolenia uśmiechem sięga do szafy...
Potrząsnąłem głową, żeby wyrzucić z głowy wspomnienia czasów, które minęły i nigdy już nie
wrócą. Wiedziałem, że one ciągle mieszkają w mojej głowie, ale posiadłem zdolność chowania
ich do głębokich szuflad mojego umysłu i nie wyciągania nigdy na zewnątrz.
Nie odzywając się już do siebie, podjechaliśmy pod dom Kati i Amelie. Trevor wyszedł z auta i
poszedł do drzwi wejściowych. Patrzyłem, denerwując się tym, czy Kati pójdzie, czy też nie.
Po chwili z domu wyszła sama Amelie, pocałowała Trevora, który prowadził ją w stronę auta.
Poczułem, że ten wieczór będzie najgorszym w moim życiu.
Amelie wsiadła do tyłu i powiedziała:
Jedzmy, Kati dojedzie do nas za jakąś godzinkę. Czeka na Ann, która kończy pracę.
A Kati wie, jak tam dojechać? spytałem, jednocześnie przeklinając się, za to, że nie wziąłem
swojego samochodu.
Tak, Trevor podał jej adres. Ona wie, jak tam się jedzie.
Miałem cholerną ochotę wyjść z auta, poczekać z Kati na Ann i pojechać razem z nią do klubu.
Albo po prostu zostać z nią w domu. Ale nie zrobiłem tego. Kiwnąłem do Trevora, żeby jechał i
ruszyliśmy w drogę.
K.
Patrzyłam zza firanki, jak odjeżdżają. Ann już była u mnie i pomagała mi się szykować. Nie
chciałam jechać z Tommy m w jednym samochodzie. Za mała przestrzeń, za duże napięcie. Jak
dla mnie, oczywiście. Ann była przeszczęśliwa, że zdecydowałam się założyć jej sukienkę. Mój
entuzjazm już trochę osłabł, gdy zobaczyłam się w lustrze. Sukienka była... mała... Jak dla
mnie, za mała. Ale Ann uważała, że wyglądam fantastycznie. Musiałam przyznać, że
wyglądałam... inaczej.
Sukienka była złota, sięgała mi do połowy uda. Z przodu wyglądała... nawet nobliwie. Odkryte
ramiona, za to zero dekoltu, tylko lekki golfik. Zluzowana aż do bioder, stamtąd biegł szeroki
ściągacz właśnie do połowy uda. Za to z tyłu... Luzno udrapowany materiał odkrywał plecy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]