[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naszym grobie.
Dobrze powiedział Liam. Dobrze.
I zaproponował restaurację, w porze obia-
dowej, za trzy dni.
210
Restauracje będą już otwarte? spyta-
ła Janet. Nie chciałaby się z nim rozminąć.
Ależ tak, na pewno.
Spojrzeli na siebie, jakby jeszcze nie
wszystko zostało powiedziane. Liam wziął
do ręki broszurkę reklamującą sprzedawa-
ne ryby, oddarł kawałek kartki z narysowa-
ną baramundi [australijska ryba płucodysz-
na] i szybko zapisał kilka cyfr.
To na wypadek, gdybyś zmieniła zda-
nie wyjaśnił. Janet oddarła drugą kartkę
z rysunkiem baramundi i również zapisała
swój numer.
Na wypadek, gdybyś ty zmienił zda-
nie.
Nigdy, dla mnie to sama przyjemność
zaprotestował, kłaniając się z zabawną
galanterią.
Ja też będę niecierpliwie czekała na
nasze następne spotkanie zgodziła się z
nim Janet i poszła do swojego samochodu,
211
przeskakując kałuże, które tworzyła woda
lejąca się z węży przy straganach rybnych.
Odwróciła się jeden raz; Liam wciąż stał w
miejscu, gdzie się rozstali. Pomyślała, że
nie życzyli sobie wesołych świąt. Wszyscy
życzyli tego nawet przygodnie poznanym
osobom. Może oboje czuli, że to drugie
musi w czasie Bożego Narodzenia coś za-
łatwić, wyjaśnić...
Janet mieszkała w jednym domu z trze-
ma innymi nauczycielkami. Każda z nich
zajmowała duży, słoneczny pokój. Ogrom-
na kuchnia i dwie łazienki były wspólne.
Miały też niewielki ogródek, a w nim czte-
ry leżaki do opalania. Wszyscy twierdzili,
że to szaleństwo płacić tak dużo pieniędzy
za luksusowe mieszkanie. Każda z nich
mogłaby złożyć depozyt bankowy, dostać
kredyt hipoteczny i kupić własny dom, ale
na razie żadna nie chciała wybrać takiego
rozwiązania. Jak na kobiety między dwu-
212
dziestym a trzydziestym rokiem życia, ra-
czej nie miały konfliktów. Nie wtrącały się
w sprawy innych. Płaciły kobiecie, która
raz w tygodniu przychodziła posprzątać.
W ich domu nikt nie nastawiał telewizora
zbyt głośno, a jeśli ktoś zaprosił do pokoju
chłopaka, nie rozmawiało się o tym. Nigdy
też nie było słychać żadnych nieprzystoj-
nych odgłosów. Często śmiały się z tego
układu i ze wspólnego mieszkania, nazy-
wając dom dworem menopauzy .
Sheila pochodzi z Irlandii. Czasem uda-
wała się na święta do domu, ale w tym
roku nie odłożyła na ten cel pieniędzy ani
też nie mogła wykrzesać z siebie entuzja-
zmu dla deszczu i mokrego śniegu, więc
została w Sydney. Wszystkie cztery zapla-
nowały dzień Bożego Narodzenia jako
miły i spokojny. Będą unikały wzruszenia i
wypiją trochę więcej alkoholu niż zwykle.
Nie będą wspominały o facecie Maggie i o
213
braku perspektyw dla tego związku; nie
będą budziły nostalgicznego nastroju w
Sheili, śpiewając piosenkę Danny Boy;
będą wykazywały zainteresowanie pracą
magisterską Kate. O tym, że Janet poznała
najwspanialszego mężczyznę na świecie,
koleżanki nie będą wiedziały, więc żadna o
tym nawet nie wspomni.
W wigilię Bożego Narodzenia Janet sie-
działa w ogrodzie. Wieczór był ciepły i
pachniał kwiatami. Z oddali słychać było
szum morza. Zastanawiała się, gdzie w tej
chwili może być mężczyzna o imieniu
Liam, zabawnie marszczący twarz w
uśmiechu, podobno pracujący w bankowo-
ści. Nie powiedział, że pracuje w banku,
co wydało jej się znaczące. Była dziesiąta.
Usłyszała dzwięk telefonu. Janet, przeko-
nana, że dzwoni rodzina Sheili z Irlandii,
mimo to podniosła słuchawkę.
Janet?
214
Liam? natychmiast go poznała.
Chciałem ci życzyć wesołych świąt.
Zapomnieliśmy o tym.
Rzeczywiście. Wesołych świąt. Ja-
net, chociaż nie lubiła czekać, ugryzła się
w język i nie powiedziała nic więcej.
Masz jeszcze swoją baramundi? spy-
tał.
Oczywiście. Znów chwila ciszy.
Miłego dnia.
Tobie również.
Rozłączyli się. Janet wróciła do ogrodu,
objęła kolana rękami i zapatrzyła się na
rozświetlone gwiazdami niebo. Dobrze
wiedziała, dlaczego była taka powściągli-
wa. Chciała móc w dniu Bożego Narodze-
nia oddawać się marzeniom. Chciała my-
śleć o Liamie, o jego uśmiechu i o tym, że
i on marzył o niej o dziesiątej wieczorem,
w wigilię Bożego Narodzenia. Nie chciała
słuchać o jego żonie i dzieciach jeśli ist-
215
nieją ani wyrozumiałej kobiecie, z którą
mieszka od lat, ani też o przykrej sprawie
rozwodowej. Wolała myśleć o mężczyznie,
który z niecierpliwością wyczekuje spotka-
nia z nią, mającego nastąpić za trzy dni. O
mężczyznie, z którym może o wszystkim
porozmawiać i który wszystko rozumie. O
mężczyznie, który powiedział, że w przy-
szłym roku o tej porze będą się bardzo do-
brze znali.
Siedziała długo, ciesząc się swoją tajem-
nicą. Od sześciu lat nie była zakochana.
Wtedy miała dwadzieścia dwa lata. Pózniej
byli w jej życiu różni mężczyzni, ale nie
było prawdziwej miłości. Zdążyła już za-
pomnieć, jakie to cudowne uczucie: głupie,
uskrzydlające i oderwane od rzeczywisto-
ści. Usłyszała dzwony i przypomniała so-
bie, że w kościołach odprawiają nabożeń-
stwa. Gdzieś na ulicy hałaśliwie żegnali się
podchmieleni kumple. Zaczął się dzień
216
Bożego Narodzenia.
Nie było wiatru, ale Janet zadrżała. Dru-
gi raz tego dnia. Bez żadnej zrozumiałej
przyczyny przypomniało jej się, jak mama
pomagała jej zasunąć suwak przy pierw-
szej wieczorowej sukni, w dniu osiemna-
stych urodzin.
Jestem bardzo szczęśliwa powie-
działa wówczas Janet, z przyjemnością
przyglądając się swojemu odbiciu w lu-
strze.
Już nigdy nie będziesz taka szczęśli-
wa, jak w tej chwili powiedziała matka.
Janet była wściekła. Mama umiała
odrzeć z uroku nawet najbardziej czarowne
chwile. Nigdy tego nie zapomniała, cho-
ciaż okazało się, że matka nie miała racji.
Janet bywała szczęśliwsza niż w dniu
osiemnastych urodzin. Kiedy miała dwa-
dzieścia jeden lat, zakochała się w Marku i
przez czternaście miesięcy każdy dzień i
217
każda noc były przepełnione szczęściem.
Dlaczego właśnie teraz przypomniała sobie
słowa mamy? Słowa kobiety, która nigdy
nie zaznała szczęścia i zawsze, we wszyst-
kim, zamiast blasków widziała tylko cie-
nie? Zbyt wiele śmiechu oznaczało łzy
przed snem, zbyt ładna pogoda zapowiada-
ła ból głowy wieczorem, ludzie zachowu-
jący się serdecznie, sympatyczni i uprzej-
mi, wcześniej czy pózniej okazywali się
słabeuszami.
Matka Janet nie żyła od czterech lat. Oj-
ciec ożenił się powtórnie. Obecna żona w
niczym nie przypominała poprzedniej.
Była niska, pulchna i wiecznie uśmiech-
nięta. Janet nie potrafiła zrozumieć, co
tych dwoje w sobie zobaczyło, ale nie wy-
dawało jej się to istotne. Może znalezli to,
co ona i Liam, chociaż brzmiało to bardzo
nieprawdopodobnie. W każdym razie oj-
ciec poznał Lilian w studiu telewizyjnym,
218
gdzie oboje siedzieli jako widzowie w ja-
kimś programie, i Lilian została jego żoną.
Janet poznała Liama dzisiaj rano, na targu
rybnym. Liam powiedział, że za rok o tej
porze będą się dobrze znali. Przed chwilą
zadzwonił i życzył jej wesołych świąt.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]